2022-10-07, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Kiedyś, w zamierzchłych czasach zegary na wieżach kościelnych były jedynymi chronometrami. Dziś trzeba by było lecieć pod Czerwony Kościół, bo tylko ten zegar działa.
Od jakiegoś czasu toczy się w mediach społecznościowych, właściwie cały czas się toczy, tylko z różnym natężeniem, dyskusja o tym, kiedy w katedralnym zegarze pojawią się wskazówki. No i wszyscy są zgodni co do jednego – nigdy. Dyskusja, miejscami prześmiewcza, miejscami bardzo ostra i nieprzyjemna dla instytucji, do której katedra należy, pokazuje jedną rzecz. Mieszkańcy jednak chcieliby, aby wskazówki się pojawiły i zegar ruszył, co byłoby najwidoczniejszym znakiem ukończenia remontu, ale nie za dodatkowe pieniądze z kasy miejskiej czy generalnie publicznych środków. Co dla mnie jest maksymalnie zrozumiałe. Co się z tym budynkiem stanie dalej? Kiedy i jak oraz za jaką kasę ten zegar ruszy – chyba dziś nie wie nikt. Zatem będziemy się przyglądać nadal tym dyskusjom.
Ale przy okazji naszła mnie i taka refleksja, że przecież od pokaźnego czasu nie działa też zegar na wieży Białego Kościoła. Nie działa, bo chyba kasy nie ma na naprawę. Zresztą wystarczy popatrzeć, nawet pobieżnie, na cały budynek, to żałość bierze. Elewacja na już, naprawdę na już wymaga remontu, białe ściany stały się sine.
I to jest ten moment, kiedy warto wrócić do rozważań o konieczności zadbania o przestrzeń kulturową, o znaki ikoniczne miasta, o zabytki. Już kilka razy pisałam o konieczności wsparcia przez miasto właścicieli zabytków – Biały Kościół, Cmentarz Świętokrzyski są tego najlepszymi przykładami. Nie chodzi o rozrzucanie pieniędzy na prawo i lewo, ale na pomoc, bo nam zabytki szlag jasny trafi. Może zamiast remontować chodniki na Nowym Mieście, które tego absolutnie nie wymagają, warto pomyśleć o jakimś wsparciu tego, co naprawdę wsparcia potrzebuje.
Bo jak na razie, jak kto nie ma zegarka, a chce się dowiedzieć, która jest godzina, musi lecieć do Czerwonego Kościoła. Tam zegar działa. Jak i elewacja się nie sypie, ale trudno, by czerwona, pruska cegła nagle zaczęła murszeć.
Renata Ochwat
Ps. O początku wojny zielonogórsko-gorzowskiej będzie. Bo dziś mija dokładnie 70 lat od chwili, gdy Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej Zielonej Górze podjęło decyzję o zabraniu z gorzowskiego szpitala ortopedycznego stołu operacyjnego. Mimo protestów władz miasta i lekarzy stół został zabrany, a dyrektor szpitala, dr Czesław Gawlikowski, który odmówił wydania sprzętu, utracił stanowisko. Tak, tak, od tego się tak naprawdę zaczęło. I co dziwne, ta wiedza nadal w narodku starszym trwa.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.