2022-12-06, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
No i znów przyszedł czas jarmarków. Tych adwentowych. A jako że nam najbliżej do ich kolebki, to jeździmy. Znaczy coraz więcej nas tam jeździ.
Piknął sms i nagle przeczytałam, że jestem ekspertką od Berlina, zatem przemiła znajoma mnie pyta, na jaki jarmark tam się warto wybrać. W pierwszych literach czytania to mnie zdziwiło, że ktoś może mnie uważać za jakiegokolwiek eksperta. No ale z smsem trudno się dyskutuje, więc tylko się wiedzą podzieliłam i spokój.
A potem sobie pomyślałam, że jednak jest coś na rzeczy. Oczywiście nie z moim eksperckim życiem, ale z jarmarkami. Bo rzeczywiście mnóstwo gorzowian i nie tylko gorzowian zaczyna jeździć do sąsiadów na jarmarki. Cały czas też słychać głosy, że po co do Niemiec, przecież my też mamy jarmarki i też klimatyczne.
Po pierwsze – nasze jarmarki są kropka w kropkę zgapione z niemieckich.
Po drugie tradycja urodziła się w połowie XVI wieku w Niemczech właśnie, a dokładnie w Dreźnie, przynajmniej na te chwilę tam odbywa się jarmark z najdłuższą potwierdzoną tradycją, więc o czym my tu.
Po trzecie nigdzie nie ma takiej atmosfery, jak w Niemczech, bo dla nich jest to autentycznie radosny czas, lubią wychodzić na jarmarki, lubią tę atmosferę i nią zarażają.
I dlatego tam jeździmy, w sensie ja i moi zarażeni atmosferą piknikową znajomi, ale też i coraz więcej nieznajomych się wybiera czy to do Berlina, czy to do Poczdamu, czy to do Stralsundu lub innych miast. Wiem, bo spływają do mnie oferty pracy przewodnickiej i pilockiej, ale ze względu na nawał zajęć w pracy podstawowej niestety, odmawiam.
Tak więc powstaje nowa tradycja. I wcale się nie dziwię. Bo za naprawdę nieduży pieniądz i po jakichś dwóch godzinach podróży można się znaleźć w zupełnie innej przestrzeni, popatrzeć na radosnych, uśmiechniętych ludzi, spróbować jabłek w lukrze, węgierskiego langosza, polskiego bigosu, tego czegoś okropnego, za co mam carrywurst, na jarmarku holenderskim zupki z zielska (nie wiem jakiego, ale smakuje wyśmienicie), w Dreźnie strudla jabłkowego, a wszędzie grzanego wina.
A czemu o tym piszę dziś? Bo Mikołajki dziś są i warto sobie spełnić marzenie – dla przykładu obiecać wyjazd na jarmark w charakterze prezentu dla siebie. Po czym wsiąść w sobotę w pociąg lub Flixa i na chwilkę pojechać w inne klimaty. Ja tak lubię, ja tak robię i tego też państwu życzę.
Renata Ochwat
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.