2024-10-22, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Jakieś banerki, tablice, płachty i inny badziew – tak generalnie wygląda reklama w przestrzeni publicznej. Ciekawe, jakiej reklamy chcą mieszkańcy.
Jak się przejeżdża granicę w kierunku do Niemiec czy też do Czech, to kończy się reklamoza. Najlepiej jest pojechać do Słubic, przejść się po tym mieście i pójść przez most na drugą stronę do Frankfurtu nad Odrą. W tym pierwszym mieście – oczy bolą patrzeć. A to jakieś wielkie płachty, a to ruderka pomalowana na intensywny czerwony kolor, a to bóg wi co. W tym drugim, owszem, reklama też jest, ale dziesięć razy mniej agresywna, bardziej stonowana i w określonych miejscach. Jak się z kolei przekracza granicę z Czechami pod Bogatynią – dokładnie jest to samo. Zresztą w Czechach jest generalny zakaz reklamy wielkopowierzchniowej w przestrzeni publicznej.
A u nas, w najpiękniejszym w kosmosie i najbardziej kochanym przez rdzennych mieszkańców mieście? Ano, każdy widzi. Obrzydlistwo po dawnym kinie Słońce, jakieś stare płachty, jakieś ogłoszenia na słupach. Brzydko i tyle.
Zatem miasto postanowiło zapytać mieszkańców, co o tym myślą. No brawo i serdeczna podzięka za taką dbałość o dobrostan mieszkańców. Nic tylko ręce w podzięce składać za wsłuchiwanie się w opinię tubylców.
Co wyjdzie? Ano nic, wyjdzie jak zawsze. Dopóki nie będzie lokalnego prawa regulującego funkcjonowanie reklamy w przestrzeni publicznej, nic się nie zmieni.
A graffiti jest tylko przykładem – ideą dotyczącą pewnego funkcjonowania znaku plastycznego w przestrzeni właśnie.
Renata Ochwat
Ps. Mija 115 lat od chwili gdy na Kozackiej Górze zbudowany został pawilon widokowy ufundowany przez Emila Benjamina (1856-1926) z Charlottenburga, który ofiarował rodzinnemu miastu na ten cel 3000 Marek. I to jest dbałość o przestrzeń publiczną.
Ponoć paradna ulica miasta, ponoć szlak królewski. Ponoć to wszystko… A jak jest naprawdę?