Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Longiny, Toli, Zygmunta , 2 maja 2024

Będą pieniądze na zabytki

2016-09-01, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Dokładnie na katedrę i być może Cmentarz Świętokrzyski. To bardzo dobra wiadomość. Ale też mają być pieniądze na kulturę. To też znakomita wiadomość.

Znaczy na razie to są szanse na ogromne unijne dotacje. Trzeba więc tylko kciuki trzymać, żeby się udało. Mnie oczywiście zawsze radują informacje, że ktoś myśli o kulturze i zabytkach. Bo to zwykle pomijane tematy, bo zawsze wygrywają jakieś chodniki, dziury w drogach czy w płotach. A tu panie Dziejku, będzie właśnie na to.

Cieszy mnie zwłaszcza myślenie o katedrze. Najstarszy zabytek w mieście, piękna ceglana budowla w niezłym, naprawdę niezłym stanie. Zresztą co się dziwić, każdy proboszcz matki lubuskich kościołów trząsł się nad powierzonym sobie budynkiem, jak nad przysłowiowym jajkiem. Ja to bym bardzo chciała, aby remontu i odświeżenia doczekało się sklepienie oraz aby je podświetlić. Rzadko komu chce się głowę zadzierać, aby oglądać malunki, a warto bo piękne są. Warto dla przykładu wyeksponować szachownicę, bo jedyna taka jest i to wewnątrz kościoła. A na chwilkę obecną ktoś zastawił ją ławką. Uprzejmy pan kościelny ostatnio ławkę odstawił i mogłam ją pokazać mojej wycieczce, zresztą średnio zainteresowanej zabytkami, bo nastolatki rzadko się takimi rzeczami interesują, ale zobaczyli. Myślę też, że wartałoby pomyśleć o jakimś wyeksponowaniu orła brandenburskiego, bo to też ciekawostka i zagadka. I też rzadkość.

No i ostatnia sprawa, usunęłabym z wnętrza te dziwne niepasujące do wnętrza sztandary. Zresztą moim ideałem, jeśli chodzi o wnętrze starego gotyckiego kościoła, jest kolegiata w Strzelcach Krajeńskich. Czystość wnętrza przekłada się na niebywałe wrażenia, kiedy jest się tam wewnątrz. Pamiętam zachwyt jednej z moich przemiłych znajomych, która przez lata obok kolegiaty przejeżdżała jedynie. A jak weszła do wnętrza, to zwyczajnie zaniemówiła… I jak mantrę powtarzała – Nie myślałam, zwyczajnie nie myślałam, że to może być tak piękne wnętrze. Ano tak.

No i pieniądze mają się znaleźć na Cmentarz Świętokrzyski. No i nareszcie. Bo to już naprawdę ostatni dzwonek, aby te lokalne nasze Powązki uratować. Tu akurat dużo jest do zrobienia. Bo i prace porządkowe, bo i zadbanie o całość, bo remonty zabytkowych nagrobków, a tych jest naprawdę dużo. No i w końcu cmentarz powinien mieć dobre opracowanie, mam na myśli książkę, ale mam na myśli też przewodnik. Bo łaziłam ostatnio po nekropolii w poszukiwaniu grobu Franciszka Walczaka i choć wszyscy zapewniali, że na pewno znajdę, bo on przy samej głównej alei jest, to kompletnie nie dałam rady i nagrobka nie znalazłam. Wiem, gdzie leży słynny Litwin z rodziny Landsbergisów, więc tam zachodzę czasami. Ale przecież na tym cmentarzu spoczywają bohaterowie „Rubieży” Natalii Bukowieckiej-Kruszony, o których starsi mieszkańcy miasta opowiadają ciekawe historie, i to takie, że nadałby się na film w stylu „Prawo i pięść”. Tak więc roboty jest od cholery, i tylko grosza brakuje, żeby w końcu to czarowne miejsce odzyskało dawny blask oraz należne mu znaczenie.

Tak więc trzeba trzymać kciuki i to mocno, żeby jednak te pieniądze do nas trafiły. Ja w każdym razie będę to robić. Znaczy te paluch mocno trzymać.

A teraz z innego kątka. Otóż mija dokładnie dziesięć lat od uruchomienia Dzwonu Pokoju. 2 września 2006 roku wczesnym wieczorem to było. Miasto nasze należy do bardzo wąskiego klubu, w których takie dzwony są. Pierwszy w Polsce postał w 1989 roku w Poznaniu (bo zwykłą hucpą w takiej ważnej kwestii byłoby pisać miasto koziołków) i był trzecim po Hiroszimie i Nowym Jorku. W tym samym roku drugi pojawił się w Warszawie. Stolicy z syrenką podarowała go społeczność miasta Nagasaki. Dla tych, co historii nie pamiętają, albo trochę krzywo ją znają, przypomnę, że Nagasaki to japońskie miasto, które jako drugie po Hiroszimie w sierpniu 1945 roku przeżyło bombardowanie bombą atomową. Dlatego ten podarunek ma tak szczególny wymiar. Kolejny Dzwon Pokoju został zainstalowany także w tym samym roku w Płocku. Miasto nasze dołączyło do tego klubu w 2006 roku.

To było wielkie święto. Wielka uroczystość, na którą przyjechali byli mieszkańcy. Emocjonalne przemówienia wygłosili ówczesny prezydent Tadeusz Jędrzejczak, śp. Ursula Hasse-Dresing, ksiądz Mirosław Wola, proboszcz parafii ewangelickiej, ale obecny był też ksiądz Zbigniew Samociak, proboszcz parafii katedralnej.

A potem nastąpiło uderzenie w Dzwon. Stałam tam na placu Grunwaldzkim pod jakimś platanem i łzy wzruszenia szkliły mi oczy. Dla mnie to była wielka chwila, bo w mieście powstało coś niebywałego. Symbol ostateczny pojednania, symbol wzajemnego zrozumienia, symbol tego, że jednak można pokonać różne podziały. Ale i symbol oraz znak tego, że ludzie potrafią się wznieść na wyżyny i tylko dobrze dalej działać. O tym, że miasto zapewniło bardzo godną oprawę uroczystości otwarcia pisać raczej nie trzeba, bo to standard. Zresztą wystarczy zajrzeć do okolicznościowego wydawnictwa „Jubileusz”, jakie się w „Czarnej” serii ukazało, aby powrócić myślą do tamtych wydarzeń.

No i minęło dziesięć lat. Miasto zapomniało o rocznicy. Zapomniało o tym, że należy do wybitnie elitarnego klubu miast, które mają Dzwony Pokoju. Zapomniało, a szkoda. A właściwie trochę wstyd. Bo akurat, moim zdaniem oczywiście, należało godnie uczcić tę rocznicę. I wcale nie chodziło o jakieś pompatyczne obchody. Mogła to być sympatyczna, radosna i kolorowa impreza. Powinna być.

Ja mam w domu swym malutką replikę Dzwonu Pokoju. Dostałam ją od ówczesnego prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka podczas promocji mego albumu poświęconego Andrzejowi Gordonowi (też się ukazał w czarnej serii). I jestem niezwykle i szalenie dumna, że mam. Dostałam wówczas też Gorzusia, to straszydełko, które było maskotką miejską, a które przepadło gdzieś w magistrackich zakamarkach, i całe szczęście. Ale replika Dzwonu stoi na eksponowanym miejscu. I skoro miasto nie zadbało o należne obchody dziesięciolecia jego uruchomiania, to ja sobie sama we własnym domu jutro o 19.00 zadzwonię. Na pamięć tamtych wydarzeń i na pamięć tego, że wówczas były takie siły i taka moc, aby ten uniwersalny symbol samego dobra i pojednania w mieście wybudować.

Ps. Dziś 1 września. Nie ma nikogo, kto by nie pamiętał w tym kraju, co się w 1939 roku wydarzyło. Pamiętamy wszyscy. Ostatnio przeczytałam wspomnienia wówczas małego chłopca, dziś mężczyzny w wieku zaawansowanym, który opowiadał o pacyfikacji małego miasta w Wielkopolsce. I wspominał, że oprócz okropnych agresorów byli i też tacy Niemcy, którzy ze łzami w oczach dzieli się zupą. Inna rzecz, że tej zupy jakoś nikt nie chciał jeść. I ten pamiętnik kolejny raz mi potwierdził, że nic nie jest czarne lub białe, często jest szare, a to szare to sedno i sól życia. I myślę sobie, że w dzisiejszych czasach dobrze jest wiedzieć, że radykalizmy jakiekolwiek do niczego dobrego nie prowadzą. I to jest naprawdę ważna konstatacja w dzisiejszych, mocno zradykalizowanych za sprawą jednego polityka czasach.

Chwała bohaterom wojny wrześniowej 1939 roku, bo o nich się zapomina.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x