Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Augusta, Gizeli, Ludomiry , 7 maja 2024

Historia pewnego podwórka

2014-08-11, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Jedna moja znajoma się uparła i zrobiła sobie podwórko, sama. Ale wszyscy, którzy ją znają, wiedzą, że jak się zaprze, to nie ma rady.

Znajoma ma małe dziecko, a za oknem miała podwórko, no takie niekoniecznie piękne. Więc się zaparła i zrobiła sobie coś na kształt perełeczki. Bo i miejsce do siedzenia, bo kwiatki, bo inne roślinki. i typowa studnia w starej kamienicy w mieście nad trzema rzekami stało się miejscem przyjaznym. Inna rzecz, że podwóreczko małe, można było coś tam fajnego zrobić za niekoniecznie wielkie pieniądze.

No i znam też inne podwórko na Nowym Mieście, bo tylko o takie mnie chodzi, które też za sprawą upartych mieszkańców stało się oazą przyjazną ludziom i zachęcającym miejscem do wychodzenia.

Nawet na moim sąsiedzi wydzielili niewielki kawałeczek, posadzili tam jakieś zielsko i też mają coś fajnego, a że z widokiem na śmietnik, to już insza inszość. Po sąsiedzku jest też podwórko z placem zabaw, na który latają moje małe sąsiadki i to już koniec. Bo większość wygląda niestety jak znakomita część mojego. Paskudne szopki, ugór jeden wielki i kubły na śmieci. I tak sobie ostatnio z moimi sąsiadami gadaliśmy, że ponoć kiedyś były to przyjazne miejsca, pełne zieleni i nie tylko.

Wiem, że magistrackie plany zakładają ich modernizację i to w skali makro, ale obawiam się, że może się to niekoniecznie powieść, bo gdzie sąsiedzi postawią swoje samochody, a bywa tak, że na troje mieszkańców jednego mieszkania są trzy samochody. A po drugie, gdzie staną niepiękne kubły na śmieci? No jednym słowem, nagle się okazuje, że różne interesy życiowe sąsiadów wygrać mogą z estetyką. Ot, proza życia mieszkających w starych, niegdyś pięknych kamienicach, projektowanych pod inne potrzeby cywilizacyjne, aniżeli te, w jakich przyszło nam żyć.

A skoro przy swojej dzielnicy jestem, to ostatnio poszłam sobie na Łokietka, pod popadającą w coraz gorszą ruderę kamienicę pod numerem 17. I odkryłam, że choć budynek wygląda okropecznie okropnie, to jednak "troskliwa" ręka konserwatora miejskiego powiesiła na niej tablicę z informacją o jej zabytkowym statusie. Nie umiem ocenić meritum, bo zwyczajnie, ja krasnoludek polski, nie mam szans przeczytać, co tam stoi, bo wisi ona za wysoko.

Ale dla mnie takie sygnowanie akurat tego budynku jest chichotem historii. Bo przecież mija już kolejny rok, a budynek jak stał pozostawiony samemu sobie, tak stoi. I żadne tabliczki mu życia nie wrócą, potrzebne są raczej intensywne i szybkie działania, bo inaczej budynek nam się ostatecznie rozleci.

No i z innej manki, znacznie lżejszej. Ostatnio magistrat zaczął czyścić fontanny. Na pierwszy ogień poszła niecka Maryśki, czyli Pauckshmarie na Starym Rynku. No i bardzo dobrze, bo jak tylko nieco mocniej przypiecze, a piekło ostatnio jak diabli, to wszystkie miejskie fontanny zamieniają się w lokalne baseny i baseniki dla małych i maleńkich. I zupełnie nie pomagają słowa opiekunów, żeby pociecha przestała się taplać. I ok, niech sobie małe i maleńkie się pławią, ale żeby się nie wspinały na figury, zwłaszcza Maryśki na Starym Rynku. I wszyscy będą zadowoleni.

No i z jeszcze innego kątka. Otóż spotkałam ostatnio przemiłą znajomą, która ma wielce absorbującą prace, bo pracuje dla ONZ, pół świata już zjechała, mówi kilkoma językami, jest przepiękną kobietą, zresztą absolwentką I LO. Już w tamtych licealnych czasach wiedziała, czego chce. I udało się. Nie przez znajomości, a przez ciężką pracę. Ona cała jest realizacją hasła - chcieć, to móc. Pogadałyśmy sobie, pożyczyłam jej tego, czego się życzy pracownikom ONZ, czyli pokoju na świecie i znajoma pojechała do swoich obowiązków. A ja tak się zastanawiam nad tym spotkaniem. Skoro chcieć to móc, to może ja w końcu pojadę do Kraju Kwitnącej Wiśni, który mnie się śni po nocach....

P.S. Dziś o 19.00 w katedrze zakończenie festiwalu "Muzyka w katedrze". Wystąpią: Lindsay Davidson (Szkocja) - dudy szkockie, Irena Czubek-Davidson - harfa, w programie muzyka szkocka. Ja z przyczyn rodzinnych nie mogę być, ale myślę, że może być ciekawie.

P.S. 2. A poza tym plaża i spokój, choć nie na podgorzowskich kąpieliskach, bo te zwłaszcza w weekendy przeżywają megaoblężenie.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x