2023-03-27, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Letnia zamknięta, Agata zamknięta, paru innych miejsc z tańszym jedzeniem też już nie ma. Przejściowe trudności, czy też może jakiś znak?
Od kilku dni grzeje się w mediach społecznościowych temat zamknięcia Letniej. Niektórzy nazywają to miejsce restauracją, inni spelunką, ja twierdzę, że Letnia sytuuje się dokładnie pomiędzy tymi określeniami. Zamknięta do odwołania jest także Agata i tu co do definicji nie ma sporu – jest to bar mleczny. Zresztą z kratami, jak dla mnie nieco odpychające miejsce, ale z dobrym jedzeniem. Zniknęło też trochę innych miejsc w centrum.
Co do Letniej, to chyba sprawa była przesądzona już w chwili sprzedaży. Bo wiadomym było, że jak pani Ania Widera odda to miejsce w inne ręce, to koniec. Letnia trochę jeszcze podziałała, a teraz chyba nadszedł jej definitywny kres. Należy mieć tylko nadzieję, że nie powstanie w to miejsce jakiś paskudny i pokraczny blok. A w mediach społecznościowych jazda po bandzie – od zachwytów nad miejscem po radość, że knajacka knajpa w końcu niknie.
Co do Agaty, to trochę dziwne, bo to był naprawdę dobry bar. Co do innych miejsc, też dziwne. Ale skoro na drzwiach pojawił się solidny łańcuch i nie mniej solidna kłódka, to chyba nie można mieć nadziei, że sprawa znajdzie pozytywne rozwiązanie. No i jak donoszą ostatnio media społecznościowe, tam właściciel przestał ludziom płacić i koniec.
Jakoś niedawno swoje podwoje zamknęła też Popularna, czyli Haitrung, miejsce kultowe dla północnej części Nowego Miasta. Tu jak raz powodem był brak siły roboczej. Właściciele nie mieli skąd brać pracowników. No i zamknęli knajpę, która działała w tym miejscu jeszcze przed II wojną światową. Bywalcy do dziś płaczą po swoim ukochanym miejscu.
Myślę, że można postawić tezę, że to efekt umierania centrum. W większości mieszkają tu wiekowi ludzie, którzy sami sobie gotują, bo nie stać ich na knajpki, nawet te najtańsze. Bo jednak upichcenie zupki, która wystarczy na dwa do trzech dni jest tańsze, aniżeli nawet najtańsze jedzenie w tanim barze. Poza tym starsze pokolenie jednak nie ma w swoim DNA latania i szukania jedzenia na tak zwanym mieście. Młodych ci tu na lekarstwo, zatem i trudno się dziwić, że umierają knajpy i knajpeczki.
Ci inni, którzy może zatęsknili za Maryśką z wiadrami i chcieliby przyjechać do centrum, pięć razy się zastanowią, zanim wybiorą się na tak karkołomną eskapadę. Znalezienie parkingu graniczy z cudem. Puste centrum z pokracznymi pomnikami i stale oszpecaną katedrą nikogo nie interesuje. A przynajmniej większości, która mogłaby tu zjechać… Ale po co? Pustoszeją sklepy, nikną rzemieślnicy, nie ma gdzie smacznie i niedrogo zjeść…
Taka gmina po prostu. Nie żadne miasto na miarę stolicy województwa, a gmina.
Renata Ochwat
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.