Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Bogny, Walerii, Witalisa , 28 kwietnia 2024

I znów najlepsze ogólniaki mają komplet

2016-07-05, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Mamy dół demograficzny. Wszystkie placówki borykają się z naborami chętnych. Ale okazuje się, że od tej reguły są wyjątki.

Wyjątki mają realne uzasadnienie. Wysoki poziom kształcenia, który gwarantuje, że absolwenci mogą się dostać, w zasadzie bez problemów, na dobre uczelnie w całym kraju, a bywa i to często, że poza granicami kraju. Nie będzie zaskoczeniem, kiedy powiem, że te szkoły, które mają już komplety, to I, II i IV Licea Ogólnokształcące.

To od lat najlepsze szkoły w mieście. Od lat uczniowie z tych szkół plasują się bardzo wysoko w różnych olimpiadach przedmiotowych. Podobnie jest z różnego rodzaju rankingami typującymi najlepsze szkoły. I to tymi na poziomie lokalnym, jak i na ogólnopolskim. Poza tym w tych szkołach dzieją się ciekawe rzeczy. Dwie z nich organizują dobrze oceniane symulacje obrad ONZ, gdzie obowiązkowym językiem jest angielski i to na bardzo wysokim poziomie.

To jest właśnie klucz do sukcesu. Wysoki poziom nauczania, gwarant wszystkiego. Ale także i swoboda myśli, jaka w tych szkołach jest istotna. Tylko się cieszyć wypada, że tak się dzieje.

Jeśli chodzi o szkoły kształcące fachowców, od kilku lat szalonym zainteresowaniem cieszy się Zespół Szkół Gastronomicznych, bo jak wiele razy podkreślała dyrektor gastronomika, młodzi ludzie doceniają możliwości, jakie mają po zdobyciu zawodu kucharza, kelnera czy ciastkarza. Jak pokazują statystyki, akurat w tych zawodach można znaleźć dobrą pracę. A po kilku latach terminowania można się pokusić o próbę uruchomienia własnego biznesu. Co też w dzisiejszych czasach jest niezmiernie ważne.

Czyli w tych trochę ponurych czasach są jakieś bardzo fajne, budujące przykłady, że jak się chce i pracuje, to można osiągnąć całkiem niezłe wyniki. A tak się dzieje w przypadku kilku szkół w mieście na siedmiu wzgórzach.

A teraz z innego kątka. 8 lipca startuje kolejna wakacyjna propozycja, czyli Kino po Zmroku. Dwie instytucje zapraszają przez całe wakacje na cztery filmy, dwa w lipcu, dwa w sierpniu. Dwa w parku Wiosny Ludów, dwa na plaży miejskiej. Oczywiście wstęp jest za darmo.

Mnie oczywiście przy tej okazji naszła taka oto konstatacja. Jestem jak najbardziej za upowszechnianiem sztuki. Ale z jednym drobnym właśnie ale… Nie za darmo. Oczywiście nie chodzi mi o jakieś wielkie bilety wstępu, bardziej o symboliczne 2 zł. Bo uważam, że sztuka to wysiłek intelektualny, praca włożona w powstanie dzieła, za jakie mam także kino. I uważam, że za pracę należy płacić. 2 zł to drobny wydatek, stać na niego nawet tych, co rzeczywiście kiepsko zarabiają. Ale trzeba go wyłożyć. A jak się wyłoży choćby grosz, to inaczej traktuje materię, którą się będzie oglądać, inaczej artystów, którzy są autorami sztuki.

Mam na obronę swojej tezy kilka poważnych argumentów. Najjaskrawszy przeżyłam sama, kilka lat temu na Scenie Letniej. Przyjechał wówczas do miasta nad trzema rzekami Andrzej Grabowski, który był na bardzo wysokiej fali wznoszącej po „Kiepskich”. Aktor przyjechał z monodramem. Przyszło milion i jeden ludzi. Wszyscy chcieli zobaczyć gwiazdę, nieliczni dobrego aktora, który był nie tylko Kiepskim, ale i świetnym artystą, który potrafi zagrać wszystko. Zaczął się występ. Grabowski wypowiada pierwsze kwestie, a publika jest wyraźnie zdegustowana, bo nie ma wygłupu, jest teatr. Obok mnie stało jakieś młode małżeństwo, które na występ przyszło z czereśniami. No i ludzie ci jedli te czereśnie, szeleścili reklamówką, coś tam gadali. Zwróciłam im uwagę, że przeszkadzają. Nie powiem, co usłyszałam w zwrotce.

Poszłam sobie. Bo żal mi było artysty, który został tak potraktowany przez publiczność, jak został, jak Kiepski. Zresztą szybko wszedł w te kapcie.

Gdyby publika miała zapłacić choćby 2 zł, to może przyszłaby bez tych czereśni, bez tych innych szeleszczących i produkujących hałas przedmiotów. Może nie byłoby miliona i jeden osób, może mniej, ale ludzie przyszliby, aby zobaczyć sztukę, a nie Ferdka Kiepskiego. Bo jednak każdy wydatek powoduje namysł.

Uważam, że robienie darmowych imprez przyzwyczaja ludzi do myśli, że sztuka i kultura to nic wielkiego. Nie trzeba za to płacić, bo zawsze gdzieś ktoś zrobi piknik, ktoś wyłoży kasę, a my przyjdziemy po zabawę.

I to jest straszne. Bo że powtórzę, przyzwyczaja się ludzi do tego, że wkład intelektualny, praca, namysł artystyczny nic nie jest wart. Co więcej, nie ma nawet momentu zastanowienia się nad tym, że to jest właśnie dorobek intelektualny. Ciężka praca, która prowadzi do takiego, a nie innego efektu.

Nie wolno, zwyczajnie nie powinno się tego robić. Za każdą pracę należy się zapłata. W przypadku małych imprez, małych koncertów, ale i tych wielkich. Symboliczne 2 zł, ale jednak.

No i na koniec smutna informacja. Zmarł pan Edward Janiszewski, związany przez całe życie z oświatą, były kurator oświaty, kanclerz nieistniejącej Wyższej Szkoły Informatycznej. Poznałam pana Edwarda, kiedy był kuratorem. Zawsze nam się świetnie rozmawiało. Przykra informacja. Pogrzeb jutro o 12.30, ceremonia żałobna w drugiej kaplicy cmentarza komunalnego przy ul. Żwirowej. Informację o tym przykrym fakcie dostałam od nieocenionej przemiłej znajomej z Wojewódzkiego Ośrodka Metodycznego, z którym śp. Edward Janiszewski też miał związki.

P.S. I kolejna zła wiadomość. 2 lipca, czyli w sobotę zmarł w Nowym Jorku prof. Eliezer „Elie” Wiesel. Żydowski pisarz, dziennikarz, laureat Pokojowej Nagrody. Poinformował o tym przykrym facie instytut Yad Vashem w Jerozolimie. Wiesel miał 87 lat. To on jest autorem określenia Holocaust. Wielokrotnie angażował się w obronę uciskanych i prześladowanych mniejszości narodowych, nie tylko Żydów. Za swoją działalność otrzymał w 1986 r. Pokojową Nagrodę Nobla. Komitet Noblowski określił go mianem „posłańca ludzkości”. Został nagrodzony za działalność na rzecz pokoju i „przesłanie pokoju, zadośćuczynienia i godności ludzkiej”. W latach 1980-1986 był przewodniczącym amerykańskiej Rady Pamięci Holocaustu. Zainicjował budowę Amerykańskiego Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie. W 2005 r. przyznano mu odznaczenie „Dignitas Humana Award”. Pochodził z Rumunii. W czasie II wojny światowej był więźniem niemieckich obozów koncentracyjnych Auschwitz-Birkenau i Buchenwald. W Auschwitz zginęły jego matka i najmłodsza z trzech jego sióstr. Po wojnie wyjechał do Francji, a 1956 roku do Stanów Zjednoczonych. Był przyjacielem Polski i Polaków. Ja go będę pamiętać. Podobnie jak Romana Fristera i wielu, wielu innych, którzy przeżyli piekło, ale potrafili przekuć złe doświadczenia w dobro… 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x