2022-01-05, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
O tym, że dzikie zwierzęta żyją w mieście, wszyscy wiedzą. Ja się przekonałam, że wcale się nie boją ludzi.
Szłam sobie wolną szagą do pracy, aż tu nagle stanął mi na drodze lis. Taki całkiem spory, z dużym ogonem. No to przystanęłam i ja. I tak sobie na siebie patrzyliśmy przez dłuższą chwilkę. Po tej chwili lis się odwrócił i majestatycznie poszedł w stronę Białego Kościoła. Cóż mnie było robić? Poszłam dalej i ja.
No i teraz się tak zastanawiam. Co to się porobiło, że dzikie zwierzęta nie boją się ludzi. Przecież zawsze się bały. Może już zwyczajnie pokapowały, że człowiek nie jest dla nich zagrożeniem? Bo przecież nie nosimy broni, nikt do nich nie strzela. A miasto to darmowa i łatwo dostępna stołówka. Może decydują o tym inne czynniki? Ciekawe to jest.
A skoro przy zwierzętach jestem, to znów ożyła kwestia wilków. Bo w mediach cały czas gadają, iż pojawiły się aż dwie watahy w okolicach Deszczna. I to też jest ciekawa sprawa, bo przecież tam masywnych lasów nie ma, dzikiej zwierzyny także chyba za dużo nie ma, jak i dużych ferm z owcami. Mam książkę Adama Wajraka o wilkach i tam można przeczytać, że akurat ten drapieżnik unika ludzi, potrzebuje dużych przestrzeni do życia i raczej omija się z innymi przedstawicielami swojego gatunku. A tu masz – aż dwie wilcze watahy. Ciekawe, co z tej wilczej obecności w okolicach wyniknie.
Chodzę dużo po lasach, natykałam się na różne zwierzęta – najczęściej spotyka się sarny i jelenie albo dziki. Kiedyś przeleciało mi przed nosem stado wielkich jeleni. Fascynujące było to widowisko. Ale wilków nie widziałam nigdy. Co oczywiście nie oznacza, że polecę ich szukać. Poczekam i zobaczę, co się z nimi będzie działo dalej.
Roch
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.