Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Balladyny, Lilli, Mariana , 30 kwietnia 2024

Ożywianie miasta trwa…

2014-07-05, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Dziś krótko będzie, bo upał nam nagle przyszedł i skręciło mi stawy. Na tyle mocno, że nie dałam rady wyjść z domu na akcję Aliny i sprzężonych z nią sił. No cóż, starość, choć mistrz Koszałek starszy ode mnie był, kiedy pisał swoje znakomite kroniki, że o proroku Lebiodzie nie wspomnę…

Trochę nam Nowe Miasto, czyli dzielnica, w której od zawsze mego pobywania na stałe w mieście na siedmiu wzgórzach mieszkam, ożywa. A to za sprawą fantastycznego placu zabaw w kwartale kamienic sąsiadujących z moim. No i super, bo trochę większy jest. Dzieciarnia cała, w tym moje przemiłe sąsiadki młode tam poleciały, i dobrze. Znaczy dobrze, że małe i maleńkie mają swoje miejsce. Nagle się cicho na podwórku moim, mocno niepięknym, zrobiło, bo każda małoletnia dusza biegła na nowy plac. Mnie absolutnie gwar dziecięcych zabaw nie przeszkadza. Co więcej, lat kilka minęło, kiedy znów z podwórka dochodzą głosy dziecięcej aktywności. Niech sobie grają w co im fantazja podpowie. Ale cicho jest, znaczy badminton, tudzież guma tracą na atrakcyjności w porównaniu z nowym placem zabaw. Sąsiadów z przyległego kwartału proszę o wyrozumiałość. Niech się młode wybawi. W końcu kiedyś my też byliśmy młodzi, a nawet bardzo, i każdemu z nas szalenie mocno podobała się zjeżdżalnia. No mnie się podobała, bo w miasteczku w widłach Obry i Warty była tylko jedna, i to mocno zardzewiała. Stare czasy… Ale wszyscy hałasowaliśmy mocno, i dlatego teraz słówko o wyrozumiałość dla ich hałasowania się tu nalazło. Nie będziecie narzekać? Super, na małych i maleńkich narzekać nie można… A skoro oni są odrobineczkę głośni, no cóż, takie prawo dziecięctwa…

Ale fajnie, że ktoś myśli o tych małych i maleńkich, które jednak tu mieszkają. To inicjatywa obywatelska, czyli przykład na to, jak ludzie chcą wydawać choć odrobinkę grosza, jaki płacą w podatkach. Ale też i przykład na to, że Wysoka Rada Miasta, jak z lubością lubią się tytułować radni, widzi konieczność takich wydatków, oraz jeszcze i to, że Zakład Gospodarki Mieszkaniowej z dyrektorem Pawłem Jakubowskim i panią wicedyrektor Marią Góralczyk-Krawczyk na czele, potrafią w sensowny sposób poprzeć inicjatywę. I razem wespół w zespół sukces jest. Malusieńki kroczek do swego rodzaju ożywienia zapomnianej przez Boga dzielnicy.

Zapomnianej? No i to jest pytanie. Bo cały czas obserwuję remonty. Może nie takie kapitalne i całościowe, jak w Szczecinie, ale cały czas się coś dzieje. Mogę zerknąć przez okno i widzę wyremontowane balkony sąsiedniej kamienicy. I to nie są balkony w stylu PRL, proste metalowe balusie, brzydactwo, co nie pasuje do stylu zaniedbanej, jeszcze kamienicy. To ładne balkony nawiązujące do dobrej historii tych domów. I trzeba wierzyć, że za jakiś czas znajdzie się sposobność, co by i fasadę wyremontować.

Bo tyły domów już się remontują. No moja kamienica i dwie, a nawet trzy, też sobie tyły wyremontowała. Właśnie kończy się remont tej trzeciej. Ktoś może powiedzieć, tyły domu, też mi mistrzostwo. Ale każdy, kto mieszka w tym zakątku wie, że tyły to coś newralgicznego. Trzeba je było ocieplić, i to się stało.

Tak więc mamy leciuteńki postęp.

I zmierzając do brzegu, nowe podwórko, nowy plac zabaw, nowe tylne elewacje są najlepszym przykładem na to, że mimo złej polityki miasta co do centrum, to jednak Nowe Miasto się nie poddaje i walczy o siebie. Nie wiem, na ile sił nam wystarczy, ale na razie nie jest źle. A dlaczego mówię o tym, na ile nam sił wystarczy? Ano z prostego powodu. Bo za wszystko w jakiejś części płacą prywatni właściciele mieszkań w starych kamienicach, a ich kieszeń jednak ma dno. No rzeczywiście w tej dzielnicy mieszka ta trochę nieuboga i starzejąca się ekipa. Młodsza od obu mistrzów przywołanych na początku, ale jednak.

Mistrz Koszałek Opałek krasnoludzkie kroniki pisał, prorok Lebioda wieszczył wiedźminowi Geraltowi z Rivii. Obaj starsi ode mnie, i to dużo, ale dawali radę. Więc nic innego mnie nie przychodzi do głowy, tylko zawezwać poetę Jaskra na pomoc. Może się uda… (to taki drobny dowód przywiązania do prozy zarówno Marii Konopnickiej, jak i Andrzeja Sapkowskiego), bo tak się składa, że my krasnoludki polskie mamy teraz dwie różne tradycje naszych zachowań do wyboru. Obie jednako atrakcyjne. Zobaczymy, która zwycięży, ano zobaczymy.

Pokręcone i bolące mocno stawy nie pozwalają dalej pisać. Upał przyszedł, cierpimy więc. Jak już mówiłam na początku, nie dałam rady wyjść z domu, więc nie byłam na filmie w plenerowym kinie na Kwadracie i nie mogłam Alinie pogratulować kolejnego sukcesu. No cóż, starość, albo też i nie starość, bo od zawsze upał oznaczał dla mnie zagrożenie. Unieruchamiał, bo stawy bolały, nawet jak miałam 10 lat, a nawet i mniej. Tym razem upał mnie pokonał ostatecznie. Szkoda.

P.S. A domowe jaskółki świergolą, ty znów jakieś głupoty piszesz, a znów wygrali Niemcy, znaczy na Mundialu w Brazylii, ograli Francję. Szkoda. Ale chyba nie bez kozery się mówi, że grają jak zwykle wszyscy, ale jak zwykle wygrywają Niemcy. Nawet pokonani przez grypę. Taki oto znak czasu, a nasza Duma Narodowa…, no nie, wolę żużel… Też dziwny sport, ale jak idę na stadion i patrzę na Nielsa Christiana Iversena, któremu resztą od początku kibicuję, to serce rośnie.

P.S. 2. I tylko dla porządku domu przypominam, dziś o 18.00 w amfiteatrze finał festiwalu tańca. Jak kto jeszcze rewelacyjnych Turków z Ankary nie widział, to musi przyjść (no wiecie, suita w ich wykonaniu godna jest… Mszy, Rzymu, Cannosy, cokolwiek, dla mnie mojego szwendania się po lasach podgorzowskich). No i będzie „Orawa” ‒ suita górali orawskich w wykonaniu na nowo reaktywowanych oldboyów „Małych Gorzowiaków”. Oldboye, no coś dziwnego, młodsi ode mnie o dwie przynajmniej dekady, ale niech będzie. Zachwycające to widowisko jest (a jak się pomyśli, że Maryla i Krzyś Szupilukowie oraz cała spora ekipa ich wspierających, robili maksymalnie dużo, żeby magia „Małych” działała, to tam po prostu trzeba być, ja ze sporą paczką chustek, bo jak „Orawę” słyszę, to zwyczajnie płaczę. A jak dodać, że tam siła tancerzy będzie, coś około 80 ludzia będzie, to już teraz po chustki sięgać trzeba).  Zabierzcie tylko jakiś koc, jakąś poduszkę na twarde ławki i dawaj do amfiteatru. Bo za chwilkę znów tam trzeba być, bo Romane Dyvesa… Jedyna taka impreza na świecie. No trzeba być.

A o reszcie propozycji na pierwszy wakacyjny weekend, to poczytajcie sobie w odrębnym tekście w zakładce Kultura na naszym portalu. Bo może o czymś nie wiecie, a warto…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x