2025-08-22, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
To była powalająca informacja dnia. O śmierci Stanisława Soyki dowiedziałam się zupełnie przez przypadek. I była to najgorsza informacja od jakiegoś czasu.
Kilka dni temu pomyślałam sobie nagle o Stanisławie Soyce. Jakoś wróciło do mnie wspomnienie Jego koncertów w Jazz Clubie Pod Filarami, jego koncerty na Woodstocku czy zajęcie w Akademii sztuk Przepięknych. Zupełnie nie wiem, czemu, ale tak nagle to się stało.
Włączyłam sobie płytkę, posłuchałam, pomyślałam, że w tym badziewnym świecie rozrywki jednak są artyści.
A tu masz. Przecież wyszedł z tych wszystkich choróbsk. Wydawało się, że wszystko idzie ku lepszemu.
Stanisław Soyka – artysta niebanalny, z charakterystycznym głosem, uprawiający jedyną w swoim rodzaju muzykę – mieszaninę jazzu, soulu, poezji śpiewanej i klasycznych rockowych akordów. Bez zadęcia, bez cekinów, kolorowych świateł, dymów i bóg wi czego jeszcze.
Koncertował regularnie w Jazz Clubie Pod Filarami – jak choćby z Januszem Yaniną Iwańskim czy potem w innych konstelacjach. Zawsze wówczas ściągała nas to do klubu ludzi kupa – mówiąc kolokwialnie. To były jeszcze czasy, kiedy można było palić w Klubie. I pan Soyka zawsze mieszał się z nami w ciasnym przedsionku klubu.
Potem, jak już wprowadzono zakaz palenia, też się pojawiał. Fani jakoś mu nie przeszkadzali. Podobnie było na Woodstocku czy w Akademii Sztuk Przepięknych.
Niebanalny, oryginalny, fantastyczny artysta.
Na miły Bóg…
Renata Ochwat
To była powalająca informacja dnia. O śmierci Stanisława Soyki dowiedziałam się zupełnie przez przypadek. I była to najgorsza informacja od jakiegoś czasu.