Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Longiny, Toli, Zygmunta , 2 maja 2024

Takie sobie oto małe centrum jest

2013-11-21, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Miała świętą rację moja przemiła znajoma, która onegdaj zwróciła mi uwagę, że nasze wielkie i piękne, no niech będzie, piękne, miasto traktuję jak mały kurnik zamykający się do mojej ulicy i drogi do pracy oraz ulubionego klubu. Ano miała rację.

Zdałam sobie z tego sprawę wczoraj, kiedy poszłam, ech tam poszłam, pojechałam tramwajem, na wystawę Bożeny Zarzeckiej w bibliotece przy ul. Mieszka I. O wystawie słów kilka potem, teraz o mieście.

Otóż jeżdżenie po grodzie na siedmiu wzgórzach jest problematyczne, nawet w zapchanym do niemiłosiernego imentu tramwaju. To tak na marginesie, że bimbkę na Piaski trzeba zlikwidować, może się szeryf grodu, albo idąc za Andrzejem Sapkowskim, grododzierżca, przejedzie się bimbką, to się przekona, że zapchana jest jak wszystkie czorty świata i raczej ostatnia do likwidacji jest, a raczej do poszerzenia oferty w godzinach szczytu się nadaje. Mam nadzieję, że szeryf się nie obrazi za godne nowe miano, bo ja bym tam chciała, aby ktoś mnie nazywał szeryfem albo grododzierżcą. No w każdym razie upocona jak ten przysłowiowy rudy kot, bo tramwaj wlókł się jak ten ślimak, w końcu dotarłam. Powód – korki – korki uliczne, bo Mieszka I była zapchana parkującymi autkami i wszystkie inne jechały po torowisku, ale jednak dotarłam na miejsce o czasie i po jakiejś pół godzinie, no nie, niech będzie po trzech czwartych godziny z miejsca wernisażu wyszłam, to chociem fanka absolutna wszystkiego, co po szynach jeździ, stwierdziłam, że godziny przed komputerem przede mną, więc idę pieszo.

No i dobre smoki zawiodły mnie do Lidla, czy jakkolwiek się to pisze, przy ul. Mickiewicza. A tu zaskok pełen. Bo nie tylko Lidl, ale parę jeszcze innych sklepów tam jest. No i się zadziwiłam, że są. Fakt, ja tamtędy bardzo dawno nie chodziłam i po prawdzie odkryłam to miejsce na nowo. Bo to się zrobiło takie małe centrum. Jest market, apteka, sieciowa drogeria, coś tam jeszcze i coś nowego powstaje. I to całkiem niedaleko od mego domu. No po prostu istne malutkie centrum. I jak zwykle miałam dwojaką konstatację. Ta pierwsza to taka, że fajnie, iż cywilizacja nam się rozplenia, czytajcie – możemy zakupy robić w cywilizowany miejscach. Są parkingi – dla mnie to żaden bonus, ale dla innych tak – jest czysto, jasno, przyjemnie i są przystępne ceny. A ta druga, trochę mroczniejsza, to taka, że takie centra powodują, iż giną małe sklepy rodzinne, takie dziurki, gdzie może wszystkiego nie ma, ale jest znany sprzedawca lub pani sklepowa, z którymi gadulca można zaczynić, co się na cywilizowany język przekłada – zwyczajnie pogawędzić. No i przyznam, że żal mi takiego świata.

W tych chwilach zadumy zawsze myślę o filmie „Dym” według Paula Astera i Wayna Wonga z Harvey’em Keitelem w roli głównej, czyli trafikarzem, który utrwala w fotografiach życie Nowego Jorku, a właściwie okolic swojej trafiki o określonej codziennie godzinie. Bo za chwilę może nie być jego trafiki i jego samego też. Bo świat się zmienia, coś znika, coś się pojawia, co nie znaczy, że coś lepszego. Ale tak jest, niestety.

No i tak dotarłam do wystawy Bożeny Zarzeckiej w bibliotece przy ul. Mieszka I 50. Co autorka sama mówi o hobby, przeczytacie sobie w innym miejscu na naszym portalu, może jutro, a może za kilka dni.

W każdym razie byłam wczoraj na wernisażu. Przyszło trochę znajomych, Bożenka pięknie opowiadała o swoich zdjęciach i znów mnie dopadła konstatacja, że żyją wśród nas ludzie ogarnięci pasją, coś fajnego robią, ale rzadko o tym mówią. O pasji fotografowania Bożeny wiem od jakiegoś czasu, ale nie sądziłam, że ono, no ta pasja właśnie, ma taki wymiar. Że albumy z fotografiami, śledzenie dziejów fotografowanych obiektów, no czapki z głów. Super fajnie się słuchało i dobrze się stało, że w końcu Bożena dała się namówić na pokaz swoich fotografii. Bo jej zdjęcia mają jeden zasadniczy walor. To pamiętnik życia. Dziś w dobie nowych mediów raczej szuka się udziwnień, czegoś nowatorskiego, może innego. A zapomina się o tym, że wszyscy lubimy oglądać, no ci co lubią szwendactwo lubią, pamiątki z podróży. Bo każdy z nas zauważy coś innego, jakiś drobny szczegół, którego ktoś inny nie spostrzeże. I tak w moim przypadku było ze zdjęciami Bożenki w Rzymie. Bo ona troszkę inaczej zauważyła Coloseum. Wstąpcie do bardzo gościnnej biblioteki przy Mieszka I 50. Bo warto. Inna rzecz, że ja nie znam niegościnnych bibliotek…

A teraz z innego kątka. Otóż dziś, jak zapewne wszyscy wiecie, prezes Dziekański będzie jednym z 14 ekspertów w Kancelarii Prezydenta RP, który będzie mówił o kształceniu muzycznym w naszym kraju na przykładzie, który sam trenuje od ćwierćwiecza. Na przykładzie Małej Akademii Jazzu. I bardzo dobrymi skutkami zresztą. Kupił sobie na tę okazję garnitur…, tak, tak garnitur. No, ja co prawda prezesa w gangu sobie nie wyobrażam, ale pooglądam, bo debata idzie na żywo w Necie, a potem można ją sobie odtworzyć, co w moim przypadku niezmiernie ważne jest.

I tu kolejna konstatacja. Doceniają prezesa i MAJ wszędzie, już chyba po prezydencie RP wyżej być nie może. Choć było, że przypomnę BET TV, amerykańską telewizję, co była sponsorem edycji MAJ. Ale nie doceniają w mieście. Wydział kultury, planując budżet różnych instytucji na przyszły rok, szczodrą ręką dorzucił wszystkim, tylko nie Jazz Clubowi. Uciął dotację, bo…, no nie wiadomo czemu. Na całym cywilizowanym świecie jest tak, że jak się ma perełeczkę, to się o nią dba. Ale nie u nas, w kraju narodu wybranego, tfu, cytat za romantykami, których nie znoszę, a którzy cały czas jakoś na naród działają. Internauci już napisali, co sądzą o tym projekcie. Mnie wypada powiedzieć tylko jedno – niezrozumiała dla mnie polityka magistratu. Kompletnie niezrozumiała. Ale jak już wielokrotnie pisałam, na polityce się nie znam. Może to i dobrze…

P.S. Et pro doma sua:

18.00, Kamienica Artystyczna Lamus, ul. Sikorskiego 5, otwarcie wystawy Arkadiusza Goli „Romowie są wśród nas” poświęcona cygańskiej rodzinie Kwieków z Górnego Śląska. To potężna rodzina, niemal odrębny szczep Polskiej Romy i rzadkość polega na tym, że pozwolili gadziowi (nieCyganowi) wejść i fotografować, rzadkość. Jeśli nie zdążycie na wernisaż, to warto wejść do kamienicy i popatrzeć. A tak przy okazji – gadzio – nie Cygan, pisałam o tym kilka razy, piękne słowo i jakżesz akuratnie oddaje nas, tych innych. O bliskiej fonetyce z gadem pisałam też. Jaki żal, że cały czas niestety prawdziwe…

PS.2. Jaskółki domowe dziękują za pozdrowienia wszelakie od tych, co śledzą, nie mnie, jaskółki. Ale dzioby zakręciły w fantazyjne korkociągi. – Koniec Renatko, ty nas narażasz na śmieszność, więcej ci nic nie powiemy – usłyszałam takie wyszczebiotane piano. Ok. Niech będzie. Ale nawet obrażone kolejny raz kazały przekazać serdeczne dzięki tym, którzy być może je lubią.

P.S3. I już nie będzie zabawnie. Odprowadzamy na miejsce ostatnie Piotrusia. Będę płakać, a jak się nie będę odzywać przez jakieś dwa dni, wybaczcie…

P.S 4. Tak na dobranoc Johann Sebastian Bach Concertos For Oboe & Oboe D'Amore , tu macie adres http://www.youtube.com/watch?v=tOc6I7rxAO8. Pasuje do wszelakich okazji. Tych smutnych, ale też niekoniecznie.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x