Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Longiny, Toli, Zygmunta , 2 maja 2024

Wyszczerbiają się nam ulice

2014-04-28, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

A konkretnie jedna. Mam na myśli okropną ulicę Dworcową. Bo nie dość, że brzydka i mocno zaniedbana, to już i szczerbata.

A było tak. Szłam sobie do tego niekoniecznie pięknego miejsca, jakim jest dworzec kolejowy w mieście na siedmiu wzgórzach i tu nagle na Dworcowej zaskoczenie. Przejście drugą stroną ulicy – ogłosiła mi bramka. Bo ja z reguły chodzę prawym chodnikiem, patrząc na miejsce docelowe, w tym wypadku dworzec właśnie. No i jak bramka nakazała, tak poszłam. I tu nagle zobaczyłam, że miasto wyburza jedną ruderkę. Tam był kiedyś sklep z sukniami ślubnymi i coś jeszcze. O tym, że ten budyneczek ma zniknąć, mówiło się już od jakiegoś dość długiego czasu. A tu nagle – wyburzanie się zaczęło. No i dziwnym trafem teraz, ale nie zastanawia mnie czas, ani sposób. Zastanawia mnie jedno. Co dalej z tym miejscem. Bo raczej szczerba zostanie, chyba że już ktoś chce tam postawić coś, ale w to ja akurat nie wierzę i raczej nie ma szans, aby powstała ładna plomba, jak choćby ta, w której mieszkają moi przemili znajomi. Bo w mieście nad trzema rzekami raczej nadpodaż wolnych miejsc jest, i to zarówno tych mieszkalnych, jak i tych biurowych. No i co nam pozostanie po kolejnym wyburzeniu? Ano szczerba i to taka trochę boląca. Bo odsłoni niepiękne podwórko, niepiękną okolicę. I to na ulicy, która winna być paradna i zadbana. Bo wszak do dworca wiedzie, a z dworca, choć z trudem, to jednak wszędzie dojechać się da.

A piszę też i o tym dlatego, że po wyburzeniach przy ul. Drzymały pozostały puściutkie place, źle zresztą wyglądające, bo jednak w centrum było nie było wojewódzkiego miasta takich płoszczadzi winno być jak najmniej. A są. I bolą. Przynajmniej mnie. Bo akurat tam stały całkiem paradne kamienice, zaniedbane za PRL i za wolnej Polski. Aż przyszedł ich kres. Natomiast przy Dworcowej, w szczerbie powojennej postawiono taki sobie budyneczek, niepiękny, ale jednak. I zamykał on w jakimś stopniu całą pierzeję. I nie było szczerb. A teraz jest. I tak mamy – ulica do dworca, brzydka, zaniedbana, opanowana przez bezdomnych z dworców dwóch, z kolejnym budynkiem chyba do wyburzenia, z remontowanym budynkiem szczytowym, wcale nie zachęca do odwiedzin z tym mieście.

Tak więc plan naprawy wizażu miasta jakoś trochę nieetyczny jest. No cóż, pożyjemy, zobaczymy… Ale jednak mam nadzieję, że wszystko jakoś ładu nabierze. Dajcie wszyscy…

A teraz z innej mańki. Takiej trochę mojej turystycznej. Otóż niedzielę, czyli dzień kanonizacji moich dwóch ulubionych papieży, bo Jana XXIII i Jana Pawła II spędziłam na wędrówce po cudnej krainie, troszkę tylko oddalonej od miasta na siedmiu wzgórzach. Oczywiście jeszcze kaszląca i smarkająca poszłam, a klubowe towarzystwo mnie wspierało. Wysiłek był, bom czerwona z wysiłku była. No wiecie, chory człowiek, to jednak chory. Dałam radę. Ale nie o tym chciałam, tylko o tym, że jednak naród nasz fetował ten dzień w sposób fantastyczny. Mijaliśmy wsie i wioseczki z domami przyozdobionymi flagami w barwach narodowych, czyli czerwono-białych, barwach papieskich, czyli żółto-białych i maryjnych, czyli niebiesko-białych. Na prywatnych domach one były. A do tego bardzo często jeszcze portrety papieża-Polaka, kwiaty, no jednym słowem celebra. No i dobrze. A kiedy ktoś ze znajomych zwrócił mi uwagę, że to nie uchodzi, w taki dzień szwendać się po lesie, tylko trzeba kolana wygniatać w kościele, albo też i wgapiać się w telewizor, to tłumaczyłam, że JPII chyba właśnie tego by sobie życzył, tego pójścia do lasu, nad rzekę, piękne jezioro i dobrego słowa o Nim oraz o Janie XXIII. Bo akurat oni dwaj, święci Kościoła katolickiego, celebry i wiwatowania ich osób jakoś mocno nie lubili. Polecam książkę, już o niej nie raz pisałam „Kwiatki Jana Pawła II”. Ona przekonuje, że nasz papież celebry nie lubił. To taka moja lektura do śmiechu i do łez, bardziej do łez, bo chociem niewierząca ani praktykująca, to osoba Karola Wojtyły, a potem przez ponad 20 lat, papieża Jana Pawła II, mocno mnie wzrusza. Mam na myśli jego samego, jego pisma, jego mądrość i dobroć, jego współczucie dla drugich, jego ubóstwo w sensie materialnym i bogactwo niezmierzone w sensie intelektualnym, tak zresztą słabo odbierane. Papieżowi z kraju nad Wisłą nie podobałoby się zadęcie z Lichenia, Świebodzina i podobnych miejsc. Podobałoby się to, co dzieje się w Paradyżu przy okazji muzyki dawnej i parę innych wydarzeń. No cóż…

Mamy świętego, i z tego należy się cieszyć.

P.S. A tu macie linka do pięknej muzyki

Piękną sonatę Ludviga van Beethovena na skrzypce nr 9 opus 47, zwaną Kreutzerowską  gra ni mniej ni więcej, ale sama wielka Anne Sophie Mutter, na fortepianie partneruje jej Lambert Orkis Zohari (tylko przymknijcie oko na reklamę na początku). Naprawdę piękna muzyka.

http://www.youtube.com/watch?v=v9YowLzeC0c

P.S. 2. Innych PS-ów nie będzie.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x