2022-09-07, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Już wiemy, że zielonych torowisk tramwajowych nie będzie. Zatem może warto spojrzeć na miasto od strony oszczędzania energii.
Nie będzie zielonych torowisk, bo właściwie chyba nie. Żadne przekonujące argumenty nie padły, zatem przychodzi przyjąć prawdę objawioną na klatę i już. Może zatem warto zmienić coś, co można i co będzie tylko z korzyścią dla miasta. Mam na myśli oszczędzanie energii. Już wiele miast w Europie, ale i w naszym najwspanialszym z przenajwspanialszych krajów w galaktyce zaczęło w sposób wymierny oszczędzać energię, która jest cenniejsza od wszystkich brylantów handlarzy w Amsterdamie.
Jak to robią? Ano prosto. Zmieniają politykę oświetlenia miast, w tym zabytkowych, na taką, że nawet najwspanialsze zabytki właśnie oświetlone są i to nie na 100 procent do 23.00 lub 0.00 i potem do 5.00 rano przerwa. Poza tym zmienia się system oświetlenia ulic w mieście. Zabrania się otwierania drzwi prowadzących do sklepów na oścież, zaleca się obniżenie temperatury w miejskich wodociągach o jeden lub dwa stopnie. Jak się przyjrzeć, to rzeczywiście można zrobić mnóstwo małych kroków, aby przejść do oszczędzania energii. Dla przykładu w mieście naszym przecudownym (nie napiszę określenia na k, bo znów się prawdziwi mieszkańcy oburzą i nadmą) można urealnić oświetlenie w parku Wiosny Ludów), parku Siemiradzkiego i na Kwadracie.
Zyskamy oszczędności, ale i pozbędziemy się śmieci w postaci nadmiernego oświetlenia. Podobnie jest z oświetleniem ulic. Przecież po centrum po 18.00 to tylko jakieś zrozpaczone niedobitki się plączą, zatem można i nawet trzeba by wprowadzić oszczędzanie światła. Można, a nawet trzeba by było wprowadzić system oszczędzania ciepła w obiektach użyteczności publicznej. Obniżenie o 1 stopień temperatury grzania nikomu nie zaszkodzi, a zapas się zyska. Ja wiem, że mnie jest łatwo pisać o obniżkach temperatury, bo ja cierpię, kiedy jest ciepło, a z reguły jest za ciepło, ale wydaje mnie się, że wyjścia nie ma. Trzeba to zrobić i już. Każdemu wyjdzie na zdrowie, a kasie miejskiej też przyniesie ulgę. Stanie się? Absolutnie się nie stanie, ale pomarzyć dobra rzecz.
A teraz z drugiego kątka będzie. Co prawda, tylko w sposób hipotetyczny związanego z miastem przewspaniałym, ale… Otóż Edward Pasewicz, pisarz, poeta i generalnie ciekawy człowiek związany w pewien sposób z Międzyrzeczem, napisał książkę pod tytułem dość trudnym Pulverkopf - rzecz dzieje się w Messeritz – Międzyrzeczu i znalazł się na liście nominowanych do polskiego literackiego Nobla, czyli nagrody Nike!!!!! W ubiegłym roku na tej liście znalazła się książka zielonogórskiego pisarza i winiarza Krzysztofa Fedorowicza Zaświaty. Czyżby coś się zmieniało? Czyżby zapyziałe lubuskie stawało się regionem z własną tożsamością kulturową, własną legendą literacką, własnymi twórcami? Oby. Ja nie mam złudzeń, że tak jest. Teraz będę czekać na rozstrzygnięcie Nike i znów poczytam sobie książkę Pasewicza.
Renata Ochwat
Ps. Dziś mija 40 lat od chwili, gdy po tygodniu od wydarzeń po wydarzeniach przy katedrze Wojewódzki Komitet Obrony zniósł w Gorzowie zakaz sprzedaży alkoholu, zezwolił na wznowienie działalności kin i teatru oraz przesunął początek godziny milicyjnej dla dorosłych z 22.00 na 23.00. Takie to oto reperkusje były.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.