2025-03-14, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Do takich wniosków można dojść, kiedy się myśli o Schodach Donikąd i wzbierającym co jakiś czas gadaniu o ich remoncie.
Co jakiś czas powraca – niczym bumerang – kwestia Schodów. W różny sposób powraca. A to jako wstawka urzędnicza, a to jako zapytanie obywatelskie, a to jako pomysł któregoś z włodarzy miasta. Teraz powstało KONSORCJUM – 16 specjalistów z uprawnieniami zawodowymi pochyliło się nad Schodami i wypracowało koncepcję odbudowy tegoż oto miejsca.
No tak, powiem od razu. Przez lata byłam zwolenniczką przywrócenia tego miejsca do życia. Ale jakiś czas temu mi przeszło. Dotarła do mnie bowiem pewna semantyczna jakość (jak na polonistkę to jednak długo to trwało). Przecież sama nazwa jest beznadziejna i powoduje, że człowiekowi się nie chce myśleć na ten temat Donikąd – czyli w Dzikie Pola albo strefę pustki, gdzie nic nie ma. I ten impuls wyzwolił inne myślenie o tym miejscu. Może zwyczajnie szkoda ładować kasę w to miejsce, bo przecież łatwo dojść do tego punktu widokowego od strony parku Siemiradzkiego – naprawdę łatwo i przy okazji jest to fajny spacer. Może warto się zastanowić nad zamknięciem pierzei i ponad stylizowaną kamienicą, która tu mogłaby powstać – ale zdecydowanie nie takim okropieństwem, jakie tam wybudowano onegdaj – pozostawić ów punkt widokowy.
Są w mieście ważniejsze i poważniejsze rzeczy do ratowania, ot choćby nowomiejskie kamienice. Za 30 milionów złotych, które gdyby przeznaczono jako formę dofinansowania do remontów, wspólnoty mogłyby wyremontować dziesiątki, jeśli nie setki kamienic podlegające pod konserwatora zabytków.
Ale nie, jak tylko w mieście się zaczyna coś dziać, coś trzeba przykryć, odwrócić trzeba uwagę od jakiegoś ciernia, wówczas zawsze wypływa kwestia Schodów Donikąd. Mam nieodparte wrażenie, że dokładnie tak jest teraz. A już sprokurowanie wieloosobowego konsorcjum, to jednak jakieś miejskie dziwadło.
Myślę, że jak zwykle skończy się na gadaniu, prezentowaniu koncepcji i takich tam baletach. Czyli jak zwykle. A naprawdę ta para mogła pójść w lepszy i bardziej potrzebny gwizdek.
Renata Ochwat
Ps. Mija 45 lat od chwili, gdy I sekretarz KW PZPR Ryszard Łabuś (1928-1996) jako przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej po raz pierwszy spotkał się z ordynariuszem diecezji gorzowskiej bp. Wilhelmem Plutą (1910-1986) w celu omówienia problemów umacniania jedności moralnej społeczeństwa; jak napisano w komunikacie, współdziałanie Kościoła i Państwa winno zmierzać do eliminowania z życia społeczeństwa takich negatywnych zjawisk jak: alkoholizm, brak poszanowania mienia społecznego, demoralizacja młodzieży, lekceważenie zasad współżycia społecznego. No tak…. Pierwszy był to krok do sojuszu ołtarza z koroną…
Przechodzę od jakiegoś czasu obok tego coraz bardziej walącego się murku. Przechodzę i tak mnie nachodzą różne myśli.