Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Longiny, Toli, Zygmunta , 2 maja 2024

Będzie o książce i nie tylko

2013-07-25, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Ogórki nam przyszły. Znaczy wakacyjna laba. I ja tę chwilę wykorzystuję, aby sobie podeliberować o drogach, bo po nich chodzę i o książkach, bo je czytam.

Zacznę od dróg. Otóż trzy dni temu poruszyły mnie mocno pachołki ustawione na mojej i pobliskich ulicach. Znaczyły one ni mniej, ni więcej, że magistrat odnowił poziome oznakowanie dróg – tak to się fachowo nazywa. A na ludzki język się przekłada, że odnowił malowanie pasów, zeber i innych oznaczeń drogowych, którymi nikt za bardzo się nie przejmuje, bo i po co.

A dlaczego mnie to poruszyło? Ano z prostej przyczyny. Malujemy pasy, zebry, linie ciągłe, pojedyncze i podwójne. A dziury nadal straszą. Powód – brak pieniędzy. Owszem, wszyscy wiemy, że kryzys jest i być może już nie zasługujemy – my Polska – na miano zielonej wyspy. Ale takie teksty zostawiamy politykom. Moja fantastyczna znajoma powiedziała ostatnio, co prawda, w innym kontekście, takie oto słowa – Politycy są od gadania, ty jesteś od poprawiania błędów. Z ich gadania nic nie wynika. Z twojej pracy, cokolwiek owszem i tak, bo teksty czyste będą.

Owszem tak, ale ja ciągle powtarzam, że na poziomie gminy, miasta nie ma miejsca na politykę, jest natomiast troska o nas i naszą wygodę. Ale widać, gadanie to w próżne idzie. Jaskółki, cały czas odpakowane z ogonów, bo gorąc coraz straszliwszy, szczebioczą – A kto cię tam słuchał będzie. No i chyba mają rację. Nikt. A ulica osobista coraz mocniej się degraduje. Ach tam, ulica osobista, całe miasto. I kilka godzin temu świeciłam oczyma wobec przyjaciela z Wrocławia, który zajechał do mnie i powiedział takie słowa – Renatko, lubię cię cały czas. Ale następnym razem, żeby się zobaczyć, to się umówimy w Lubniewicach, jakoś dojedziesz, a ja cię potem do jakiegoś przystanku dowiozę. Nie mam ochoty na rodeo po gorzowskich ulicach. No i jak się poczułam? No jak? No okropnie oczywiście. O stanie dróg piszą też i inni. A magistrat co? Ano nic. Nie ma pieniędzy. Kryzys.

No więc porzucamy ten temat i idziemy do książek. I nie chcę tu zabierać pola Krystynie Kamińskiej, która odnotowuje wszelakie nowości. Tu panowie i panie, czapki z głów, bo Krystyna odnajduje takie wątki, jakich inni nie potrafią. Ale rozmawiałyśmy kiedyś i zapytałam ją o tę dziwną powieść, jaką napisała lata temu Ilona Sychowska-Grzesiek. Książka nosi tytuł „Spisek nad Wartą” i główna część jej akcji dzieje się w Landsberg am Warthe, czyli od 1945 r. w Gorzowie Wielkopolskim po prostu. Rzecz jest napisana w bardzo sprawny sposób (ja bym tak nie potrafiła), wątek główny, jak i wszelkie tropy wymyślone, tu się koncentrują. Kulminacja jest daleko, bo w Szkocji. Ale czyta się przednio. Wartka akcja, znajome kawałki miasta, tylko autorce pogratulować, co uczyniłam przed laty, kiedy książka wyszła. Można ją sobie przekartkować w dziale zbiorów regionalnych, można się ze mną umówić, że pożyczę, choć akurat tego nie lubię tego robić. Ale każdemu, kto tropi gorzowskie ślady, polecam. Warto, choć to trochę romans jest. Ale też w książce są obozowe ślady. Autorka wspomina obóz jeniecki Wodenberg II C, czyli dzisiejszy Dobiegniew z muzeum po oflagu, gdzie siedzieli najznamienitsi luminarze polskiej powojennej kultury. Dość przypomnieć prof. Kazimierza Michałowskiego, wybitnego archeologa; generała Józefa Kuropieskę, wybitnie barwnego wojskowego, który do końca życia deklarował, że on tu w tym Dobiegniewie porządek zrobi. Sama to na osobiste uszy słyszałam, a generał ubrany był wówczas w chabrowy garnitur i nie pozwalał towarzyszącej rodzinie się spacyfikować, a miał lat coś koło 80. Byłam pod wrażeniem i kupiłam sobie oraz przeczytałam jego książkę – wspomnienia lat wojennych, polecam. To tu także siedział Kazimierz Rudzki, wielki polski aktor, który zagrał kostycznego ojca w serialu „Wojna domowa”. No i bardzo wielu innych, o których napiszę przy okazji szlaków turystycznych.

I o jeszcze jednej książce chcę wspomnieć. Nazywa się to „Tancerze”, a napisała ją Elżbieta Jackiewiczowa. Książka przeznaczona jest dla tak zwanej wówczas, bo w drugiej połowie lat 70., młodzieży. I główny bohater trafia tu za sprawą traumatycznych przeżyć, ciekawych zapraszam do lektury, i czas, który tu ma, spędza ni mniej, ni więcej, a w Wenecji. Tak, tak w Cafe Voley. A większa część akcji dzieje się w okolicach Świebodzina, więc, jakby u nas też. Takie literackie dziwy.

I na koniec. Pro domo sua, dziś Herida Profunda zaprasza na koncert, początek około 20.00 lub 21.00 u Tomka Malewicza zwanego Thomasem. Będzie głośno, rockowo i alternatywnie.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x