Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Sergiusza, Teofila, Zyty , 27 kwietnia 2024

I tak znów stałam się ofiarą wykluczenia komunikacyjnego

2023-06-12, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Na szczęście nie do końca, bo mam wspaniałą siostrę, które mnie do Miasta przywiozła, ale tak być nie powinno. Nie może.

medium_news_header_37127.jpg
Fot. Renata Ochwat

Było tak. Po pracowitym długim weekendzie musiałam wrócić do Miasta, tylko 27 kilometrów. Miasteczko, z którego wracałam, leży na krzyżówce szlaków z północy na południe oraz na wschód. Nigdy – do pewnego czasu - nie było problemów z dojazdem. Nigdy, bo coś zawsze jechało. A to pociąg, a to autobus. No coś. Potem zaczęły się zmiany wszelakie i przestało się dobrze podróżować. Potem przyszła pandemia i ze stałych szlaków komunikacyjnych odpadł PKS, zresztą już prywatna firma. Rozumiałam, że nie warto gonić autobusów na puste linie, wszak wszyscy siedzieliśmy zamknięci po domach. Pandemia poszła precz i co? I nic. PKS nie wrócił na linie. Zostały pociągi. Przeżyłam to, że są remonty, zamiast pociągów czy szynobusów jeździ komunikacja zastępcza. Coś zawsze.

I przyszedł ten dzień. Patrzyłam na aplikację w telefonie, która pokazywała mi zmiany w połączeniu. Prostym, tylko 27 kilometrów. Najpierw było 10 minut spóźnienia, potem 20 minut, potem 30 i w końcu 40 minut z informacją, że spóźnienie może ulec zmianie i serdecznie zapraszamy do śledzenia. Oczywiście nie było nic w zamian. Bo PKS nie jeździ, a liczenie na to, że uda się zabrać z firmą, która dowozi z Miasteczka i okolicznych wsi ludzi do pracy w Strefie czy Amazonie to zawsze chybił – trafił. Uprzejmy kierowca – tylko tacy są – jak ma wolne miejsce, to zabierze, ale dojeżdża do Strefy. Potem cała karawana do miasta. No co powiedzieć. Z lekka się załamałam. Do akcji wkroczyła moja siostra – zbieraj się, jedziemy – usłyszałam, choć akurat zupełnie nie po drodze jej to było. Przywiozła mnie do Miasta.

 

 

Tyle tylko, że tak być nie powinno. Ktoś publicznie obiecał, że koniec z wykluczeniem komunikacyjnym. Będzie dobrze, mówili kilka lat temu. Będą autobusy. Pociągi też będą. Ja tam nigdy nie wierzę w takie słowa. I jak zwykle przekonałam się, że miałam rację.

Miasteczko na skrzyżowaniu ważnych szlaków tak naprawdę jest wykluczone komunikacyjne. Bo autobusy prywatnej linii, która uzupełnia sieć połączeń, jeździ tylko od poniedziałku do piątku i generalnie w dniach nauki w szkole. Czemu się trudno dziwić. Wszak ekonomia. Pociągi – przyjadą lub nie. Spóźnią się lub maksymalnie się spóźnią. A co mają zrobić mieszkańcy okolic Miasta, ci, którzy nie mają aut własnych? No co? Pieszo dyrdać? Pokonywać kilometry na własnych nogach, kiedy w upale nie da się przejść więcej niż 100 metrów?

Zachodnie województwo. Tuż przy granicy, a boryka się z takim problemem. Było wielkie gadanie, były wielkie obietnice i co? Ano nic. Ktoś powie, że mogłam siedzieć na dworcu i w pokorze czekać, aż pociąg przyjedzie. Mogłam, owszem. Ale dworca nie ma, tylko budynek, który kiedyś był uroczą stacyjką, a dziś jest – ech, szkoda gadać. Mogłam, tylko szlag jaśnisty by mnie telepał, bo nie tak to miało być. A z drugiej strony – przecież wiedziałam, że z gadania nic nie wynika.

Ja miałam, dzięki rodzinie, podwózkę. A inni? Rozumiem zależności siatki komunikacyjnej. Bo coś się tam spóźnia, ktoś czeka na połączenie, więc czekamy, tak to działa, spóźnienia się kumulują. Tylko do jasnej cholery niech mi ktoś wyjaśni, jak to się dzieje, że suma zliczonych spóźnień wszelakich w 2021 roku w polskich kolejach wyniosła trzy lata z kawałkiem. TRZY LATA. Niech mi to ktoś obrazowo i przekonująco wyjaśni. Umie ktoś? Tylko dodam, że w Japonii, która dla mnie jest cywilizacyjnym cyborgiem, suma spóźnień w tym samym czasie shinkansenów, maks szybkich kolei w całym kraju wyniósł 18 sekund. W kraju Pacyficznego Pierścienia Ognia.

I żeby być do końca sprawiedliwym. Nigdy w takich przypadkach nie warczę i nie wrzeszczę na państwa konduktorów, bo dla mnie po strażakach to fantastyczna służba. Robią fantastyczną robotę dla firm – bo dziś nie ma PKP, znaku firmowego przewoźnika polskiego, są za to miliony spółeczek. Różnych i bez sensu…

Za biurkami siedzą śliczni ludzie w garniakach i garsonkach, co trzy miesiące zmieniają nam rozkład jazdy, a całość zwyczajnie się wali. Pewno nigdy pociągami nie jeździli.

Cały kraj może powiedzieć jednym głosem – jesteśmy wykluczeni komunikacyjnie. Zatem ludzieńki, co nam zostało? Siedzieć w swoim zaścianku i tyle. XXI wiek, jakby kto miał wątpliwości.

A ktoś tam bredzi o lotniskach, szprychach do nich, lataniu po świecie. Na zdrowie. Ja, jak mam gdzieś polecieć, a latam, to mam jeden kierunek. Lotniskowy. Pociągowy do niego też. A każdy, kto powie, ale i u nas są…. Są. Ale beze mnie. Ktoś mnie w spektakularny sposób wykluczył komunikacyjnie. Ale cały czas bredzi, jak będzie fajnie. Nie będzie.

Renata Ochwat

Ps. Na szlag i cholerę jasną pozostaje lektura. Moja na ten przykład i teraz to Nocny pociąg do Lizbony Pascala Merciera…. Film pod tym samym tytułem wielbię, ale książkę zwyczajnie kocham. Muszę od czasu do czasu fragmenty poczytać, choć o pociągach to w niej jest niewiele.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x