2024-01-30, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Dzień Pamięci i Pojednania – miejsce w czasie spotkania byłych i obecnych mieszkańców. Bije Dzwon Pokoju, wiszą miejskie flagi. I bardzo dobrze.
30 stycznia 1945 roku – miasto pogrążone w chaosie. Trwa bezładna ucieczka, nikt za bardzo nie wie, co się dzieje, co trzeba, a czego nie trzeba. Potem weszli Rosjanie i miasto zamarło. A potem wszystko się wyprostowało. Granica stanęła na Odrze, w mieście pojawili się polscy mieszkańcy. Zaczęło się nowe życie.
Do 1989 roku sprawa była prosta. Myśmy tu wrócili, bo to stare polskie ziemie. Przecież Chrobry słupy graniczne w Łabę w Miśni i Dreźnie wbijał. Nic to, że 700 lat było niemieckie. To było nasze i koniec.
Sprawa się skomplikowała, kiedy przyszedł przełom demokratyczny w 1989 roku, zmieniły się stosunki w Europie. Przyszła demokracja. A wraz z nią otrzeźwienie – zaraz, to jak to z tą naszością było.
No i się okazało, że ani to nasze nie było, ani myśmy tu nie wrócili, ani nic w podobie. Okazało się, że i jedni i drudzy zostali wypędzeni ze swego. Jedni i drudzy zostali przez wielką historię skazani na tułaczkę i uczenie się czegoś nowego. Zaczęły się nieśmiałe kontakty byłych i obecnych, potem ówczesny magistrat wymyślił Dzień Pamięci i Pojednania, czyli oficjalne miejsce spotkań byłych i obecnych.
Dziś został zaledwie ułameczek. Umierają najstarsi, coraz mniej jest świadków historii. Coraz mniej też tych, którzy chcą pamiętać.
Kolejny raz dziś spotkanie. Zawsze zastanawiam się, kogo ze znajomych spotkam. Dobrze, że jeszcze mamy te Dni Pamięci i Pojednania….
Renata Ochwat
Mija dokładnie 20 lat od chwili, gdy gorzowianie, Marek Kobus i Wanda Janik, zdobyli najwyższy szczyt Ameryki Południowej – Acongaguę (6960 m n.p.m.); nazajutrz dołączyli do nich pozostali uczestnicy Tomasz Walkowiak i Artur Brykner (1967-2010).
Szłam w Miasteczku główną ulicą i patrzyłam na drzewa, dokładnie na lipy i wyjść z zadumy nie mogłam, że jakby ich tak nie ostrzyc na wiosnę, to nic by z nich nie było.