2022-12-02, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
I znów omal życia przez to porzucone cholerstwo nie straciłam. Wydawało się, że ktoś się z tym czymś uporał, ale jednak nie.
Nie jestem przeciwna hulajnogom jako takim. Natomiast jestem przeciwna temu, jak ludzie na nich jeżdżą oraz co z nimi robią. Jeżdżą tak, że czasami strach się bać. Bo nie zważają za bardzo na pieszych, bo uważają, że mają wszędzie pierwszeństwo. No strach się bać. Ostatnio z przemiłą znajomą w popłochu uciekałyśmy z chodnika bo jakieś hulajnogowiec pędził, ile fabryka dała.
Ale to jeszcze można przeżyć. Bo jakoś ci ludzie dają znaki, że nadpływają. Gorzej jest z tymi porzuconymi byle jak i byle gdzie. Ostatnio w ciemnościach choć oko wykol szłam obok bloków na placu Staromiejskim. I nagle prawie, że wlazłam na porzuconą hulajnogę. Porzuconą na środku chodnika. Potem takie truchło metalowe znalazłam przy blokach przy Warszawskiej. Nie dalej, jak dwa dni temu ktoś takie coś porzucił na środku mego przydomowego chodnika. Jednym słowem, znów te paskudztwa zalegają, narażają ludzi – znaczy mnie na ewentualne nieszczęście i sromotę.
A serio? A serio to zwyczajnie skandal, że firma, która zgarnia kasę za używanie tych jednośladów, absolutnie nie umie sobie poradzić z problemem. Miały być kary za porzucanie pojazdu byle jak i byle gdzie. Widać są mało skuteczne. Może trzeba zacząć inaczej dyscyplinować użytkowników. Albo zatrudnić jakiś serwis, który będzie jeździł i to tałatajstwo do pionu i pod murem stawiał, a zepsute metalowe truchła zwyczajnie zabierał? Nie wiem, co zrobić, bo tym nie jeżdżę. Wiem natomiast jako spieszony obywatel, że zrobić coś z problemem trzeba na już. I od razu dodam, że argumenty w stylu – zaścianek czy prowincja zupełnie mnie nie przekonują, ani do mnie nie trafiają. Trzeba z tym zrobić porządek i koniec. Choć znakomicie wiem, że jak do tej pory nikomu się ta sztuka nie udała i nigdzie.
A teraz z drugiego kątka. Otóż odkryłam, że cudne ozdoby świąteczne bezświatłowe wiszą na niemal wszystkich lampach na słupach przy Chrobrego. I zachwycają nie tylko mnie. Wielu moich znajomych też chwali. Co do innych kątków w mieście, to jeszcze nie miałam czasu sprawdzić, ale jeśli w tym stylu, to super…
Renata Ochwat
Ps. Mija 75 lat od chwili, gdy w Domu Społecznym PZZ przy ul. Łokietka rozpoczęły się kursy repolonizacyjne, które z polecenia podinspektora Romana Ulatowskiego (1905-1984) zorganizowała Zofia Ciemniewska. Były trzy kursy: dla analfabetów, dla nieznających w ogóle polskiego oraz dla zaawansowanych. Trwały one do czerwca 1950. Znamienne, że odbywały się z dużymi oporami ze strony zainteresowanych. W 1948 r. frekwencja wahała się od 34 do 41 osób. Ukończyły je 44 osoby; na kurs uczęszczał także jeden Francuz, który niebawem porzucił żonę i wrócił do kraju, oraz Węgierka, żona Zbigniewa Łąckiego. Jak widać, polska to trudna narzecza jest…
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.