2023-12-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam w sobotnie popołudnie panów w jaskrawych kamizelkach sadzących drzewa w niecce przy Filharmonii.
Zdziwiłam się, bo drzewa były sadzone w miejscu, w którym nigdy ich nie było oraz w czasie, kiedy wszyscy już mają wolne. Nic to. Niech magistrat sadzi drzewa nawet w nocy, najważniejsze, że przybywa. Ważne i jeszcze ważniejsze jest, żeby o nie zadbać, bo z tym potem jest różnie. Przy dzisiejszym klimacie, który szybko zmierza w kierunku pustynnego, najistotniejsze jest, aby dobrze je nawadniać.
Inna rzecz, że kilka lat temu, dokładnie w tym samym miejscu, za unijną dotację miasto urządziło mocno dyskusyjny skwerek. To znaczy – miał powstać skwerek, bo posadzono jak w jakimś sklepie z zielskiem różne rośliny w regularnych kwadratach – jak w jakimś inspekcie. Nikogo wówczas nie słuchano. Nie słuchano ludzi z FG, że akurat w tym miejscu wystarczy odrobina więcej deszczu, a powstaje malownicza kałuża, w której czasami z lubością kąpią się kaczki (sama widziałam na osobiste oczy), a wystarczy więcej słonecznych dni, to miejsce zamienia się w wysychający step. Nikt nie słuchał, rośliny marniały, marniały, marniały, aż została tylko jakaś miotła z traw i tyle.
Żal mi było kwiatków, które z góry skazane były na zniszczenie. Żal mi zresztą wszystkiego co, żyje, a jest bezmyślnie traktowane, jak było w tamtym przypadku. Żal mi drzewek, które z pragnienia umarły w parku Kopernika, bo posadzono je i zapomniano o nich. Podobnie jest z drzewkami przy ul. Myśliborskiej – kikuty chyba jeszcze stoją.
Dlatego bardzo dobrze, że w końcu po latach gadania magistrat zrozumiał, że chyba doszedł do muru i dalej zakamieniać miasta się nad. Dobrze by było, żeby też doszedł do tego wniosku, iż przed nim jeszcze bardziej skomplikowane zadanie – dbanie o zieleń.
Renata Ochwat
Ps. Mija 70 lat od chwili, gdy na łamach „Trybuny Ludu” ukazał się reportaż Wilhelminy Skulskiej (1918-1998) z GZWS, czyli „Stilonu”: W sortowni i pakowni znajdziemy mnóstwo śmieci, a na wielu szpulach odciski palców tak wyraźne, że niewiele musiałby się nabiedzić kontroler, żeby znaleźć winowajcę. Umywalnia dla działu przędzalni znajduje się o piętro wyżej, niż pomieszczenie oddziałowe. Przejście przez chłodny korytarz, szczególnie zimą, jest faktycznie kłopotliwe, nie zachęca do czystości... Jeżeli mowa o planie postępu technicznego – ani planu, ani sprawozdania z realizacji zadań w roku 1952 na zakładzie nie mogliśmy znaleźć. Podobno jest gdzieś w Centralnym Zarządzie? Tak zapewne podsumowano rządy pierwszego dyrektora „Stilonu”, tzw. wysuniętego robotnika Bogdana Koniecznego (1922-2005). Tak zawsze wyglądają rządy niedouków i dyletantów, co zresztą zupełnie niedawno mogliśmy oglądać na własne oczy.
Malutkie miasteczko, mało kto tam zagląda, bo niby nie ma po co, ale jak już tam się wdepnie, to… No właśnie.