2025-05-14, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Przyjrzałam się maleńkiej burzy w necie, która dotyczyła materiału promującego „rodową siedzibę księcia Lubomirskiego-Lanckorońskiego w Lubniewicach”. Tak, tak, dokładnie tak.
Interesuje mnie wszystko, co się wiąże z regionem, ściślej z Nową Marchią, a jeszcze ściślej z Hohenzollernami. Ale jak raz te trzy tematy są mi bardzo bliskie. No i przyznam, że ze zdumieniem obejrzałam filmik reklamujący raz zamek w Lubniewicach, dwa osobę nowego właściciela księcia Jana Lubomirskiego-Lanckorońskiego. Bo wynika z niego wprost, że lubniewicki zamek to dobra rodowe, niemalże od dziada, pradziada w rękach Lubomirskich, pełne dziś przepychu i generalnie znak magnaterii polskiej.
Powiem tak, mało mnie magnateria polska obchodzi, a jeszcze mniej jej hieratyczne pozy na tle płonącego wielkiego kominka czy na wyścigach konnych w Warszawie niczym w Ascot. Jakoś nie mam kompleksów, ani pragnień, aby się z ową magnaterią poznawać czy o nią ocierać. Być może to jest spadek tego, że część swego życia przepędziłam w tak zwanej komunie, co mnie skutecznie zaimpregnowało na takie pragnienia. Zresztą z tak zwaną czerwoną elitą mam tak samo.
Natomiast drażni mnie wyjątkowo fałszowanie historii, a w tym przypadku opowiadanie bajek i jakichś wymyślań. Zamek w Lubniewicach nie jest bowiem żadnym dziedzictwem, a efektem zakupu i to nie za książęce pieniądze. Może sobie teraz być siedzibą rodu, ale dopisywanie mu różnych innych konotacji, to bzdura i banialuki.
Może zatem księciu panu (prawie jak w „Rumcajsie” to brzmi, a ja świeżo po wizycie w Jičinie jestem) przypomnę, że zamek wybudowali w XVIII wieku członkowie wielkiej, istniejącej do dziś i bogatej rodziny von Waldow. I pozostawał on w ich rękach do końca II wojny światowej, kiedy wielka historia zmieniła losy Europy. Potem niszczał sobie, był siedzibą wczasów z Funduszu Wczasów Pracowniczych, a po przemianie demokratycznej został wystawiony na sprzedaż.
Znakomicie się stało, że trafił w zamożne ręce, które go podniosły do życia, ale do jasnej Anielki, niech owe ręce nie zakłamują historii.
No i okazało się, że więcej było takich głosów, jak mój, ale też i nie zabrakło głosów typu – jak znakomicie, że dbamy o naszą spuściznę, że polska magnateria odzyskuje swoje. … Ja wiem, że historia to trudna rzecz, zresztą jak polszczyzna, ale żeby aż takie bzdury wypisywać i wygadywać?
I to nam pokazuje, jak i co my wiemy o tych ziemiach, dlaczego je tak a nie inaczej traktujemy. Ech…
Renata Ochwat
Ps. Mija dokładnie 150 lat od chwili, gdy oświecony fabrykant, Hermann Paucksch (1816-1899), właściciel firmy „Paucksch & Freund”, wystąpił do magistratu o zezwolenie na budowę willi przy Wale Okrężnym. Budynek, który wzniósł budowniczy Egomet Brahtz (1838-1918), w 1976 r. stał się siedzibą WDK i GDK. A od kilku lat straszy, bo obecne władze miasta sprzedały go w prywatne ręce, które teraz też mogą bajać o jakiejś śpuściźnie….No tak.
Przyjrzałam się maleńkiej burzy w necie, która dotyczyła materiału promującego „rodową siedzibę księcia Lubomirskiego-Lanckorońskiego w Lubniewicach”. Tak, tak, dokładnie tak.