Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Longiny, Toli, Zygmunta , 2 maja 2024

Tego bakcyla każdemu życzę

2013-11-30, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Wyszłam z koncertu w Filharmonii Gorzowskiej. Stało się to po raz pierwszy w moim życiu, po „Lacrimosa” Mozarta. Niestety nie dałam rady dalej. A znajomi mi tłumaczyli, że cykl „Speaking concerts” to nie dla mnie.

No i mieli rację. Niestety. Przepraszam muzyków, zresztą świetnych, i chór z rodzimej mojej Alma Matris czyli Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, ale zwyczajnie nie dałam rady. Zmęczyły mnie opowieści o Mozarcie, zmęczył mnie film, fragment z „Amadeusza” Milosa Formana i zmęczyło mnie ostatecznie wykonanie „Lacrimosy”, które polegało na tym, że orkiestra grała, chór stał niemy, niczym moje jaskółki z zakręconymi dziobami, a z wielkiego ekranu cząstki tego przepięknego fragmentu mszy żałobnej śpiewały znane ze szklanego ekranu postaci.

Nie, to nie tak. Rozumiem potrzebę promowania muzyki klasycznej, rozumiem potrzebę edukacji, ale może nie na piątkowych regularnych koncertach, kiedy się idzie po muzykę. Doceniam dzieło pana Marcina Sompolińskiego, ale akurat ta muzyka, właśnie „Requiem” Wolfganga Amadeusza Mozarta jest tak piękna, tak zapadająca w duszę i serce, tak ujmująca, że nie potrzebuje ozdobników w postaci znanych mniej lub bardziej. Jestem więcej niż przekonana, że cykl „Speaking concerts” nadaje się na osobną okazję, a nie na regularne piątkowe koncerty symfoniczne w FG. Bo trochę inna publiczność przychodzi na kształcenie muzyczne, zresztą niebanalne, a inna na regularne koncerty. Bo czego innego od FG oczekują fani muzyki, a czego innego ci, co może obawiają się tam wejść.

Tak się nieszczęśliwie dla mnie złożyło, że akurat „Requiem” znam z innych wykonań, z płyt, zresztą teraz słucham sobie jednego z nich, i naprawdę nie potrzebuję takiego wykładu. Do końca życia nie zapomnę wykonania akurat tego dzieła w wydaniu Teatru Wielkiego w Poznaniu, kiedy „Requiem” było grane po Bożemu, a na scenie przy wykorzystaniu wszelkich dostępnych wówczas środków, odbywał się spektakl, bez słów, ale jaki piękny. Nie zapomnę innego koncertu, w wykonaniu Filharmoników Berlińskich, no i tego dyrygowanego przez sir Johna Elliota Gardinera, znanego tylko z nagrań, ale za to jakiego. No i tego nareszcie w poznańskim kościele ojców franciszkanów, przy okazji rocznicy śmierci wielkiego kompozytora. Bo tak się składa, że rocznica blisko, noc z 5 na 6 grudnia 1791 r. w Wiedniu. A w Poznaniu co rok o tej porze to grają, i to jak. Właśnie na pamięć tego oto geniusza, który talent, ech tam, talent, dar wielki, jaki się rzadko zdarzał i zdarza, rozmieniał na drobne, nawet bardzo mocno na drobne…

Nie dałam rady wczoraj, no cóż, zdarza się każdemu. Bo dla mnie muzyka jest tym czymś jednym z najważniejszych. Po to chodzę do FG, po to leciałam wczoraj i trochę się rozczarowałam. Ale wiem, że innym się podobało. No i przy tym zostańmy.

Ja tak mam na przykład z teatrem, że od przemiłej znajomej słyszę – Ależ Renatko, twój teatr, to klapa dla nas, bo przyjdziesz na spektakl ty i może jeszcze z pięć ludzi. No i okazuje się, że w FG też tak bywa. No cóż, projekt „Speaking” na przyszłość to nie dla mnie.

A szkoda w tym przypadku większa dla mnie, że i orkiestra i chór były znakomicie dysponowane. I nie dane im było kunsztu całego pokazać. Bywa…

Ale już w niedzielę skarby rorantystów, właśnie zlokalizowałam bilet i czekam. A w grudniu operowe gale… Nie bardzo lubię, ale zabrzmią perełeczki. Będzie aria Violetty z „Trawiaty”, będzie „Va pensione” z „Nabucco”. Jednym słowem FG przygotowała worek z muzycznymi prezentami, bo zabrzmią takie motywy, które wszyscy znają, choć nie wiedzą, skąd. Ach, no i jeszcze Piotr Czajkowski z przepiękną suitą do „Jeziora łabędziego”, no i jeszcze Ottorino Respighi z „Ptakami”, i kawałki z „Carmen” Georgesa Bizeta, no i jeszcze parę innych szlagwortów.

Będę i będę szczęśliwa.

Ale na „Speaking” już się nie wybiorę. Polecam jednak tym, którzy dopiero w muzykę klasyczną wchodzą. Bo warto posłuchać. Może tylko fragmentów i komentarza, tylko po to, aby się przekonać już na własną rękę, jak śliczna i zachwycająca muzyka jest. Nawet ta kolczasta i trudno przyswajalna, jak na początek wydaje się być klasyka. A że tak nie jest, wie każdy meloman, ten na środku muzycznego słuchania, jak i ten, który troszkę zaczął, i łyknął bakcyla. I tego bakcyla każdemu życzę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x