2022-01-04, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Kiedy pisałam, że rok zaczyna się dziwnie, nie przypuszczałam, że kilkanaście godzin później będę się wpatrywać w telefon z niedowierzaniem. Grażyna Wojciechowska odeszła na zawsze.
Znałam Grażynę od zawsze. W takim sensie, że poznałam ją w tej chwili, kiedy zaczęłam pracować w Gorzowie i właściwie gdzieś cały czas nasze drogi się krzyżowały. Bo obie działałyśmy na tych samych polach – w kulturze, w sprawach społecznych, ja z rzadka, bo tylko na żużlu – w sporcie. Z Grażyną było tak, albo się ją lubiło, albo nie. Zresztą to ona sformułowała prawo – albo się mnie kocha, albo nienawidzi i rozciągnęła ją na moją osobę.
Bo tak z nią było. Grażyna zawsze stawiała na swoim. Jak się do czegoś przekonała, nie było mocy, aby ją coś zatrzymało w działaniu. Zresztą w drugą stronę było dokładnie tak samo. Między innymi po to została radną. Kiedyś ją zapytałam, po co jej to wszystko. No to usłyszałam, że jak nie ona, to kto.
Roznosiła ją energia, potrzeba bywania, działania. Była chyba, a właściwie najlepiej poinformowaną radną w mieście. Bo bywała wszędzie, znała wszystkich, wiele rzeczy ją obchodziło. Potrafiła ocenić, czy coś jest potrzebne, czy też nie. Oczywiście, myliła się jak każdy.
Inną rzeczą był jej cięty język, bo to też cecha charakterystyczna Grażyny. Tego jej języka, bezpośredniości, dosadności, bywało nawet i wulgarności, niektórzy się bali. Ale wystarczyło spokojnie zwrócić uwagę, a istniała szansa, że zmieni ton. Co prawda nie w stosunku do wszystkich i wszystkiego. Bo nie.
Tak czy siak, była barwną, bardzo znaczącą i wyróżniającą się radną. Nie można było przejść obok niej obojętnie. I prawda jest, że trzeba ją było kochać lub nienawidzić, inaczej się nie dało.
Gorzów długo poczeka na kogoś tak odrębnego, tak niezwykłego, tak jednak kontrowersyjnego. Ja ją czasami nienawidziłam, czasami uwielbiałam. Będzie mi jej brakowało.
Renata Ochwat
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.