Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Floriana, Michała, Moniki , 4 maja 2024

O placach zabaw będzie, a właściwie o jednym…

2014-10-13, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Miało być o czym innym, ale będzie o miejscach dla małych i maleńkich, oraz dla ich rodziców, tych, co lubią młodym, nie jest ważne czy młode ma lat trzy czy sześć, zapewnić zabawę na powietrzu.

Przeczytałam z bólem serca list pana Michała w naszej portalowej poczcie, który opisał fatalną sytuację w Parku Róż, a dokładnie w małym kawałeczku parku, czyli na placu zabaw. Tak się składa, że ten plac zabaw jest tak naprawdę jedynym otwartym ogródkiem jordanowskim dla małych i maleńkich w centrum. Pomijam zamknięte w pewien sposób placyki na podwórkach. Bo czasem trudno do nich trafić.

Przykro mi było, kiedy czytałam prawdziwe słowa o dewastacji tego miejsca zawłaszczonego przez pijanych weekendowiczów. Przykro tym bardziej, że od lat, zresztą w różnych mediach piszą różni autorzy o tym, co się w parku wyprawia. Właśnie wieczorami i nocami. Teraz mamy taką jesień, o jakiej można tylko pomarzyć. Bo ciepło jest, nawet bardzo, zważywszy na to, że drugą dekadę października mamy. No i jak kto się trochę napije, to dawaj w plener. Na nabrzeże Warty nie, bo lekko strome i spaść do wody można, więc dawaj do parku. No i tu już się dzieje to, co pan Michał w swoim liście do nas, portalu echogorzowa.pl napisał. Miłosiernie podarował nam zdjęcia okropne. Ale każdy, kto idzie do parku Wiosny Ludów, sztandarowego miejsca zieleni w mieście, doświadcza tego, co nasz Czytelnik. No bo dotyka brudu, śmieci, potłuczonego szkła, zmiętych papierowych torebek z McDonald’s, no jednym słowem, bałaganu okropecznego. O alejkach zabrudzonych przez ptaki, takie czarne i kraczące, nie piszę, bo ileż można.

I nasz czytelnik postuluje jedno – więcej dozoru, więcej patroli, więcej kontroli. Fakt, dobrze by było, aby było więcej. Ale rzeczywistość jest, jaka jest. Mundurowi z różnych służb i tak mają ogrom roboty.

Wiele razy pisałam i cały czas mówię o takim amerykańskim wynalazku, który nazywa się Gwardia Obywatelska. Działa w czasie kataklizmów, kiedy rzesze Amerykanów porzucają własne kanapy i domy i ruszają pomagać poszkodowanym. Ale i mam na myśli Straż Obywatelską. To taka kolejna nieformalna formacja, która działa w takich chwilach, kiedy właśnie odbywa się feta w parku. Jest za dużo alkoholu, ktoś źle się zachowuje, ktoś zaczyna w pijanym widzie dewastować miejsce, ktoś je brudzi. Więc sprawą Straży jest próba zadziałania, a jak się nie udaje polubownie, to wówczas zostaje wykonanie kilku alarmujących telefonów. A w tym momencie, kiedy nadchodzi kryzys, bo balowicze stają się groźni, a tak bywa, wówczas telefon na 112. Czeka się całe dwie minutki, wiem, bo sama dzwoniłam i przyjeżdża policja. I tu już nie ma przepraszam. Tu już jest działanie służb mundurowych, tu już cała procedura się zaczyna. I nikt, żadna służba nie powinna używać słów wytrychów – niska szkodliwość społeczna. Bo jak kto zniszczy ławkę, zaśmieci publiczny trawnik, zabrudzi plac zabaw dla małych i maleńkich, to nie ma mowy o szkodliwości lub jej braku. Coś złego się stało, szkoda została uczyniona, kara za to musi być. I nie kara typu areszt albo 60 dni więzienia. Kara powinna być taka – naprawiasz gościu zniszczenia. Oznacza to jedno. Naprawiasz zniszczoną ławkę, na swój koszt (a to dolegliwe jest, bo jednak trochę kosztuje) wymieniasz piasek w piaskownicy (a to jeszcze bardziej dolegliwe jest, bo znacznie więcej kosztuje). Wywróciłeś kosze na śmieci, to je teraz ustawiasz. A jak utopiłeś w stawie  wkłady do koszy, no to cóż trudno. Włazisz do stawu i wkłady wyławiasz. Bo jak nie, to musisz kupić nowe. Tylko takie kary mogą spowodować refleksję.

Wiem, wiem, o utopii piszę. Ale jak sami nie zaczniemy walczyć o naszą wspólną przestrzeń, to niestety, nikt za nas tego nie zrobi.

List pana Michała otwiera kolejną puszkę Pandory, z której niestety wyłażą ci, którzy myślą, że skoro demokracja jest, to można wszystko. No nie, nie można. Kultura wyniesiona z domu powoduje, że nawet jak się w przestrzeni publicznej imprezuje, to robi się tak, żeby innym nie szkodzić. A tu widać coś mocno szwankuje. Bo skoro paskudzimy przestrzeń, to co robimy w domu?

Panu Michałowi spieszę powiedzieć, zajmiemy się problemem. Ale myślę, że odpowiedź służb będzie taka, jak moja wykładnia. Bo to tak naprawdę musimy my, razem spróbować dać odpór ogarniającemu nas i zalewającemu chamstwu. Ale zainteresujemy służby.

No i chwileńka niewielka z ulubionego kątka, znaczy z kulturalnego. Otóż dziś Barbara Schroeder u siebie w Klubie Na Zapiecku gości gorzowskie muzyczki z FG. Panie Agnieszka Wenda – skrzypce i Katarzyna Winkiewicz – wiolonczela. Słowo wiążące powie pani Natalia Iwaszko. Na afiszu trochę baroku, trochę argentyńskiego tanga. Obie panie muzyczki znam i wiem, że warto za każdym razem ich posłuchać. Basi, bo panią Barbarę Schroeder znam od lat i szalenie lubię, gratuluję, że skutecznie jej się udało obie filharmoniczki do siebie zaprosić. Oj, zadzieje się i to mocno. I jak kto nie wie, co z popołudniem ma zrobić, to o 17.00 w Zapiecku, który gości w ZUO przy Teatralnej winien być.

I znów mamy odrobinę kolizji. Bo o 18.00 w Grodzkim Domu Kultury, który jeszcze rezyduje u siebie, czyli w cudnej willi Zawarciańskiego Zameczku, spotkanie poetów. No i nie da się pogodzić. Więc fanom zostaje rzucanie łodygami krwawnika albo monetami, gdzie mają pójść. Ale to i dobrze, że mamy wybór. Bo po całej głupiej urawniłowce w kulturze już takich chwil nie będzie… A szkoda.

P.S. A w domu raban. – Pojechałaś do Barlinka, znów chodziłaś po cudnym kraju (napiszę o tym za jakiś czas i czytać będzie można w zakładce „Na szlaku” w naszym portalu echogorzowa.pl), nas nie zabrałaś! No chyba oczywista chwila, żeby się rozstać – syczą domowe jaskółki. I wcale im nie przeszkadza w tej chwili syczenia słuchać mojej najnowszej płyty z Gruzji, którą odnalazły w moim bagażu. No i OK., bo ja też śpiewy polifoniczne gruzińskie lubię, tak jak i suity wojenne. Bo wredne ptaszory umieją płytki odpalić. A Gruzja…, a Gruzja z jej muzyką niech będzie. Może jednak ptaszory się nie wyprowadzą, bo smutno będzie. Mnie będzie. A im, też chyba, bo gdzie płytki z muzą znajdą…. I kto im pozwoli do woli słuchać gruzińskiego folkloru, tańców połowieckich, tańców węgierskich, III Symfonii Mikołaja Góreckiego i dużo innej muzyki. No kto?

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x