Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Longiny, Toli, Zygmunta , 2 maja 2024

I znów się zawaliło

2014-04-25, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Mam na myśli feralne rondo przy Wyszyńskiego. Przyczyna – spadło dużo, dużo deszczu i znów jest klęska. No to jakby nic nowego.

Od pamiętnej powodzi tysiąclecia niekoniecznie kocham deszcz. A jak już mocno pada, to jest zwyczajnie okropnie. Zaczyna się stres, że za chwilę coś się wydarzy. No i jednak, coś się wydarzyło. Ulewa uszkodziła rondo, to felerne. Od początku źle zrobione. Nie jestem budowlańcem, nie znam się i nie będę tu pisać o rzeczach dla mnie trudnych. Ale skoro magistrat zapłacił za projekt i za wykonanie, to należało się spodziewać i tego, że w tym kraju deszcze padają i to często, i dość ekstremalnie, więc…

No nic, będą kolejne miejskie pieniądze na naprawę ważnego ronda, a że ono ważne jest, wiedzą wszyscy, co mieszkają w Kłodawie, ale wiem też i ja, bo z racji moich szwendań po okolicy często tamtędy się przemieszczam. A naprawić trzeba, bo to ważna nitka miejskiej komunikacji z ościenną, mało zresztą lubianą gminą, ale ważną, bo wszak tam wielu ważnych i w miarę zamożnych gorzowian mieszka.

A tak przy okazji, to Straszny Dwór, czyli wielka willa wraca do życia. No wiecie, ta wielka budowla, co przez lata stała i straszyła i którą pan mecenas Jerzy Synowiec do swojej listy straszydeł miejskich wpisał i walczył wraz z dziennikarzami, aby brzydactwo zniknęło. Minęło kilka lat. Brzydactwo nie znika, ale nabiera kolorów. Czyżby tłum właścicieli się pojednał i coś konstruktywnego z tego wyjdzie? No daj panie Boże i ty wredny Dżinie z lampy Alladyna też.

No cóż, miejmy nadzieję, że w końcu się uda uporządkować ten kawałek miasta. A tak swoją drogą, to obojętnie z jakiegokolwiek kawałka świata się nie wraca do Gorzowa właśnie, czyli do miasta na siedmiu wzgórzach, albo i też nad trzema rzekami, to żadną siłą nie można zgadnąć, że do miasta stołecznego wjeżdżamy. A piszę o tym trochę złośliwie, bo jak się wjeżdża do mojej Skwierzynki małej od strony Murzynowa, czyli jeszcze większej dziury, to wjeżdżających wita łuna świateł. Sama przeżyłam zaskoczenie, ostatniego czasu, kiedy nie poznałam, że wracam do domu – no niekoniecznie, ale do miasta, gdzie mieszkają moi rodzice i tam do szkół chodziłam. No coś niebywałego, taka feeria świateł. Prawie jak w wielkim mieście, a to tylko Skwierzyna. No zobaczcie państwo, jednak można. A mój szwedzki przyjaciel Swen, którego tam zawiodłam, zapytał – Jesteś pewna, że to naprawdę małe miasto? Widział je wcześniej, więc ta łuna światła go trochę zdeprymowała. Ale o Gorzowie tak nie mówi… No więc…

A teraz prywatny smutek Renaty Ochwat. Już wszyscy wiedzą, od wczoraj, umarł Tadeusz Różewicz, ostatni z trzech braci, wybitnie zdolnych artystów. Janusz – poeta, słabo znany, bo umarł najwcześniej, a szkoda, że tak słabo znany i w końcu Stanisław – wybitny reżyser, kreatywny i ciągle w kontakcie z bratem. A teraz Tadeusz…

Pamiętam, jak przy okazji którychś Konfrontacji Teatralnych zobaczyłam na afiszu „Do piachu” właśnie Tadeusza Różewicza w wykonaniu lubelskiego Provisorium. Na dzień dobry nie uwierzyłam, bo kto chce oglądać takie strasznie stare sprawy i w dodatku napisane przez niekoniecznie kochanego czy też zwyczajne słabo lubianego, albo też tak samo czytanego poetę. Ale było. I do dziś za zaszczyt wielki i estymę mam ten spektakl. To pan Jan Tomaszewicz Provisorium lubelskie do nas, do miasta na siedmiu wzgórzach zaprosił i to nam, teatromanom dane było zobaczyć ten wybitny spektakl. Ja do końca życia nie zapomnę tych słupów światła, tego Walka proszącego o życie. A Poeta, wielki dramaturg  z okazji tego spektaklu, tego tekstu miał milion nieprzyjemności. Bo wszak duma narodowa…

I ja do końca życia będę wdzięczna gorzowskiemu teatrowi, że pokazał ten spektakl, bo w innych wielkich miastach, nawet nie kraju, ale Europy całej, stać by mnie na bilet, ech tam bilet, zwykłą wejściówkę na parkiecie stać by nie było. A tu takie szczęście…Było, był teatr. I był zachwyt za sztukę i słowo mistrza. I za to dziękuję.

I jeszcze jedno wspomnienie. Był ci on u nas, sam wielki Tadeusz Różewicz, było to u nas u Osterwy, bo gdzie miało być. Wieczór z Poetą miał poprowadzić Kazimierz Furman. Ale na dzień dobry zjadła go trema… Taka, jaka dana jest artystom, co się boją… Kazimierza zjadła, pan Tadeusz Różewicz go bardzo mocno pokonał. Byłam tam i widziałam. I wiedziałam też, że Furman tak naprawdę nikogo na świecie jak Różewicza nie kocha. To może  teraz sobie wyjaśnią, tam w tym Literackim Niebie. Co Kazik chciał, a co mu wtedy nie wyszło.

Umarł Poeta, ostatni, no nie, ale prawie ostatnich z wielkich polskich. Jest jeszcze pani Julia Harwig, jest jeszcze pani Urszula Kozioł, jest jeszcze pan Ryszard Krynicki, on po prawdzie to tak od nas z Gorzowa, bo mieszkał w podgorzowskim Tarnowie, jego ojciec był wybitnym ludowym rzeźbiarzem, ja nie mam świątka jego ręką wyrzeźbionego, ale moja przemiła znajoma ma,  gdzieś tam na antypodach mieszka Stanisław Barańczak i…  koniec. Wyczerpuje się lista.

Wyczerpuje się lista. Bo choć następcy są, to jakoś ich jeszcze nie umiemy słuchać. Nie bardzo nas stać, aby się wsłuchiwać. Może chaos dźwięków przeszkadza?  Może, ale takiego, jak Tadeusz Różewicz długo nie będzie. Bo i nagród i zaszczytów formalnych nie chciał, ani uwielbienia od fanów też nie. Dlatego Panie Tadeuszu, tam na tych Niebieskich Łąkach Poezji niech Pan przysiądzie sobie z Wisławą Szymborską, Kornelem Flipowiczem,  Czesławem Miłoszem i jeszcze innymi, ale niech pan w tym niebieskim przedsionku zauważy też Kazimierza Furmana, mojego przyjaciela, za którym tęsknię, ale i wielkiego admiratora Pana twórczości, który za każdym razem mówił – Tylko Różewicz wie. Bo tak naprawdę w naszych czasach to tylko Różewicz, Szymborska, Miłosz wiedzieli…

P.S. A tu bonusy, to Messieaena. Jego trudna muzyka. Ale mocno pasuje do tej poezji, co to już nie będzie. Bo Parki przecięły nić. Jego też. Kompozycje dwie Oliviera Messieaena. Podobać się nie musi, ale posłuchać warto. I znów laudacja i prośba wielka do maestry Moniki Wolińskiej. A może tak w przyszłym roku choć jedno wykonanie właśnie wielkiego Oliviera, bo już  muzyce Johna Cage’a nie mówię. Trudne, zwłaszcza „4.33”. Ale tak bym chciała w naszej FG…

http://www.youtube.com/watch?v=zYpBHc8px_U

http://www.youtube.com/watch?v=a63loXj_XP4

P.S. 2. Mocno obrażone moje jaskółki nagle przemówiły – Lecimy do Wrocławia, wiesz po co. Wiem.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x