2024-05-08, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Lubię kawiarenki i innego rodzaju lokale, które mają stoliki na zewnątrz. Po sąsiedzku takie lokale funkcjonują przez okrągły rok, u nas sezonowo.
Kiedy opowiadam znajomym w lutym, że siedziałam na Placu Żandarmerii i piłam sobie kawę, nie bardzo dowierzają. No bo jak to? Zima, a ja na placu i to w dodatku w kawiarence pod chmurką? Ano dokładnie tak. Bo w Niemczech czy Czechach to norma, że lokale nie zwijają swoich kawiarenek, ogródków i innych stolików na zimę. Dostawiają tylko takie specjalne ogrzewadełka, dają poduszki i koce, i sobie ludzieńki siedzą, i się cieszą.
U nas to jakoś nie zatrybiło. Zresztą żaden lokal nie dał powodów, aby zatrybiło. Przychodzi jesień, wszystko się zwija i koniec. Trzeba czekać do wiosny, żeby znów usiąść na dworze.
No i właśnie nastał ten czas w mieście. Kawiarenki się pojawiają. W tym moja najbardziej ulubiona w parku Wiosny Ludów. Bo raczej nie zakładam siedzenia na tak zwanym deptaku w centrum, które mam za miejsce wybitnie paskudne.
Myślę, że takich, co lubią sobie usiąść choć na chwilkę, napić się kawy lub soku i pogapić na zielone, jest w mieście więcej, bo zwykle brak miejsc i trzeba poczekać, aż się jakiś stolik zwolni. I bardzo dobrze, bo nic nie robi lepiej, niż gapienie się na zielone.
Kawiarenki się ustawiają, znakiem tego lato się zbliża. Czego ja jak raz nie lubię. Ale to już zupełnie inna opowieść.
Renata Ochwat
Ps. Mija pięć lat od wielkiej ulewy, jaka przeszła w nocy nad miastem. Spadło wówczas aż 40,5 mm wody na metr kwadratowy, w tym aż 24,3 mm między godziną 2.00 i 3.00.
Ukazała się książka o Sylwestrze Kuczyńskim. I co w tym wydawnictwie jest niezwykłego? Ano to, że zostało sfinansowane przez Urząd Miasta.