Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

A miałam nadzieję, że to jednak remont

2014-10-08, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Od dwóch dni przyglądałam się konstrukcjom, jakie stanęły przy rozpadającym się byłym browarze w centrum, bo przy Strzeleckiej. No i niestety, wczoraj okazało się, że remontu jednak nie będzie.

Kiedy zobaczyłam konstrukcje przypominające budowlane rusztowania, ucieszyłam się bardzo. – Nareszcie się doczekałam  ‒ myślałam sobie w duchu – Jest jakiś promyczek, coś może się stanie i centrum zacznie wyglądać jak centrum, a nie jak środek jakiegoś kołchozu.

Ale szybciutko czas pokazał, że jednak to mrzonki i ułuda, bo jednak rzeczywistość nie może być aż tak bardzo dobra. No i kiedy szłam dziś ku swemu domowi, to odkryłam, po co stanęły tam owe rusztowania. Ano po to, aby powiesić na nich megawielkie billboardy wyborcze. No i się z nich dowiedziałam, kto jest najlepszym kandydatem na nowego szeryfa miasta nad trzema wzgórzami. A jakby było mało, to twarz kandydata na szeryfa pojawiła się po obu stronach rusztowania, tak aby kierowcy i piesi podążający w obu kierunkach ulicy Wybickiego nie musieli szyj swoich narażać na wykręcanie z tej oto ciekawości, kto zacz nam się jawi jako idealny kandydat.

A tak swoją drogą, to lubię tę wyborczą schizę, kiedy na każdym kawałku murów i murków pojawiają się idealni kandydaci do fotela szeryfa. Każdy obiecuje megadużo, megaoptymistycznie. A potem przychodzi szara rzeczywistość, plakaty smętnie wiszą zapomniane i straszące. A rzeczywistość jak skrzeczała, tak skrzeczy.

A ja tak naprawdę wolałabym, aby rusztowania przy byłym browarze znaczyły jednak remont, a nie kampanię wyborczą. No szkoda wielka, że jednak służą li tylko kampanii właśnie.

A teraz z innej mańki i zupełnie o czymś innym. Otóż w mieście na siedmiu wzgórzach jest fantastyczny klub babeczek, co się zajmują dzierganiem. Czyli, tłumacząc stare słówko na nowszy język, robią cuda i cudeńka na drutach lub szydełkiem. No i właśnie babeczki dziergają płaszcz dla Maryśki, czyli postaci kobiety z wiadrami z fontanny Pauckscha w centrum miasta. A przy okazji mają zamiar zrobić wielką zbiórkę odzieży na rzecz potrzebujących. Zbierać będą w sobotę od 12.00 do 16.00 i czekają nie tylko na odzież, ale i na niepotrzebne ręczniki lub pościel, bo jak się okazuje, właśnie to jest bardzo potrzebne, tak samo, jak i żywność.

x

Ja od wczoraj jestem dumną posiadaczką uśmiechniętej żaby, którą wydziergała dla mnie przemiła znajoma. Żabka siedzi sobie przy moim komputerze w pracy i jest promykiem radości. Przez przypadek przemiła trafiła w moje osobiste gusta, bo żabki i żaby bardzo lubię. Nawet mam kilka żabich nicków, w tym kodujących dostęp do bardzo ważnych danych. No i właśnie ze względu na żabią solidarność wybiorę się dziś na spotkanie kobiet dziergających, no bo skoro ktoś sobie zadał tyle trudu, żabkę wydziergał, pięknie zapakował i przyniósł, to niehonorem byłoby na spotkanie się nie wybrać. Prawda, że sympatyczny stwór to jest?

x

No i z kolejnego kątka. Na moim niepięknym podwórku robi się raz do roku przepięknie, a to się dzieje jesienią, kiedy na paskudnych budach winorośl przebarwia się na czerwono i burgundowo. To najważniejszy dla mnie znak, że nieuchronnie przyszła jesień. Lubię się pogapić na czerwone wino, znaczy roślinę oczywiście i zachwycić się urodą natury, i to bez łażenia po lesie, bo w trakcie tygodnia zwyczajnie nie mam czasu na wycieczki choćby na Wieprzyce, aby na mocno niepięknym i mocno zabałaganionym miejscu piknikowym popatrzeć sobie właśnie na przepiękną winorośl, która za podpórkę ma inne wielkie drzewo i zachwyca barwami. No cóż, proteza musi wystarczyć i rzeczywiście wystarcza.

No i jeszcze z innego kątka. Muzycznego będzie. Otóż nawał obowiązków sprawił, że nie dałam rady pójść wczoraj na spotkanie Klubu Melomana. Szlag i cholera jasna w jednym. Bo zwyczajnie lubię te nasze spotkania, lubię poprzeszkadzać Markowi Piechockiemu i poopowiadać różne dziwne anegdoty wiążące się z muzyką, których szacownemu moderatorowi niekoniecznie wypada mówić. No cóż, będę z większą niecierpliwością czekać na spotkanie za miesiąc. No i w ramach rekompensaty za nieobecność włączyłam sobie płytkę z muzyką Manuela de Falli, wybitnego hiszpańskiego kompozytora i posłuchałam sobie, kolejny zresztą raz,  „Nocy w ogrodach Hiszpanii”. To przepiękna muzyka, gdzie nastrój rośnie w miarę rozwoju tematu. Słychać tam kastaniety, pulsuje rytm Andaluzji. No coś pięknego. A dlatego sobie tego posłuchałam, bo w piątek w Filharmonii Gorzowskiej będzie można usłyszeć kompozycję Geronimo Gimeneza „La boda de Luis Alonso”, a dokładnie Intermezzo (muzyka de Falli odrobinkę przypomina tę kompozycję). To leciuteńko ponad pięć minutek muzyki, która jest zniewalająco piękna. I trochę słabo znana. Ja płytki nie mam, ale mam net i w necie sobie posłuchałam. I już się cieszę na piątkowy wieczór, bo na żywo, to na żywo. No i dodam, że są jeszcze bilety, a kto nie ma planów na piątkowy wieczór, to jak w dym powinien się wybrać do FG. Bo nie tylko Gimenez będzie, ale też i megaprzeboje, bo awizowane są dwie suity z „Carmen” Georgesa Bizeta, a tę muzykę wszyscy znają i nie znam nikogo, komu by się ona nie podobała. Nawet Marek lubi, co dziwne, bo on nie lubi tych szpiczastych dźwięków, jak określa muzykę choćby przywoływanego Bizeta. No ale „Carmen” to „Carmen”. No i właśnie od takiego koncertu z hitami i to pod dyrekcją samego wielkiego Antoniego Wita można zacząć swoją przygodę w klasyką. Naprawdę warto. Bilety jeszcze są.

P.S. A dziś o 17.00 w Muzeum Lubuskim im. Jana Dekerta archeolog, pani Małgorzata Pytlak, opowie o późnośredniowiecznej karczmie w Strzelcach Krajeńskich. Znam panią Małgorzatę, zresztą jak i innych archeologów muzealnych, szalenie lubię i cenię za kompetencje (panią Małgosię, ale i innych też). Dlatego w ciemno można polecić. Zresztą jak i inne spotkania w ramach Muzealnych Konwersatoriów, bo wszystkie są ciekawe. No i tylko szkoda, że muzeum nie wydaje roczników z wykładami swoich pracowników właśnie w ramach Konwersatoriów, bo mam w pamięci kilka. Ale chciałoby się od czasu do czasu wrócić do niektórych, jak choćby do rewelacyjnego wykładu Janusza Michalskiego o wielkim kartuszu herbowym króla Prus Fryderyka Wilhelma I (zawsze mam problem z imionami i numeracją Hohenzollernów, bo w kółko nadawali swoim dzieciom i następcom te same imiona, czyli Fryderyk i Wilhelm właśnie. Nie mylę się tylko jeśli chodzi o ukochanego władcę Fryderyka II Wielkiego Hohenzollerna). Tak samo chciałoby się znów poczytać o kaflach w słynnym piecu odkrytym przez naszych archeologów, a o którym prawił nam w fantastyczny sposób pan Stanisław Sinkowski. Zresztą takich świetnych wystąpień muzealników było więcej.

P.S. 2. No i szlag, stało się. Jaskółki pokumały i już się wybierają ze mną do muzeum. I nawet usłyszałam – Nawet sobie nie myśl, że nas przechytrzysz i jak do domu nie wrócisz, to i tak cię tam znajdziemy. A myślałam, że drogi do willi przy Warszawskiej nie znają…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x