Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Augusta, Gizeli, Ludomiry , 7 maja 2024

Mamy złoto i raczej trudno o czymś innym!

2014-10-06, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Szłam na stadion w miarę wcześnie, bo ponad półtora godziny przed W. Przede mną i za mną morze ludzi. Niemal wszyscy w klubowych barwach, ja nie, bo nie. I tak w duchu co krok rosła nadzieja. No i nadzieja miała rację. Daliśmy, tfu, Stal dała radę i starej kibicce olbrzymią dawkę mega pozytywnych doznań.

Mecz zaczął się bardzo dobrze i z biegu na bieg było tylko lepiej. A przecież przeciwnik sroce spod ogona nie wypadł. Jak patrzyłam na pana Romana Jankowskiego w parkingu, to myśli same poleciały do historii żużla, do tych momentów, których ja sama nie pamiętam, ale dzięki książkom, wspominkom i różnym takim ciepło się na duszy robiło, że ten sport cały czas dostarcza takich fajnych wzruszeń. No i że przy tym sporcie cały czas są ludzie, którzy kiedyś zdobywali laury, a teraz szkolą, i to jak, swoich następców. I jak mówi mądry prawnik, pan Jerzy Synowiec, gdyby do Byków wrócili wszyscy aktualnie jeżdżący w różnych barwach wychowankowie, to Unii nikt i nic przez kilka kolejnych sezonów by nie pokonał. Taka siła i moc, jeśli oczywiście o speedway chodzi, w Lesznie drzemie i ciągle mocno się zaznacza.

Już po 12 biegu wiadomo było, że mamy, że złoto nasze. Przypieczętowanie nastąpiło w 13 gonitwie. A potem jeszcze dwa biegi nominowane, o których raczej lepiej zapomnieć, bo stalowcy, już aktualni mistrzowie Polski, trochę się pogubili i prawie sami się pozabijali. Jechali tak, że jak inni krzyczałam, …. (to się nie nadaje do pisania w poważnym portalu), bo się pozabijacie. I jak inni mówiłam, żenada, po co to było.

No ale koniec końców jest. ZŁOTO jest. Po 31 latach, w końcu jest. Byłam i jestem przeszczęśliwa, choć mój ulubiony znajomy Jerzy twierdzi, że współczesny żużel to cyrk w beczce… Niech będzie, ale wzruszeń była cała masa.

A teraz trochę uszczypliwości. Pierwsza w stronę Ultrasów, których zresztą lubię i czasami podziwiam. Ale tym razem mnie zawiedli mocno, zwłaszcza w dwóch momentach. Pierwszy, kiedy ryczeli okropne i wulgarne słowa pod adresem kibiców Unii i zawodników, w tych nielicznych momentach, kiedy Bykom udawało się na moment niewielki przełamać dominację Stali. To było zupełnie niepotrzebne i kompletnie nie na miejscu. Sport na tym polega, że jest czasami tak, iż przeciwnik zyskuje chwileńkę przewagi. Trzeba się z tym pogodzić i mieć nadzieję, że to chwileńka tylko jest. A tak było wczoraj na Jancarzu. I naprawdę nie było powodu, aby się wulgarnie wydzierać do Byków i ich kibiców, tym bardziej, że komu, jak komu, ale leszczynianom należą się słowa sympatii za ich postawę, za ich sympatię wobec innych drużyn, w tym sympatię wobec Stali i nas, kibiców. Leszno nigdy się w taki sposób nie wydzierało, więc tym bardziej wstyd. Sama z nimi, znaczy z ludźmi z Leszna parę razy siedziałam na GP w różnych miejscach i doświadczyłam tylko fajnych chwil. Więc stąd te gorzkie słowa. Bo wstyd mnie było… Bo nie wydziera się wulgarnie na Byki i ich ludzi. Nie na Jancarzu… Eddy by sobie tego nie życzył.

No i drugi moment, kiedy zaczynała się dekoracja medalowa, i speaker, Daniel Zieliński swoim dobrze ustawionym głosem wzywał na drugie pudło zawodników Unii i ich trenera, pana Romana Janowskiego. Nasi ulrasi zapragnęli poryczeć Stal… A trzeba było pogratulować pokonanym, nawet zakrzyknąć coś przyjaznego kibicom Byków. Tym bardziej, że ich zawodnicy, w tym Nicki Pedersen, któremu nigdy nie kibicowałam, nawet podczas jego stalowskiego epizodu, dziękowali za walkę i za …, no za wrzaski nas dopingujących swoich.

A teraz łyżeczka goryczy dla Byków. Ósmy bieg, upada Tobiasz Musielak. To zawsze dramat, bo nigdy nie wiadomo, co się stanie i czy zawodnik o własnych siłach zejdzie z toru, bo najbardziej na świecie nienawidzę, kiedy karetka wjeżdża na tor. No w każdym razie Musielak leży, a w wyjeździe z parkingu, czyli pod moją trybuną, zaczyna się chamska przepychanka, ludzie z Leszna startują do zawodnika, który leży w drugim łuku, ochrona się miota, sprawę usiłuje łagodzić trener Piotr Paluch, a tu w jego stronę lecą ręce kogoś z Leszna. Rozumiem emocje, ale to było niepotrzebne. Zwłaszcza jak pokazał czas, po meczu wszyscy sobie serdecznie gratulowali… Niepotrzebna przepychanka, niepotrzebne napięcia. A Tobiasz Musielak wstał i zebrał oklaski sympatii od nas. Bo jak niepisany kodeks nakazuje, zawodnik leży na torze, przerywamy doping swoim i czekamy, aż wstanie leżący przeciwnik i klaszczemy mu, żeby pokazać, że jesteśmy z nim. Wiele, wiele razy tak było i mam nadzieję, że będzie dalej. Bo sport, to sport.

A teraz o mojej prywatnej żużlowej sympatii będzie. Od pierwszych występów kibicowałam i nadal kibicuję Nielsowi Kristianowi Iversenowi. Nie ja jedna zresztą. I jak się okazało, że Iversen jest na stadionie, to mecz nabrał dla mnie innej temperatury. A potem w łozie na nodze szedł do podium medalowego i przybijał piąteczki kibicom. Wcześniej stadion ryczał przy różnych okazjach „Iversen” i widać było, że Duńczykowi miło jest. No a jak w tej łozie szedł, to ochrona musiała go przed uwielbieniem kibiców bronić. No i był awizowany w regularnym składzie, choć ZZ za niego jechał, czyli Bartek Zmarzlik.

No było cudnie. Było i znów zimą będę sobie w telewizji oglądała powtórki meczów. I będę się zastanawiała, co się w końcówce sezonu porobiło z Falubazem, któremu nie kibicowałam nigdy, ale który mocarną drużyną był, a potem jak z balonu przekłutego uszło z niego powietrze. Może zrozumiem… A może nie.

Mamy ZŁOTO….. I to tylko się liczy. Byki srebro. I też gratulacje. Szczere.

A teraz z innego kątka. I też radosnego. Nike, polska nagroda literacka poszła w ręce pana prof. Karola Modzelewskiego za jego megasupermądrą książkę „Zajeździmy kobyłę historii. Wspomnienia poobijanego jeźdźca”. To jeden z bardzo mądrych historyków, który potrafi przez swoją biografię patrzeć na to, co się wokół niego i razem z nim dzieje. I potrafi wyciągać mądre wnioski, ogólne prawdy, czasem niewygodne, ale prawdziwe. I jak szkoda, że IPN, ta okropecznie droga instytucja z rzeszą dziwnych historyków, nie potrafi wziąć takiej refleksji za wzór. I tak patrzeć na dokumenty, jak pan profesor. A jeśli nie umie, to powinien poprosić o warsztatowy wykład. Panu profesorowi gratuluję najmocniej, jak potrafię… A innym pod rozwagę poddaję…

No i z następnej rzeczywistości, już mało przyjemnej. Z kategorii prywatne smutki Renaty Ochwat. Kiedy po radosnym meczu i złocie dla Stali, wróciłam do domu i otworzyłam komputer, to pierwsza informacja, jaką odczytałam, była taka, że Anna Przybylska, rewelacyjna polska aktorka nie żyje. Nie uwierzyłam. Sprawdziłam w wielu mediach. Prawda niestety. Tylko 36 lat, cała kariera i to świetna się skończyła. Myślałam o Jej rolach, o osiągnięciach, ale i o Jej dzieciach i Jej mężczyźnie życia, panu Jarosławie Bieniuku. O tym smutku. Trzymałam kciuki za Nią, kiedy chorowała, cieszyłam się, że już po traumie. A tu taka okropna informacja. Bo była fantastyczną aktorką, która potrafiła (jak okropnie używać czasu przeszłego) zagrać wszystko. Nawet zwiędłego pomidora, jak czasami chciał Lee Strasberg, założyciel i animator słynnego nowojorskiego Actors Studio. Anna Przybylska, przepiękna polska aktorka, rewelacyjne aktorskie zwierzę – to komplement, śp. Ryszard Major tak określał ponadprzeciętny talent, talent dany z rzadka i talent, który niekoniecznie potrzebuje szkolnego szlifu – nagle odeszła. Miała tylko 36 lat i tyle rzeczy do zrobienia. Zarówno aktorsko, jak i rodzinnie. Rodzinie, panu Bieniukowi, dzieciom, nam fanom, serdeczne i szczere słowa żalu. Pani Aniu, będziemy pamiętać…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x