2023-07-20, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Po długiej przerwie pojechałam do Miejskiego Ośrodka Sztuki. I to była dobra decyzja. Bo wiedziałam, że trwa tam remont westybulu.
Remont westybulu, czyli demontaż tego fioletowego szkaradzieństwa, które w jednolitym stylistycznie, wysmakowanym i chwalonym przez wszystkich wnętrzu postanowiła zamontować poprzednia dyrektor instytucji, Marta Gendera. Zresztą o tym przedsięwzięciu sama mówi tak w wywiadzie dla Magazyny Szum: „Zmieniliśmy też meble w hallu, żeby zwiększyć jego funkcjonalność i zaaranżować miejsca, gdzie można sobie na chwilę usiąść i pogadać. Udało się to dzięki pomocy architektów z biura BudCud. Inwestycja nie została jeszcze niestety dokończona”.
Pamiętam moje zaskoczenie, zresztą nie tylko moje, kiedy przyszłam na jakiś wernisaż a tam… a tam właśnie fioletowe okropieństwo w westybulu, które nijak nie pasowało do jednolitego wnętrza. Na pytanie – kto na to pozwolił, na taką dewastację – usłyszałam, że to dobry krok i jeszcze nieskończony, zatem poczekajmy, a będziemy zadowoleni. Nikt z bywalców, w tym także wykształconych i po szkołach wyższych artystów – choć według Marty Gendery – takich nie ma, bo tu uczelni artystycznej nie ma i jest inaczej, niż w Zielonej Górze – nie miał wątpliwości. Przestrzeń MOS została poważnie okaleczona, niemal zniszczona. Ja wówczas przestałam chodzić do MOS, bo mnie to coś przyprawiało o ciężki ból głowy.
Mogłabym tu przypomnieć jeszcze kilka kompletnie nietrafionych rzeczy, jakie sprokurowała pani dyrektor za swojego kierownictwa, ale pies drapał. Było, minęło.
Na szczęście obecna dyrekcja też chyba sobie nie radziła estetycznie z tym czymś, co tu miało zrewolucjonizować przestrzeń. I obecnie trwa remont. Wszystko będzie lepsze niż ten fioletowy koszmar, dla mnie symbol złego gustu, niezrozumienia przestrzeni, która się zarządza i arogancji władzy wobec zastanej spuścizny. I dlatego uważam, że za remont, za przywrócenie tej przestrzeni do jej pierwotnego wyglądu powinna zapłacić z własnej kieszeni była pani dyrektor.
Kiedy zostawała bowiem szefem MOS, podkreślała znaczenie takiej, a nie innej, jednolitej i unikalnej w skali całego kraju instytucji. Bo to prawdziwa rzadkość, chwalona i wysławiana przez Artystów. A potem co? A potem nastawiała jakichś gratów prosto ze składu z kiczem.
Szkoda, że nie ma takich możliwości, aby odpowiedziała za zniszczenie czegoś estetycznego i pięknego. Może jakby pani była dyrektor poczuła we własnej kieszeni koszt naprawy zniszczeń, to by się kolejny raz pięć razy zastanowiła nad podobnymi działaniami.
A obecnej dyrekcji słowa ogromnego uznania, że usunęła to paskudztwo. Jak ono wyglądało, proszę bardzo. Można podziwiać.
Renata Ochwat
Ps. Mija dokładnie 745 lat od chwili, gdy przebywający w Gorzowie, w istocie w Landsbergu margrabiowie Otto (V) i Albrecht (III) podarowali miastu czynsze z winnic i ogrodów na poprawę umocnień, a także wyspę położoną między Loppowe i Jenyn. Jest to najstarsza wzmianka o wsiach Jenin i Łupowo oraz o winiarskich tradycjach Gorzowa.
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.