Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Hugona, Piotra, Roberty , 29 kwietnia 2024

Dawno tak nie było

2013-06-28, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Już dawno nie było w Gorzowie takiego natłoku imprez. Bo i Dni Województwa Lubuskiego (DWL), Piknik Rodzinny i Festiwal Tańca i parę jeszcze innych imprez przez weekend się wydarzy.

Raczej rzadko się tak dzieje, aby w weekendy w mieście nad trzema rzekami nie było co robić w weekend. No może wakacyjną porą, kiedy wszystko zamiera w upalny czas, ludzie wolą grillowanie, kiszenie ogórków małosolnych, obżeranie się truskawkami czy poziomkami. No jednym słowem – laba.

A tu proszę – wakacyjny koniec tygodnia i nawet nie karuzela z imprezami, to wręcz konstelacja, co zawiruje w szalonym rytmie.

No bo już dziś o 16.00 w Małej Galerii otwarcie wystawy poświęconej festiwalowi tanecznemu, co to 20. urodziny obchodzi. Wypada powiedzieć, że imprezę wymyśliła i długie lata ją organizowała pani Jadwiga Kowaleczko. Ostatnio pałeczkę dyrektorską przejął pan Krzysztof Szupiluk i razem z żoną Marią oraz całym sztabem współpracowników dzieło godnie kontynuuje – wcześniej ta sama ekipa była sztabem wykonawczym. Teraz jest i kierowniczym, i wykonawczym. No i właśnie, o 19.00 w Amfiteatrze wielkie otwarcie imprezy. Zatańczą nasze gorzowskie dziecka na powitanie gości. A o 22.30 w Kinie 60 Krzeseł Danuta Błaszczak i Iwona Bartnicka otworzą Noc z Adamem i Ewą, której gościem będzie gwiazda polskiego kina, pan Zbigniew Buczkowski, aktor bardzo charakterystyczny i nadzwyczaj sympatyczny.

Potem sobota – DWL z całą masą imprez – o tym w innym miejscu na naszym portalu, więc się nie będę powtarzać. Ale o 12.00 w parku Wiosny Ludów pierwszy dzień pikniku rodzinnego urządzanego przez fantastyczną Fundację Ad Rem. Też wiele atrakcji, imprez, koncertów. Też warto zajrzeć. A o 16.00 Zbyszek Siwek zaprasza do Grodzkiego Domu Kultury na otwarcie wystawy Gorzowskiego Przeglądu Sztuk Wizualnych w dziedzinie fotografia. Zawsze jest szalenie ciekawie, też warto zajrzeć. No a jeszcze kolejna odsłona festiwalu tanecznego w Teatrze Osterwy – zaprezentują się goście. W tym zespoły z tak egzotycznych dla nas kątków, jak choćby Nepal czy inne Turcje.

No i w końcu niedziela. Stałe – oczywiście na ten weekend –  imprezy to DWL, piknik rodzinny, festiwal tańca. Ale też można się wybrać na wycieczki z Naszą Chatą czy Relaksem. Poza tym o 17.00 w parku Wiosny Ludów koncert wiedeński –   Straussowie i tym podobne motywy muzyczne, czyli melodie znane, lubiane i chętnie (choć nie przez wszystkich) słuchane. No i na domiar wszystkiego żużel. Stal o 16.00 jedzie u siebie z Częstochową. Mamy w plecy aż sześć punktów, jest co odrabiać.

No i do tego dochodzi jeszcze oferta kina Helios, z bardzo dobrymi filmami. Jak ktoś nie lubi na powietrzu, to zawsze może się tam wybrać. O Scenie Letniej w Teatrze Osterwy nie piszę, bo wchodzi ona akurat tego weekendu w afisz DWL. Ale też jest.

Jak widać, plakat jest tak napięty, że naprawdę będzie kłopot, aby marszrutę kulturalno-sportową tak sobie ułożyć, aby różnych ważnych, ciekawych wydarzeń nie przegapić.

No i chciałoby się powiedzieć – tak trzymać. Tak powinny wyglądać końcówki tygodnia w mieście na siedmiu wzgórzach za każdym razem.

Ale ja, jak zwykle, mam wątpliwości. Otóż tym razem tego wszystkiego jest chyba trochę zbyt dużo. Obawiam się, że zwyczajnie zabraknie odbiorców. Bo gdyby chcieć uczestniczyć we wszystkim, to się zwyczajnie nie da. I żal mi organizatorów – animatorów imprez, którzy włożyli masę pracy, bo przy każdej, nawet najmniejszej imprezie tej pracy jest ogrom, w jej organizację, a przyjdzie kilka tylko osób. Bo inni pójdą w inne miejsce, wybiorą inną imprezę. Jaskółki świergolą – ty i tak nigdzie nie pójdziesz. Fakt, ja mam prosty afisz. W sobotę z regionalistami jadę do Kamienia Pomorskiego i okolic. W niedzielę do lasu – co dajcie bogi tego świata i ty, dżinie z lampy Alladyna, abym na żużel zdążyła. Ale inni znajomi już się poskarżyli – no zobacz, tu bym chciała, tu… Ale się nie da.  No cóż, trzeba się na ten weekend uzbroić w marszrutę, wyznaczyć ważne punkty i tam być. Takie życie. Czyli powtórka z poprzedniej soboty – szlaku kulturalnego. Też się nie dało wszędzie być i wszystko zobaczyć.

Jednym słowem, konstelacja kulturalna wiruje i kręci się w oszałamiającym tempie, przynajmniej na ten weekend. A potem, to już wiecie…, grille, ogórki, poziomki i smażenie konfitur.

A teraz z innej mańki, choć też kulturalnej. W ostatniej chwili zdążyłam. Znaczy się do kina Helios, na film Bodo Koxa „Dziewczyna z szafy”. To wielkie wyjście reżysera z kina off do mainstreamu. Tak napisali krytycy. Prawda to jest o tyle, że dostał pieniądze na realizację od kilku instytucji. Ale cały czas to kino niszowe jest. To mały – w sensie realizacji oczywiście – film o wielkich sprawach. O trudach życia codziennego, zwłaszcza, kiedy jest się odmieńcem – przez chorobę, przez skazę genetyczną, przez wyobcowanie… O miłości, która dotyka tych innych, o miłości, która dana jest tym, jak to nazwać, normalnym? I nie mówię tu o miłości łączącej się erotyką. O wyborach ostatecznych, czynach kończących wszystko. To małe, wielkie kino, które zachwyca, przykuwa do fotela, wzrusza. Na widowni, fakt o dziwnej godzinie, bo tuż przed 16.00 widzów zaledwie sześcioro było, w tym ja. Ale nawet w tak ekskluzywnym gronie czuć było, jak napięcie rośnie.

A czemużby nie, skoro na ekranie w roli policjanta – anioła (mój ulubiony aktor młodego, już nie tak bardzo młodego, pokolenia) – Eryk Lubos. Pamiętam go z kilku filmów. W „Róży” Wojtka Smarzowskiego stworzył przejmującą kreację rosyjskiego żołnierza do szaleństwa zakochanego w Róży właśnie. Albo pan Wojciech Mecwaldowski, takie fimowe popychadło do rólek durnych i małych, do uchachania. A tu… No czapki z głów panowie i panie. Jestem szczęśliwa, że mogłam obejrzeć. A jak Iwona Bartnicka zechce ten film pokazać czy w 60 Krzesłach, czy w DKF Megaron i potem urządzić dyskusję, to na pewno przyjdę i sobie z fanami kina pogadam, albo choć posłucham, co inni o takim kinie mówią. I wdzięczna jestem Polskiemu Instytutowi Sztuki Filmowej, że dofinansował tę produkcję. Mały film, ale o wielkich sprawach, opowiedziany bez pretensji, bez zadęcia, bez durnych kreacji. Pogratulować. Wiem, że Bodo Kox mnie jeszcze nie raz zachwyci (znam człowieka, wiem, o czym mówię). I czekam na kolejną odsłonę jego talentu.

To nie polski Rain Man. To nasza rzeczywistość. Dobre kino, cierpkie jak cabernet, i nie pozostawia fana kina obojętnym, a chyba o to w tym wszystkim chodzi.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x