2021-12-22, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Dla jednych ważny i święty, dla innych czas odpoczynku, szwendania się po ciekawych kątkach. Jakby nie chciał nazywać, znów idą święta.
Dla mnie od bardzo już wielu lat święta to nie biały obrus, choinka, bombki, renifery i inne takie. To czas, kiedy mogę zabrać swoją czerwoną walizkę i ryznąć gdzieś tam. Zwykle nie jest to daleko, bo i czasu nie ma za dużo. Ale to czas wyczekiwany i szczęsny.
Przez ostatnie dwa lata, od świąt 2019 roku szwendaczka była wirtualna. Bo ciągle coś się działo. Siedziałam wówczas w domu, przeglądałam zdjęcia, mapy, wspominałam sobie miejsca, w których było mi dobrze (niedobrze to chyba nigdzie jak do tej pory nie było, no może przez pół dnia w Rydze). Co prawda, teraz też nie jest cudownie, ale niech się dzieje wola… Można sobie gdzieś pojechać, więc ja sobie jadę. Nie tak daleko, jak przemiły znajomy, po prawdzie zupełnie blisko, ale zawsze. I jak zwolennicy tradycyjnych świąt będą siedzieć przy stole nakrytym białym obrusem, ja będę się szwendać gdzieś po Spandau albo Koepenick.
Wezmę ze sobą najnowszy prezent, który sama sobie kupiłam, czyli książkę Ewy Bieńkowskiej o Wenecji oraz najnowszy przewodnik po Berlinie o jego knajpkach i podwórkach. A tak swoją drogą, od lat kupuję różne książki, a nigdy wcześniej nie dostałam przesyłki, gdzie byłaby taka zakładka i kawka. Radość tym bardziej podwójna.
Zatem – dla wszystkich, którzy tu zerkają – świąt szczęśliwych, takich, jakie sobie wymarzycie. Jeśli maja być z opłatkiem, karpiem i białym obrusem – niech zatem będą. Jeśli mają być w techo stylu – także. Jeśli spędzane na plaży w tropikach z kolorowym drinkiem – również. Jeśli w cichości i samotności tylko z książką i dzbankiem kawy lub znakomitej herbaty, także. Jeśli spędzone na szwendaczce po wybranych kątkach – z termosem, przewodnikiem i aparatem fotograficznym lub tylko z komórką – również.
Każdemu życzę takiego czasu, jaki sobie życzy, spokoju, zadowolenia i wszystkiego, co ważne. Wracam za kilka dni. Spokoju zatem od mojego pisania.
roch
Ps. A tak na wspomnienie tego, jak tu dawniej bywało. Mija równo 40 lat od chwili, gdy do gorzowskich sklepów trafiło 7 ton kiełbasy białej, której produkcji z okazji świat podjęły się wyjątkowo Zakłady Mięsne w Gorzowie, nazajutrz dostarczono jeszcze 3 tony; sprzedawano ja na kartki II grupy w cenie 50 zł za kilogram. Z ówczesnego NRD przywieziono 30 ton grejpfrutów, samochód konfekcji dziecięcej, samochód drobiu, 2 samochody jaj, samochód mięsa oraz 5,5 tony ciasta z bakaliami; „Gazeta Lubuska” zapowiadała dostawę tego dnia 2,5 ton żywności, słodyczy, zabawek dla dzieci, zebranych dodatkowo przez członków FDJ, cały transport miał natychmiast trafić do przedszkoli, domów dziecka i rodzin wielodzietnych. No tak….
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.