Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Bogny, Walerii, Witalisa , 28 kwietnia 2024

Schizofrenia święta

2014-05-03, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Znaczy święta – wielkiej majówki. To taki polski zwyczaj, łączenie wolnych dni. I z tego właśnie wynika ta schiza.

Nie znam ludzi, którzy nie lubią wolnego. Ja też. Bo mam czas na odgruzowanie domu, w tym konkretnym przypadku tylko na dochodzenie do zdrowia, bo jest czas na poczytanie fajnych książek, które wymagają spokoju i czasu, bo jest chwila na posłuchanie dobrej muzyki, w moim przypadku nieustannie program drugi Polskiego Radia. W moim prywatnym rankingu najlepsze publiczne medium, jakie jest. No niestety, przebija nawet kultową Trójkę, ale może to wynika z czasu i charakteru, bo dwójka nadaje maks fajnej muzyki, klasyki starej i nowej i w różnych wykonaniach, dobrej literatury i teatru radiowego. No coś ekstra.

A szlag, miało być o schizofrenii. No bo jak inaczej nazwać to, co się wczoraj działo. No bo w długi, najdłuższy weekend nowoczesnej Europy w tym roku, jednak ktoś pracował. Pracowała pani dyrektor gabinetu szeryfa miasta na siedmiu wzgórzach, bo dostałam komunikat, pracowała Poczta Polska, bo dostałam powiadomienie z pewnego banku, że czeka tam na mnie oszałamiająca kwota 16 zł do odbioru, pracowali panowie śmieciarze… Więc o co chodzi w tym kraju, kto pracuje a kto nie i na jakich zasadach?

No myślę, że nikt ani nic, nawet mądrala mój osobisty, czyli dżin z lampy Alladyna, nie jest w stanie tego pojąć i rozsądnie wytłumaczyć. To jakaś schiza jest i koniec. A ja, stara pracoholiczka, gdyby nie choróbsko, drugie już niestety w tym roku, pewno też bym sobie wynalazła milion zajęć. A tu taki ambaras, każdy krok, to ataki kaszlu i … oj nie napiszę czego. W każdym razie jestem więcej niż pewna, że coś trzeba z tym zrobić, znaczy z tym świętowaniem.

Bo nawet jak musiałam wyjść z domu, to w okolicznym sklepie od miłej bardzo pani usłyszałam, że ruchu żadnego nie ma, że chyba kto żyw wyjechał gdzieś tam na majówkę, a ona tu od 6.00 do 23.00 tkwić musi. No jednym słowem zagadka wielka jest.

A teraz z innego kątka. Już dawno miałam o tym napisać, ale zawsze coś… No więc mam ten zaszczyt i przyjemność, że znam dwie gorzowskie poetki (po prawdzie ludzi pióra znam więcej, ale te dwie są szczególne), czyli Agnieszkę Kopaczyńską-Moskaluk i Beatę Patrycję Klary i bardzo ale to bardzo tę znajomość sobie cenię. Ale nie o zaszczytach ma być, tylko o gratulacjach i to bardzo zasłużonych, za to, co obie panie robią w dziedzinie upowszechniania bardzo dobrej, ale czasami słabo znanej literatury. Myślę o poezji tych, którzy nigdy do mass-mediów się nie przebili (co może i dobrze), myślę o czytaniu Jarosława Iwaszkiewicza, z przyczyn mnie kompletnie nieznanych i niezrozumiałych skazanego na infamię przez tych, co tropią durne błahostki, ale literatury tak naprawdę nie czytali, i w końcu z promocję poezji Kazimierza Furmana. Bo to wszak 14 października tego roku będziemy obchodzić jakżesz dla mnie smutną piątą już rocznicę śmierci tego znakomitego poety. Panie obie pamiętają, ja też. I za to jestem im szalenie wdzięczna. Kazimierz, bo tak do niego zawsze mówiłam, mnie tłumaczył, Rencia, to wszystko ułuda jest i farsa, idziemy na piwo. No i kilka razy usiłowałam z nim poważnie porozmawiać, i zawsze słyszałam słowa niedające się w szanującym się portalu do powtarzania. A Agnieszka i Beata na szczęście moje i innych nie przejmują się podejściem Poety do materii i promują. No i chwała najwyższemu. I ja wam, dziewczyny dziękuję wielce. Bo Furman był wielkim poetą czy ktoś chce, czy nie chce, choć tych drugich jest niestety sporo. Szkoda, bo myślę sobie, że gdyby taki ktoś przeczytał wiersz, ot choćby o Ameryce, to może by rozumiał. Nie, nie rozumiałby, bo to się ma, albo nie. No w każdym razie… mnie go okropecznie brakuje, a to już pięć lat, już pięć lat…Za każdym razem, kiedy wchodzę do Jazz Clubu, a bywam tam często, mam nadzieję, że tam będzie. I nie ma Poety, jest tylko i aż tylko jego zdjęcie. Czasami uwalnia się bramka do baru, i my wtedy mówimy, że Kazimierzowi znudziło się w Niebieskim Poetyckim Partenonie i wpadł na piwko do wiadomej piwnicy, i wówczas ja czekam na stały tekst – Rencia, do domu, ale już… Nie ma, już się nie zdarzy…

I z kolejnego kątka. A właściwie mańki. Nasz redakcyjny kolega, redaktor Leszek Zadrojć już napisał o beztroskim wydawaniu publicznych pieniędzy przez Jaśnie Elżbietę I i jej dwór. No i niestety, kolejny już raz mamy zachowania jak z dworu Katarzyny II. Obie panie łączy jedno – ten sam styl sprawowania władzy, czyli ja wiem najlepiej. Dzieli natomiast to, że Katarzyna była carycą i jeśli wydawała na siebie i swoje eskapady pieniądze, to były inne, aniżeli te, wydawane przez Elżbietę I (nie mylić z wielką światłą i mądrą królową Wielkiej Brytanii – królową dziewicą, jak chcą biografowie). Pani marszałkini wydaje publiczny grosz, czyli także i mój, na  wycieczki, za które my wszyscy musimy płacić z własnej kieszeni. Nie liczą się etykietki i nazwy, bo wyjazd do Rzymu w tym konkretnym terminie nie był przypadkowym wyjazdem służbowym. To była prywatna wycieczka i już. Za to pani marszałkini i jej dwór powinni zapłacić z własnej kasy. Podobnie zresztą jak i jej partyjna koleżanka, posłanka PO Bożenna Bukiewicz, za swoje zamorskie eskapady. Bo to taka trochę ukryta prywata. A piszę o tym, bo uważam po pierwsze, że władza deprawuje, po drugie bo sama lubię podróże, ale od obu pań dzieli mnie jedno. Ja za swoje, niecałkiem dalekie wyjazdy płacę sama. I jeszcze po trzecie, polityka i jej ludzie to grząskie i niekoniecznie ciekawe towarzystwo jest. I właśnie obie panie w naszym, tym kulawym województwie mnie w tym utwierdzają. No i jaka to szkoda dla nas…

Rozumiem wydawanie publicznego grosza w zbożnym celu, ale żeby tak, na maksymalnie głupio, to nie.

No i po końcowe. Chyba choroba zaćmiła mi tak umysł, aby muzealną willę umieścić przy ul. Walczaka, choć ona przy Warszawskiej jest. No i po kolejne. Dziś w Spichlerzu, przy ul. Fabrycznej bezpłatnie zbiory można oglądać. A kto nie był, niech się wybierze, bo i Arsenał, bo i makieta, bo i w końcu rzeźby Jerzego Gąsiorka, warto naprawdę.

P.S. A moje jaskółki, ciągle oburzone tym, że do Ziemi Świętej poleciałam samolotem i ich nie zabrałam, przypomniały tylko, że za chwilkę niewielką w Filharmonii Gorzowskiej już drugi festiwal muzyki nowej i choć są na mnie obrażone, to i tak muzyki słuchać będziemy razem. No już się boję. A o festiwalu napiszę za kilka dni, bo jest o czym.

P.S. 2.  A teraz o muzyce. Chciałam wam podesłać linka do muzyki Leonarda Bernstaina do jego Serenady nagranej z orkiestrą z Izraela do bardzo znanego tekstu, ale w necie niet. A szkoda. Bo to piękna muzyka jest, zwłaszcza ta wersja, prapremierowa z Teatru La Fenice w Wenecji z Isaakiem Sternem na skrzypcach. Nie znalazłam, więc tu takie trochę inne wykonanie, tak naprawdę tylko kawałeczek. Ale też warte posłuchania. To w La Fenice a potem w Tel Avivie prowadził od fortepianu kompozytor. No cudo jedno wielkie. Warto.

http://www.youtube.com/watch?v=1Osg6kubgk8

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x