2024-12-31, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
2024 rok miał być lepszym aniżeli poprzednie. Jak się okazało, nie był dobry dla mnie osobiście, ani dla miasta w ogólności.
Kiedy coś trzeba podsumować, to dobrze jest zacząć od pozytywów. Tych w mijającym roku dostrzegam niewiele, ale jednak były. Takim pozytywem jest nadanie maleńkiej szkole w Ulimiu imienia Niedźwiedzia Wojtka. Jak dla mnie rzecz kardynalna – nie żaden pompatyczny, odległy od dziecięcej wyobraźni i możliwości postrzegania bohater, tylko postać, którą każdy dzieciak może sobie wyobrazić, a przez nią wiele się nauczyć. Drugim pozytywem była nagroda im. Oskara Kolberga dla Muzeum Lubuskiego za Bogdaniec i pisanki. Najważniejsza polska nagroda premiująca dbałość o kulturę ludową, chłopską poszła w godne ręce. Brawo i jeszcze raz brawo. No i w kategoriach pozytywnych rzeczy dla mnie była akcja Mikołajowa firmy Inneko, kiedy to pracownicy w Mikołajowych czapkach częstowali słodyczami dzieci. To był niezwykły gest z gatunku takich nieoczekiwanych, a tym bardziej zaskakujących i sympatycznych.
I tyle byłoby plusów. Pora zatem na minusy. Tych jest znacznie więcej. Najsmutniejszą chwilę przeżyliśmy w kwietniu, kiedy to w wyniku niedbalstwa podczas remontu dachu spłonęły praktycznie dwa historyczne budynki Akademii im. Jakuba z Paradyża przy ul. Teatralnej. Lata miną zanim odzyskają one swój blask, jeśli w ogóle odzyskają.
Jako, że dzisiejszy mój wybór tegorocznych dobrych i złych zdarzeń jest subiektywny, nie kryję, że dla mnie rzeczą okropną, straszną wręcz jest to coś, co miasto zrobiło z ulicą Wełniany Rynek. Mała, śliczna i z klimatem uliczka, jakich niewiele jest w tak zwanym ścisłym centrum miasta, została zamieniona w coś absolutnie okropnego. Trudno nawet nazwać to coś, co tam powstało. Napisałam już kilka razy i podtrzymam to, że ktoś powinien karnie odpowiedzieć za zniszczenie przestrzeni publicznej. Bo dla mnie to właśnie tam się stało.
Kolejną karygodną rzeczą, jaka się wydarzyła w minionym roku, było zamieszanie, jakie powstało przy okazji konsultacji w sprawie zmiany nazwy miasta. Same konsultacje to nic złego, natomiast okropna i miejscami wulgarna pyskówka, jaką sobie co niektórzy urządzili przy tej okazji pokazała zwyczajny brak klasy, niedouczenie, a nawet brak ogłady dyskutujących. A już obrzucanie inwektywami członków komitetu prowadzącego konsultacje było dla mnie szczytem wszystkiego złego. Można i trzeba mieć inne zdanie, bo niedobrze jest, kiedy wszyscy dmą w jedną trąbkę, ale nikt nie ma prawa obrażać drugiej strony. Choć jak się patrzy na polską politykę, bo z niej idzie przykład, to właściwie czemu ja się dziwię.
Kolejnym minusem i to dużym dla mnie jest zakup akcji Stali Gorzów na kwotę 2,5 mln złotych. Zgodzili się na to radni i to mimo wyraźnego sprzeciwu znacznej części mieszkańców. Nie rozumiem baletu wokół klubu. Niech sobie on będzie najważniejszym znakiem – tak sądzą niektórzy. Ale informacja o zadłużeniu na 12 milionów zł powinna być informacją, że tam coś mocno nie trybi i interesem miasta nie jest ładowanie miejskiej kasy w ten interes. Uważam, że radni kolejny raz pokazali, że nie powinni pełnić swoich ról, bo się do tego zwyczajnie nie nadają.
Takich różnych drobiazgów, które składają się na złe postrzeganie minionego roku znalazłoby się jeszcze więcej. Nie ma jednak sensu składać czarnego bukietu, do którego jednak dołożę scenę na Starym Rynku, Wartownię i nonszalancję władzy w postrzeganiu mieszkańców, którym ta wątpliwa atrakcja się nie podoba.
W kategorii minusów ogólnych – największym i raczej trudnym do naprawienia jest pogłębiające się wykluczenie komunikacyjne miasta. Nigdy nie wiadomo, czy pociąg przyjedzie, czy odjedzie, czy trzeba się tarabanić na komunikację zastępczą, o ile ona jest. Urząd Marszałkowski tylko gada o poprawie, ale nic z tego gadania nie wynika. Mnóstwo jakichś urzędników pracuje przy układaniu kolejnych rozkładów jazdy i generalnie w komórkach zajmujących się komunikacją publiczną, choć nie bardzo wiadomo, po co, bo tej zwyczajnie prawie nie ma.
Na tę ogólną bylejakość, na dezynwolturę urzędniczą, która zaburza przestrzeń publiczną, na bylejakość owej, nakładają się moje osobiste straty. W 2024 roku pożegnałam jednego z moich najbliższych znajomych i przyjaciół – w marcu odszedł Zbyszek Sejwa, we wrześniu Zbigniew Czarnuch – mój i nie tylko mój guru regionalizmu, a w listopadzie odszedł mój ukochany Tata.
No i jak taki rok miał być dobry?
Renata Ochwat
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.