2024-06-13, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Ironicznie jeśli nie komicznie brzmią takie słowa w ustach wysokiej urzędniczki miejskiej, która się roztkliwia nad parkingiem gdzieś na obrzeżach miasta.
Jaka szkoda, że takiego podejścia do rzeczy nie było, kiedy magistrat konsekwentnie i z uporem maniaka wykładał beton całe centrum i najważniejszy szlak komunikacyjny na Nowym Mieście oraz zamienił w betonową pustynię przestrzeń przed dworcem PKP. Wtedy to było słowa pochwały – bo będzie równo, bez krawężników i innych. Choć, jakby się przejść po tym równym, to się okaże, że wcale równe nie jest i na przechodniów czyhają sprytnie wykonane pułapki.
A owo zielone, co to go nigdy dosyć, to się pojawi na ul. Sosabowskiego, gdzie pojawi się ażurowy parking oraz powstaną nasadzenia. I tylko chwalić mieszkańców, którzy coś takiego wymyśli i i konsekwentnie prą do realizacji swego projektu. A magistrat zamiast wyplatać androny ustami swoich urzędników powinien już się zastanowić, skąd wziąć pieniądze na rozbicie tego kamienno-betonowego dziadostwa, które miastu zafundował.
Zaprowadziłam onegdaj przemiłą znajomą na mój „najbardziej ulubiony” paskud w tym mieście - Wełniany Rynek. Opinia nie nadaje się do zacytowania w przyzwoitym medium. W każdym razie z krzykiem uciekałyśmy z tego straszliwego miejsca.
Wytchnieniem okazał się dla nas skwer przy Bibliotece Wojewódzkiej, gdzie lipy bosko pachniały, był miły cień i chłód. Piłyśmy kawę na wynos i starałyśmy się zapomnieć o tym, co widziałyśmy w centrum. A przecież mało brakowało, a i tych lip by nie było. Bo przecież niemiłosierna władza, która już władzą nie jest, zapragnęła w tym miejscu postawić jakiś koszmar na pamiątkę Cudu nad Wisłą. Miała to być przerażających rozmiarów instalacja, na którą miało pójść pod topór 90 procent drzew na tym skwerze. Pamiętam i do końca będę pamiętała, kto miał tak barbarzyński i w istocie od śmigła pomysł. Szczęściem się nie udało.
Bo jak z dużą dezynwolturą twierdzi pewna wysoka urzędniczka – zieleni nigdy dość!
Renata Ochwat
Ps. Mija 60 lat od chwili, gdy Teatr Osterwy wystawił dramat Kornela Filipowicza „Pamiętnik antybohatera” w opracowaniu scenicznym samego autora i Tadeusza Byrskiego i w reżyserii tego drugiego. Asystentem reżysera był Witold Andrzejewski, który zagrał także kilka postaci. Była to polska prapremiera i chyba jedyna inscenizacja tej opowieści Filipowicza, obejrzało ją 6954 widzów na 23 przedstawieniach.
Wystarczy odrobina słońca, a wieża Białego Kościoła aż błyszczy. Trwa remont elewacji i zabytkowa świątynia zyskuje nową twarz.