2022-04-12, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Codziennie widzę takie widoki. Rano staje pusty wózek, po kilku godzinach wygląda tak. I to w niejednym sklepie.
Od 24 lutego nie mogę spać. Dziwne nie jest, kiedy się myśli o tym, co tam za granicą się dzieje. Od 24 lutego oglądam niespotykaną falę współczucia i pomocy, jaką cały kraj, ale w tym i gorzowianie oferują naszym sąsiadom zza wschodniej granicy. Niezmiernie rzadkie są słowa odmowy pomocy czy wręcz potępienia, ale są i nie ma się co dziwić, bo nie ma społeczeństw idealnych. Można się tylko dziwić, albo nawet i nie. Nie każdy musi.
W każdym razie, ja codziennie widzę gesty pomocy. Przejawia się to w różny sposób. A to ktoś zaniesie paczkę z chemią kosmetyczną czy innymi makaronami (to jako ogólne określenie pomocy żywieniowej), a to ktoś zrobi coś innego. Nie do przecenienia jest pomoc wolontariuszy, w tym choćby Klubu Turystyki Pieszej Nasza Chata w sortowaniu i pakowaniu darów od gorzowian, które są wysyłane na wschód. Mało bowiem kto wie, że od pierwszego dnia wojny ofiarnie w pomoc Ukraińcom włączyli się także gorzowscy emeryci, którzy mogliby siedzieć spokojnie na kanapie i oglądać... cokolwiek. Ale nie, ofiarnie i bez niczego stawiają się w punktach pomocy i pracują przy pakowaniu. Jakby kto nie wiedział, to ciężka praca jest.
Ale gorzowianie włączają się także właśnie w taką pomoc. Ktoś kupuje makaron do rosołu, kupuje dwie paczki i jedną wkłada do wózka sklepowego. Ktoś kupuje jedzenie dla kota, kupi dwa zestawy. To niby nic, niby drobna pomoc, ale właśnie z takich drobnych gestów rodzą się wielkie rzeczy.
Nigdy nie przypuszczałam jednej rzeczy. Nigdy nie przypuszczałam, że słowo wojna nabierze dla mnie realnego kształtu. A za tym realnym kształtem idą właśnie takie działania. Nigdy nie przypuszczałam, że będę się musiała ja, ale i wszyscy inni mierzyć z czymś tak okropnym.
Będzie dobrze, będzie, bo musi.
Renata Ochwat
Ps. Dziś mija 75 lat od chwili, gdy odbyła się próba uruchomienia pierwszej linii tramwajowej. Jak wspominał Czesław Dochwalski. – Po 14.00 wyruszyliśmy tramwajem całą brygadą i nowym motorniczym Wiśniewskim. Z dyrektorem pojechał główny księgowy i kasjerka. Jechaliśmy z zajezdni [przy ul. Składowej] na Stary Rynek, gdzie następowała zmiana kierunku jazdy a motorniczy wędrował z jednego końca wagonu na drugim, zaś konduktor przy pomocy linki przerzucał pałąki odbieraków prądu. Przez ul. Hawelańską zajechaliśmy na Pocztową [= Wełniany Rynek]. Dyrektor kazał się zatrzymać przed restauracją „Myśliwską” i poszliśmy na uroczystość. [...] Motorniczy nie pił. Kasjerka uregulowała rachunek, a my pojechaliśmy na Mieszka I i z powrotem do zajezdni. W następnym tygodniu robiliśmy próby z pełnym obciążeniem. Tramwaje ruszyły 1 maja i jeździły przez 1,5 roku.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.