Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

Raj jest tuż obok nas

2014-08-17, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Tak, tak, muzyczny i kulturowy raj jest już zaraz za miastem nad Obrą i Paklicą. Mieści się w starym, przepięknie odrestaurowanym kompleksie pocysterskim, dziś seminarium diecezjalnym.

Ten Raj to nazwa stara i na nowo obecna w języku, czyli Gościkowo. To właśnie tu wczoraj, w sobotni wieczór ruszyła 12. edycja Muzyki w Raju, czyli festiwalu animowanego od początku przez pana Cezarego Zycha, choć po prawdzie inicjatywa wyszła od ówczesnego rektora seminarium, księdza doktora Ryszarda Tomczaka (którego zaszczyt i przyjemność mam znać, że się pochwalę, bo znajomość akurat tę uważam za jedną z ważniejszych).

Jednakowoż to pan Cezary Zych od lat staje na głowie i rzęsach, aby impreza miała ciągłość. Dopracował się całkiem niezłego zespołu ludzi, którzy mu w różny sposób pomagają, potrafi w tych niełatwych czasach zdobyć pieniądze na organizację potężnego artystycznego przedsięwzięcia i to przedsięwzięcia z naprawdę wysokiej półki. I kiedy wczoraj wczesnym przedpołudniem siedziałam w domu rodziców w miasteczku w widłach Obry i Warty przy przygotowaniu pomidorów do suszenia (no wiecie, obierać i układać na raszkach, każdy potrafi) i słuchałam mojego najbardziej ukochanego radia, czyli Programu 2 Polskiego Radia, nagle usłyszałam zaproszenie pana Zycha do przyjazdu i zrobiło mnie się błogo na duszy. Zwyczajnie wiedziałam, że coś koło 17.00 wsiądę w samochód przyjaciela Marka i razem z przemiłymi znajomymi pojedziemy tam. Tam, do Raju.

I była przepiękna muzyka, głównie barokowa. I tu zachwyt nad kompozycją Carla Emmanuela Bacha, Sonata triollowa c-moll „Sanguineus und Melancholicus” na dwoje skrzypiec i basso continuo (kompozytor to najbardziej uzdolniony syn wielkiego Jana Sebastiana Bacha, a forma muzyczna bardzo nowoczesna i wyśmienicie zagrana).  Zresztą więcej ich było, znaczy kompozycji przepięknych, bo choćby autorstwa Georga Philippa Telemanna też. Ja jednak popadłam w skrajny zachwyt, kiedy coś około 23.00 zaczął się trzeci koncert (bo rajskie dni muzyczne układają się w triady, czyli każdego dnia trzy koncerty), czyli muzyka bardzo dawna, bo średniowieczna. Wystąpiło trio La Mouvance z Niemiec, trzy bardzo młode muzyczki w repertuarze kompletnie nieznanym, albo też znanym, ale wybitnym znawcom tabulatur średniowiecznych. Bo trio w składzie Christine Mothes – vocal, Nelly Sturm – flet prosty i Karen Marit Ehlig – vielle (czyli średniowieczny instrument, praszczur współczesnych skrzypiec) wykonały kompozycje dwie, czyli Heinricha von Meissena (ok. 1260-1318) „Der Mynnekliche Leych” oraz „Des wildyn allexandrys Leych” Mistrza Aleksandra (druga połowa XIII wieku). To pieśni średniowiecznych śpiewaków. Mnie w pierwszej kompozycji wykonywanej w staroniemieckim powalił „Magnificat” zaśpiewany po łacinie (taki oto wtręt) i tylko dlatego mogłam się trochę połapać, bo łaciny trochę tam kiedyś liznęłam, a „Magnificat” to motyw modlitwy i muzyki znany każdemu troszeńkę osłuchanemu. No czapki z głów panowie i panie, zwłaszcza za wykonanie. No ciareczki latały po krzyżu. Trochę mnie było żal, że nie wiem, o czym innym śpiewała znakomitym głosem rewelacyjna Christine Mothes. I to jedyne zastrzeżenie co do tego wieczoru. Szkoda bardzo, że w katalogu festiwalu nie było choćby słówek trzech właśnie o tym. Ale nic, uroda muzyki, uroda głosu, sprawiły, że siedziałam w pogrążonym w półmroku pięknym kościele i byłam wdzięczna, że dane mi było czegoś takiego doświadczyć.

Byłam w Raju… I wszystko wskazuje, że znów będę.

Zresztą nas, ludzi z miasta na siedmiu wzgórzach trochę było. Fakt, byliśmy w mniejszości, bo zacznie więcej było melomanów z Winnego Grodu na czele z marszałkiem sejmu Józefem Zychem (prywatnie, ojciec dyrektora i modus operandi festiwalu). Ale i tak ważne jest, że jednak nam się chce. Ruszyć do Paradyża, raz do roku muzycznego Raju, siedzieć na w miarę wygodnych ławkach lub wyściełanych krzesełkach, patrzeć na cudnie odrestaurowany barokowy ołtarz lub też nie patrzeć i słuchać starej, ale jakże zachwycającej muzyki. Mnie się chce zawsze. Bo muzyka to jednak wielka radość dla skołatanego troskami serca i balsam na wszystkie bolączki, łącznie z powykręcanymi stawami, które jakoś dziwnie się tam prostują. To lek dla duszy i ciała, a jeszcze tak wykonana i w tak czarownym otoczeniu. No coś niebywałego.

Ale o jeszcze jednym chcę napisać. A mianowicie o tym, że zazdroszczę Winnemu Grodowi pana Cezarego Zycha, fascynata muzyki, który trochę dla siebie, ale bardziej dla innych, jak to już zostało powiedziane, staje na rzęsach, aby Muzyka w Raju się odbyła i to w jak mistrzowski sposób. Bo dbałość o szczegóły się liczy.

U nas, w mieście na siedmiu wzgórzach też się tacy zdarzają, i choć na mniejszą skalę, robią różne rzeczy związane z muzyką klasyczną. I też należy podziwiać i się cieszyć, ale to jednak inny wymiar.

No cóż, Raj, to Raj.

No i znów na labidzenie o mieście na siedmiu wzgórzach, jego kondycji po tygodniu niebycia tu, nie ma miejsca, bo i okoliczności nie po temu, innym razem będzie.

Bo głowa i myśli w poważnej mierze zajęte są Rajem.

 

P.S. W tym roku do Raju jeżdżę dzięki panu Tadeuszowi Sienkiewiczowi, dilerowi Skody i jednemu ze sponsorów Raju, dzięki któremu mam wejściówkę na festiwal i wdzięczna jestem, że podzielił się akurat ze mną możliwością słuchania tego, co najpiękniejsze, czyli znakomitej muzyki prześwietnie wykonywanej. Dziękuję raz jeszcze i pana Tadeusza wpisuję na moją prywatną listę światłych sponsorów.

P.S. 2. Właśnie tam w Raju chciałam kupić płytkę z muzyką Juana del Enciny, renesansowego kompozytora hiszpańskiego. I w sklepiku muzycznym, który zawsze w Raju jest, usłyszałam, że aktualnie tej płytki nie ma, ale w poniedziałek będzie, bo płytka jest, tylko trzeba ją przywieźć. I po raz chyba drugi w życiu doświadczyłam czegoś niebywałego. Bo właścicielka sklepiku wiedziała, o co mnie chodzi, i nie musiała szukać w Internecie, tylko powiedziała taki tekst – Mam, na pewno. Przywiozę, proszę pytać. Zapytam, na pewno. A jak widziałam płytotekę tam zgromadzoną (dla przykładu krążków z muzyka św. Hildegardy z Bingen w różnym wykonaniu było przynajmniej kilka i to w różnym wykonaniu), to nie mam wątpliwości, że w końcu del Encina u mnie w domu zagości. Oj, czekam.

P.S. 3. O domowej awanturze pod tytułem, latasz gdzieś, znikasz na cały tydzień, a potem się muzą zachwycasz, a my tu same, nie napiszę, bo i po co. Dość powiedzieć, że  skrzydlate spakowały walizki, co więcej, kawę arabską też i lada chwila odlatują. Może jednak nie…. Może kawę mi choć na otarcie łez zostawią. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x