Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Longiny, Toli, Zygmunta , 2 maja 2024

Już czuć gorączkę przed finałem o złoto na żużlu

2016-09-15, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Rzutem na taśmę, dzięki zresztą przypominkom z FB, kupiłam bilet na finał na moje karnetowe miejsce. Trochę stałam w króciutkim ogonku. A potem trochę sobie posłuchałam.

No zwyczajnie nakręca się spirala zainteresowania meczem finałowym między Apatorem Toruń (aj, nie mam w głowie, jak się teraz Anioły oficjalnie nazywają, bo ja trochę stara jestem i mam w głowie wdrukowane stare definicje) a Stalą, jaki się odbędzie, co fani wiedzą, 25 września o 19.00. Myślę, że ci, którzy tydzień wcześniej nie pojadą na mecz do miasta pierników, zasiądą przy telepatrzydłach i kciuki mocno zaciskać będą za Staleczką. Bo ten mecz da nam pogląd, co się na Jancarzu może wydarzyć.

Fakt, tegoroczny finał zostanie rozegrany na dwóch najpiękniejszych stadionach żużlowych w kraju. Jako wierna fanka Stali muszę jednak przyznać, że Motoarena w mieście pierników jest jednak odrobinkę ładniejsza, niż nasz Jancarz, ale i tak oba obiekty są zwyczajnie ładne. Moto jest odrobinkę bardziej funkcjonalna. Co oznacza, że nie ma wąskich gardeł w stylu – wychodzenie ze stadionu po meczu. Ale niech tam, to drobiazg.

Wracam do gorączki. Wczoraj to był ostatni dzień, kiedy trwała sprzedaż zamknięta, czyli kupować bilety mogli karneciarze, tacy, jak ja. Jednak do salonu Stali w NoVa Parku przyszli już i tacy kibice, którzy karnetów nie mają, a chcieli kupić bilety. No i niestety, będą się musieli pofatygować raz jeszcze. Takie teksty słyszałam, kiedy już ten swój bilet miałam:

- No zobacz, znów trzeba przyjść, bo dziś tylko tym z karnetami sprzedawali. No cóż, jak trzeba to trzeba, przyjdę.

- Wiesz, może warto się zastanowić nad tym karnetem. Latasz na ten żużel ciągle, a jak policzyć w całości, to jednak ten karnet to nie jest taka głupia sprawa.

- No szlag i wszyscy diabli, dlaczego ci z karnetami mają jakieś przywileje?

Tylko te trzy teksty pokazują, że jednak trochę ludzi w tym mieście i okolicach ten żużel, przez mego przemiłego znajomego zwany cyrkiem w beczce, zwyczajnie lubi, interesuje się nim i chce być obecnym w chwili najważniejszej, która da złoto albo srebro. Ja powiem kolejny raz. Będę mocno i ogromnie przeszczęśliwa, jeśli to będzie złoto. Wiadomo, najcenniejszy kruszec. Ale będę też szczęśliwa, jeśli to będzie srebro. Bo to w każdym razie pudło i to wysokie pudło. Wiem i rozumiem, że nic tak nie smakuje, jak najwyższe podium. Ale przecież od początku sezonu szły gadki, że Stal… A tu proszę, taki zaskok. O głosach polityków, którzy przy tej okazji tak naprawdę pokazują, co myślą o naszym dość kulawym województwie, pisać nie chcę, bo i po co. Inni za mnie to zrobili.

I tylko słówko do tych, co przywilejów dla karneciarzy nie rozumieją. Karneciarze mają przywileje choćby dlatego, że karnety kupują zimą, w ciemno, bo tak naprawdę nie wiadomo, jak się liga ułoży. Chodzą na wszystkie mecze, dopingują drużynie w chwilach radosnych, jak i mniej radosnych. To pewna kasa, która wpływa do klubu, właśnie za karnety. To, że właśnie posiadacze karnetów mogą wcześniej kupić bilety na swoje stałe miejsca na wielkie wydarzenia, to bonus. Bonus właśnie za to, że zawsze stoją przy klubie i zawodnikach. Nawet jak ci jeżdżą kontrowersyjnie. Odkąd stadion wygląda tak, jak wygląda, a nie jak kurnik, odkąd są numerowane miejsca, to dlaczego nie tak tych wiernych kibiców doceniać, jak choćby zamkniętymi sprzedażami biletów na ich stałe miejsca. Choć moim zdaniem, karneciarze winni mieć wstęp na wszystkie, podkreślam, wszystkie mecze do zakończenia ligi, w tym i na mecze finałowe. Na inne, typu GP, Memoriał Jancarza, owszem zamknięta sprzedaż na stałe miejsca. Ale na ligę od jej pierwszego do ostatniego rozdania, do fajerwerków po finale, karnet winien obowiązywać. Nie obowiązuje, no cóż, przeżyliśmy… Ale pod rozwagę klubowi kładę. Jednak liga, to liga. Bo przypomnę te czasy, kiedy sezon dla nas, kibiców Stali kończył się latem. A karneciarze jednak na następny sezon karnety kupowali. Bo kupowali. I jak znam życie, znów kupią. Ja tam oczywiście też. Choć może nie na wszystkie mecze będę mogła przyjść, ale mieć karnet na mecze Stali to jednak coś.

A teraz z innego kątka. W książnicy wojewódzkiej już można oglądać prace Juliusza Piechockiego. Tym razem znakomity, moim zdaniem, malarz pokazuje bruki i inne miejsca związane z trotuarami. Ja prace Jula Piechockiego, jak do artysty od lat mówię, cenię niezmiernie. Zachwyca mnie jego sztuka, jego warsztat, jego myślnie o tematach malarskich. Pamiętam bardzo dokładnie wystawę Juliusza Piechockiego w Muzeum Lubuskim. Pamiętam małe formy. To było coś niezwykłego, obrazy z tajemnicą. Bo generalnie większość prac artysty to są obrazy z tajemnicą.

Ja nic nie maluję, nawet ścian we własnym domu, ale od jakiegoś czasu z upodobaniem fotografuję rzeczywistość (aparatu nie biorę do ręki tylko wówczas, kiedy pracuję jako pilotka turystyczna. Nie mam wówczas czasu na zdjęcia). I zawsze poza wybitnymi zabytkami, jak choćby Drezno, Poczdam, Tbilisi, Jerozolima oraz inne, zawsze intrygują mnie takie nakrycia metalowe od kanalizacji. I naprawdę dużo można ciekawych rzeczy zobaczyć, czegoś się dowiedzieć. Przepiękne nakrycie studzienki kanalizacyjnej zrobiłam tej wiosny w Quedlinburgu. Tym mieście krzywych domków. Q zresztą, dzięki uprzejmości przemiłej znajomej i przy okazji przyjaciółki, to moje największe odkrycie i każdemu rekomenduję…

Julo Piechocki też w swoich poszukiwaniach rzeczy nieoczywistych pochylił się nad drogą. Co odkrył, warto zobaczyć w książnicy.

Ps. Miało być jeszcze o czymś innym. Ale nie będzie, bo złośliwiec musi mieć rozsądne rozmiary. Powiem tylko jedno. Zadziwili mnie mundurowi wojskowi polscy, którzy się karnie w kinie Helios stawili. No nie, nie na Bridget Jones i jej perypetie przyszli, ale na „Smoleńsk” Antoniego Krauzego. Ciekawe, czy też na „Wołyń” Wojtka Smarzowskiego się stawią?

Ps. 2. O książkach znów będzie. Bo znów sobie zamówiłam jedną, najnowszy kryminał Katarzyny Bondy… Tylko gdzie ja go postawię? Nałóg to jednak paskudna rzecz….

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x