2023-08-02, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Mocno idą do przodu prace przy remoncie ul. Dworcowej. Rozryta w całości, krzaki niemal usunięte w całości. Powstaje kolejny deptak.
Co kilka dni patrzę, co tam panie dziejku słychać. W sensie na placu robót. No i widzę, że wykopy się powiększają, robotnicy się uwijają, sklepów i zakładów usługowych coraz mniej. Pasażerowie chodzą opłotkami i mają jedyną okazję popodziwiać paskudne zaplecze dworca PKP. Jednym słowem norma.
Jak magistrat zapowiedział, tak robi. Powstaje kolejny deptak, jak chce pewna pani z magistratu – równy zapewne, bez krawężników i ze ślicznych płyt z jakiegoś kamienia albo bóg wie z czego. Taki sam piękny zapewne jak Sikorskiego w przebiegu od katedry do Teatralnej. Kolejne miejsce bez wyrazu, bez umocowania w historii miasta, bez zaznaczenia wagi. No cóż. Jaki gust, takie deptaki. Będę się przyglądać.
A teraz z drugiego kątka. Wełnianorynkowego. Bo zwyczajnie nie da się uciec od tematu. Otóż moi znajomi zaczęli mi podsyłać zdjęcia miast, gdzie w centrach i nie tylko centrach świetnie się mają szlaki komunikacyjne z kostki, którą miasto właśnie wydziabuje z Wełnianego Rynku, bo odkształcona ci ona jest, jak utrzymuje pewna pani. Jakby pani owa pojechała do przytoczonych tu wcześniej miast, to by zobaczyła urodę właśnie owych odkształconych, historycznych bruków. Do galerii miast, gdzie takie chodniki i ulice mają się dobrze muszę za radą znajomych zaliczyć – Pragę (niemal całe historyczne Stare i Nowe Miasto oraz mnóstwo dróg na Winogradach), Berlin – tu długa lista, Bergen, wszystkie miasteczka na południu Francji, niemal wszystkie miasteczka we Włoszech, Porto i Lizbona w Portugalii…. I mnóstwo innych ciekawych, turystycznych perełek. Jakoś nikomu do głowy nie przychodzi tam niszczenie historycznych dróg, wykładanie ich absorbcyjnym kamieniem i likwidowanie krawężników.
Przypominam sobie, jak inna pewna siebie pani urzędnik przekonywała mnie, że jak przebudują skwerek przy Łaźni, wyłożą go kamiennym płytami to będzie przepięknie. I że zaprosi mnie na spacer, żebyśmy się obie przekonały, że jest przepięknie. No i co? No i nic. Czekam już kilka lat na ten spacer, a pani urzędnik milczy. Może dlatego, że paskudność tego miejsca i do niej w końcu dotarła?
Piszę o Wełnianym Rynku, ponieważ to jest pewna soczewka pokazująca stosunek władz miasta do jego historii. I ta soczewka mówi jasno – nic nas historia nie obchodzi. To jakaś fanaberia, nikomu niepotrzebna. My tu zmienimy wszystko na nasze. Po co komu bruk (otoczenie katedry), po co komu historyczne wrota do katedry („ozdobione” obecnie pasują jak pięć do nosa do gotyckiej świątyni), po co komu zachowanie historycznej drogi – my tu sobie zrobimy deptak (a że niemal od początku przypominał on klawiaturę fortepianu, to insza inszość), po co komu plac z zielenią – my sobie tu położymy płyty, ustawimy milion lamp i będzie cudownie. I teraz to.
Już raz napisałam – jaki gust, takie efekty. Ale w przestrzeni miejskiej to nie powinno działać. No cóż…
Renata Ochwat
Ps. Dziś mija dokładnie 16 lat od chwili, gdy po 59 latach zakończyło działalność kino „Słońce”. No tak… pewien etap w dziejach miasta przeszedł nieodwołalnie do historii. Dziś budynek po porostu straszy…
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.