2024-04-05, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Radni są emanacją woli ludu, jego głosem, przedstawicielem, kimś, kto ma dbać o to, aby ludziom się żyło w mieście czy gminie dobrze. Ja bym tak chciała.
W niedzielę mamy wybory samorządowe. Jak by nie patrzeć w rzeczywistości po 1989 roku, są to zawsze najważniejsze wybory, bo dotyczące nas wszystkich w wiele bliższym stopniu niż wybory parlamentarne. Bo te samorządowe dotyczą nas o wiele bardziej. Bo tak naprawdę na dole płynie faktyczne życie. Nawet jeśli wybory parlamentarne ułożą się nie po myśli demokracji, to zawsze można jakoś próbować sobie ułożyć życie w takiej rzeczywistości.
Natomiast wybory samorządowe to kwestia jakości tego życia. To kwestia, która wpływa na jakość – bo to samorządy decydują o remontach dróg, o kierunkach rozwoju miasta czy wsi, o polityce wobec mieszkańców – polityce kulturalnej, mieszkaniowej, jakiejkolwiek innej.
Ostatnio od zaprzyjaźnionego osobnika usłyszałam, że radni są po to, aby po prostu podnosić ręce w głosowaniu nad kolejnym drukiem uchwały i tyle. A, i jeszcze są po to, aby brać diety oraz się lansować.
Może się ktoś oburzy, ale jak się przyjrzeć tej diagnozie, to coś na rzeczy jest. Bo jak szło o ważne z punktu widzenia miasta sprawy – jak choćby zakup Przemysłówki – radni nic nie mogli. Jak szło o fatalny w skutkach i wyglądzie remont centrum – to też słyszałam, że nic nie mogą. Takich ,,nic nie mogę" znajdzie się bardzo wiele. Dla mnie nie jest osiągnięciem doprowadzenie do załatania jednej dziury w mieście czy poprawa wyglądu ławki.
Zatem, jakich ja bym chciała mieć radnych? Ano takich, którzy naprawdę coś mogą. Mogą ot choćby zablokować niedobrą decyzję zakupu takiej Przemysłówki, bo uznają po szybkich konsultacjach ze specjalistami i mieszkańcami, że to niedobra z punktu widzenia miasta decyzja. Takich, którzy nie wikłają się w żadne układy polityczne, nie są zainteresowani własnym, stawiają nade wszystko interes miasta i mieszkańców.
Potrafią przyjrzeć się różnym pomysłom wysuwanym przez urzędników i potrafią powiedzieć – nie. Umieją walczyć o swoje, swoje pojęte w kategorii dobra mieszkańców, których reprezentują. Takich, którzy zwyczajnie nie boją się – nie bardzo wiem czego, bo dorośli ludzie nie powinni się bać innych ludzi, wiedzą, na co ich stać i przez swoją charyzmę przyciągają do siebie innych, ale solidnie i naprawdę sercem tych innych reprezentują.
Radnych, którzy potrafią się zjednoczyć, jeśli chodzi o sprawy dla miasta. Takich, jak to jest choćby w Winnym Grodzie. Tam sprawy tego miasta, wygody mieszkańców, stopowania prezydenta są rzeczami podstawowymi, jeśli chodzi o zadania właśnie radnych.
Przyglądam się czasami, jak funkcjonują radni w sferze publicznej. Zaskakują mnie niektórzy, którym zwyczajnie wiedzy o świecie brakuje, ale dyskutują, ale podnoszą różne kwestie, w tym niekiedy światopoglądowe. A nie jest to absolutnie ich rolą. Jak dyskusja, to merytoryczna, to pozbawiona naleciałości ksenofobii czy innych uprzedzeń.
Oczywiście, kwadratową idiotką nie jestem. Wiem, że nie ma światów idealnych, nie ma ludzi idealnych, nie ma rozwiązań idealnych. I dlatego też absolutnie nie spodziewam się, że uda się cokolwiek zmienić, że przyjdą na rajców miejskich ludzie, którzy się rzeczywiście do tego nadają, że mają serce dla miasta i jego bolączek, że nie będą korzystać z przywileju radnego, którzy na próby fetowania na spotkaniu czy podnoszenia ich rangi potrafią powiedzieć – nie, proszę przestać. To nie o to chodzi, aby nas fetować.
Oczywiście, nie znaczy to, że w obecnej Radzie Miejskiej takich ludzi nie ma. Są. Tyle tylko, że słabo ich widać, bo być może nie bardzo mają odwagę stanąć w poprzek mainstreamu. Bo to jest duża odwaga – powiedzieć coś absolutnie w poprzek oczekiwaniom. Radny miejski musi być faktycznym reprezentantem mieszkańców. Musi. Inaczej to wszystko nie ma sensu.
A że za ostatnie lata w mieście tak się porobiło, że mnóstwo rzeczy sensu nie ma, co coraz głośniej podnoszą sami mieszkańcy, zatem potrzeba, aby wybrać takich, którzy ten sens przywrócą. Choć w wielu przypadkach zniszczeń w tkance miejskiej i społecznej odwrócić się zwyczajnie nie da.
Będę oczywiście głosować, bo to obywatelski obowiązek, który realizuję od 18. roku życia. Tyle tylko, że jak raz w tych wyborach z coraz mniejszą ochotą.
Renata Ochwat
Ukazała się książka o Sylwestrze Kuczyńskim. I co w tym wydawnictwie jest niezwykłego? Ano to, że zostało sfinansowane przez Urząd Miasta.