Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Augusta, Gizeli, Ludomiry , 7 maja 2024

No i znów gratulacje naszym….

2014-08-26, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Z wielką, ale to wielką przyjemnością gratuluję Monice Grubiznie, artystce z miasta nad trzema rzekami, debiutu w ważnych amerykańskich mediach.

Te ważne media, to dziennik, jeden z największych i najbardziej liczących się na świecie, czyli „The Washington Post”, wydanie niedzielne, tak, tak, ostatniej niedzieli wydanie. Rysunki Moniki Grubizny były ilustracją do tekstu „The are not perfect victims”, czyli w wolnym tłumaczeniu Ofiary nie są doskonałe, Nie ma perfekcyjnych ofiar. Przyznaję, tekstu nie czytałam, bo trochę ślepa jestem i za małe literki były, ale Moniki prace widziałam i gratuluję.  Bo i jest czego. Bo rzadko, bardzo rzadko się zdarza, że amerykańskie media sięgają po artystów stąd, z tego jednak trochę zapyziałego kraju między dwoma rzekami z cezurą po środku trzeciej, tej największej rzeki. A już o artystach znad Warty, Kłodawki i Srebrnej nie wspomną, bo raczej i nie ma czego wspominać.

Nie wiem, jakie pływy sprawiły, że prace Moniki się tam znalazły. Tym bardziej się cieszę i serdecznie autorce gratuluję. Mam tę przyjemność, że Monikę znam, oglądałam jej prace jeszcze kiedy licealistką była, potem studentką UMK, czyli Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, dziś pracownika naukowego w dziedzinie sztuk plastycznych. No i oglądałam jej prace na wystawie monograficznej, którą w Galerii BWA urządził jej człowiek, którego kiedyś miałam za przyjaciela. Nie to jest ważne, ważna inna rzecz jest. A mianowicie taka, że na talencie Moniki poznał się inny artysta, Władysław Grochola się nazywa, i dołożył megastarań, aby ulubioną uczennicę dalej kierować, dalej motywować. Monika chyba nie bardzo lubi wracać do miasta na siedmiu wzgórzach, z różnych powodów, a szkoda, bo robi arcyciekawe rzeczy. I fakt, że jej prace znalazły się w TWP, jest najlepszym przykładem na to, że jak ktoś chce coś osiągnąć i znajdzie niewielkie wsparcie, nauczyciela, w tym wypadku mocno charyzmatycznego, to jednak się uda. No i sam fakt, niedzielne wydanie… Gratulacje Monika, wielkie… Zapamiętajcie nazwisko – Monika Grubizna, jeszcze nas zaskoczy. Co oczywiście, dajcie nam wszystkie bogi i mój dżinie z lampy Alladyna też.

A teraz pora na labidzenie jest. Tak się ułożyło, że wczoraj wczesnym wieczorem, w panice wielkiej zresztą, szłam po ulicy Pocztowej. No i szłam obok budynku Poczty Polskiej. I obrzydzenie mnie ogarnęło na widok bałaganu, jaki tam jest. No brudu zwykłego. Tak nie może być. Bo piękny budynek Poczty jest jedną z wizytówek miasta. A tu takie coś, coś okropne. Naprawdę nie można posprzątać chodnika tuż przy siedzibie? Nie można? No cóż. To środek miasta jest i skoro wszyscy się zgadzają na taki bałagan, to niech będzie. Mnie razi. I to razi do tego stopnia, że z trudem powstrzymywałam odruch wymiotny.

No i jak labidzimy, to labidźmy jeszcze troszkę. Otóż magistrat odpowiedział na pismo Ludzi z Miasta, że żadnych szkoleń urzędnicy nie potrzebują, bo są szkoleni na bieżąco. No i śmiech mnie ogarnął pospolity. A to z dwóch powodów. Po pierwsze od bardzo wysokiego miejskiego urzędnika wiem, że szkoleń nie było w magistracie nigdy i żadnych. Bo nawet słynne wyjazdy raz do roku nad morze polskie, zimne, brudne i słone są wszystkim, ale nie szkoleniem. Po drugie, kiedy idę do urzędu i widzę, jak ubierają się panie urzędniczki od szeregowej po ważną dyrektorkę, to mogę we wszystko uwierzyć, ale nie w to, że były jakieś szkolenia. Amerykanie mają określenie dress code, które znakomicie przyjęło się w Europie, czyli też w naszym nieco zapyziałym kraju. Ale absolutnie nie przyjęło się w lokalnym magistracie, bo zwyczajnie nie przystoi wysokiej urzędniczce chodzić do pracy z milionem zapineczek w postaci motylków i stokrotek we włosach, zwyczajnie nie przystoi nosić spodni typu rybaczki i strojów w podobie, które pasują młodym dziewczynom i to na plaży, a nie w urzędzie, i to, że podkreślę, urzędnicze w randze dyrektor wydziału. Nie przystoi i budzi zażenowanie... A być zażenowaną to ja okropecznie nie lubię.

No i słówko jeszcze jedno będzie, o Radzie Miasta. Jutro znów szeryf będzie przekonywał radę, no szlag, Wysoką Radę, o zasadności wyjazdu do Herfordu. Czyli znów będzie pyskówka jak się patrzy. No i ciekawe, co z tego wyniknie. Bo moim zdaniem, raczej nic dobrego.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x