Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Hugona, Piotra, Roberty , 29 kwietnia 2024

Remonty, remonty się dzieją

2013-07-05, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Przy zabytkowej willi przy rondzie naprzeciw IV LO stanęły rusztowania. Znakiem tego remont będzie. Ale nie tylko tam. Bo i w innych miejscach też.

Willa przy rondzie od jakiegoś czasu jest w prywatnych rękach znanego gorzowskiego adwokata. Onegdaj mieścił się tu oddział zbiorów naukowych Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej wraz z gabinetem dyrekcji tejże placówki. To właśnie tu zakochałam się malarstwie Andrzeja Gordona (ale o tym przy innej okazji). Jakiś czas temu budynek został sprzedany, i jak się okazuje, trafił w godne ręce. Właściciel wyremontował wnętrze – widzę przez nowe okna, utrzymane zresztą w stylistyce architektonicznej budynku, za co tylko właścicielom słowa uznania się należą.

A teraz można domniemywać, że idzie remont elewacji. No i to będzie super sprawa, bo budynek piękny jest i trzeba nań chuchać i dmuchać. A jeśli nawet rusztowanie stoi, bo trzeba dach wyremontować – czego nie zakładam, to też chwała wielka. Bo z innymi willami w naszym mieście, wiecie, jak jest. Ano bylejako. A jak ja tam stałam i się gapiłam na elewację i te rusztowania naturalnie, to od natychmiast miałam taką jedną konstatację. A co będzie z tablicą upamiętniającą fakt, że zimą i wczesną wiosną 1945 r. w tym oto miejscu swoją siedzibę miał generał Nikołaj Bierzarin, dowódca 5 Armii Uderzeniowej, wchodzącej w skład 1 Frontu Białoruskiego, która to formacja razem z 1 Frontem Ukraińskim dostała zadanie wejścia do Berlina i zadanie to wykonała. To właśnie tu dowództwo decydowało, jak oblegać Kostrzyn, przejść przez Odrę i dalej na stolicę III Rzeszy.

Tablica na budynku jest, co prawda pęknięta, ale zawsze. I choć w ostatnich czasach jakoś nie lubimy (nie ja, ani moje jaskółki) pamiętać o tych faktach, to jednak zaświadcza historię. Nie lubimy, bo tematy związane z Armią Czerwoną z różnych względów są demode. A bo niby wyzwoliciele, ale jednak najeźdźcy, a bo wprowadzili karykaturalny komunizm, a bo demoludy, a bo... No i tu każdy może sobie wpisać, cokolwiek chce. Ale myślę sobie, że w tamtych czasach nikt za bardzo nie miał czasu ani ochoty, aby takie deliberacje prowadzić. Liczyło się jedno – zadusić hitlerowską gadzinę, uwolnić się od megapotwornego potwora i jego skarlałej, zdegenerowanej polityki i ideologii, uwolnić świat od szaleńców. No i trzeba pamiętać o tym, że zrobili to alianci, a przy okazji nie wolno pomijać i tego, że ofiarę z krwi i ludzi największą w tej akurat wojnie oddali Rosjanie – mam na myśli działania wojenne. Bo choremu psychicznie potworowi udało się już w tamtym czasie wymordować Żydów, Cyganów, wielu Polaków i przedstawicieli innych nacji uznawanych  przez tego straszliwego człowieka i jego wiernopoddańczą bandę idiotów bez kręgosłupa za podludzi. Och, znów się patetycznie zrobiło.

No w każdym razie wracam do tablicy. Kiedy jakiś pokaźny czas temu rozmawiałam z właścicielami budynku o tablicy właśnie, mówili, że jeszcze koncepcji co niej nie mają, ale na pewno nie zniszczą i nie wyrzucą na śmietnik. Może trafi do muzeum, a może zostanie tam, gdzie jest. No i ja trzymam kciuki, żeby jednak, fakt, po konserwacji, ale została tam, gdzie jest. Bo to tylko chwała i zaszczyt, że taki sztab akurat tu się mieścił. Ja bym była dumna. Bo i wycieczki przyjdą, żeby się pogapić i turyści na szlaku po tablicach (który właśnie w mojej głowie powstaje, też by przyszli tu zerknąć). Pożyjemy, zobaczymy.

A tak zupełnie na marginesie, to generał Nikołaj Bierzarin przeżył całą wojnę, ale 16 czerwca 1945 roku, już w wolnym świecie, zginął w banalnym wypadku samochodowym w berlińskiej dzielnicy Friedrichsfeld. Ciało zostało przewiezione do Moskwy i pochowane na bardzo ważnym cmentarzu Nowodziewiczym. Taka narodowa nekropolia, jak Łyczaków we Lwowie albo Rossa w Wilnie czy warszawskie Powązki. Prawda, że durny chichot losu?

Wracam więc do mańki remontowej. Bo to nie jedno odnawianie. Właśnie blasku zyskuje stareńka oficyna, tuż za Teatrem Osterwy, trwa jej ocieplanie, a potem będzie pomalowana. I tu też serce rośnie. Bo zapyziałe budynki znów staną się w miarę ładne. Remonty też trwają na Zawarciu, gdzie bywam w miarę regularnie, bo wszak na żużel chadzam i widzę. No i super. Tak powinno być.

A teraz z innej mańki. Otóż dane mi było w jazzowej piwnicy, no wiecie, gdzie, posłuchać próby najnowszego projektu Przemysława Raminiaka – gorzowskiego pianisty jazzowego, co to ma już w dorobku trochę znakomicie ocenionych płyt, nagranych jako Raminiak Trio, a potem RGG Trio. Tym razem będzie znów autorska płyta nagrana w studio Krystyny Prońko i szykuje się maleńka rewelacja (jaskółki łopoczą skrzydłami i się drą – wielka, będzie ci ona wielka). Bo po prawdzie i tak jest. Stylistyka nowych kompozycji Przemka – mogę tak pisać, bo znam go od zawsze - to wejście w nowe przestrzenie muzyczne. Do tej pory Raminiak i spółka preferowali chłodne skandynawskie brzmienie, bardzo uporządkowane, bardzo oszczędne i bardzo atrakcyjne dla słuchaczy. Tym razem Przemek poszedł odrobinę w inną stronę i jest nowa jakość. Muzyka jest bardziej dynamiczna, nieco bardziej rozbudowana, przestrzenna. Ale dla fanów chłodnych brzmień (takich, jak ja) też się coś znajdzie. No brawo (z akcentem na ostatnią sylabę – tak jest bardziej trendy, ponoć), ważne, że muzyk ma moc i siłę do tworzenia, i nam - fanom pozostaje czekać na koncert.

No i z tej samej mańki. Otóż za dni kilka w Filarach próbować będzie Adam Bałdych przed swoim występem na Przystanku Woodstock. Próby będą otwarte, a jak tylko się zaczną, to o nich napiszę. Może przy okazji próbek, koncercik jakiś nieformalny się nam urodzi. Adam – mam prawo tak pisać, bo znam go od zawsze – raczej od fanów się nie ogania i raczej nas z klubu nie wyrzuci. Biedny jest tylko prezes Dziekański, bo o różnych nieludzkich porach klub dla muzyków musi otwierać i zamykać. Ale publicznie się deklarował, że jemu tam rybka, zawsze może. Więc masz, co chciałeś Grzegorzu Dyndało, na własną prośbę zresztą.

A tak na marginesie – fajnie, że w mieście nad trzema rzekami są takie miejsca, gdzie artyści są tak dopieszczani. Mam na myśli nie tylko Jazz Club, ale i pozostałe instytucje kultury, jak Grodzki Dom Kultury, Miejskie Centrum Kultury, Miejski Ośrodek Sztuki, Teatr Osterwy klub Lamus czy prywatne miejsca. Bo wszędzie tam o artystów się dba, artystom się pomaga, artystów się nosi na rękach. I oni o tym pamiętają i mówią – A wiecie w tym Gorzowie… To super.

No i znów się rozpisałam ponad wszelaką przyzwoitość. Ale cóż, redaktor wybaczy, a wy, mam na dzieję, też.

P.S. No musi być. Bez ps. pisanie się nie liczy. Otóż byłoby megasuper, gdyby służby miejskie umyły rzeźbkę mistrza Jana Korcza na ślicznym skwerku nad Kłodawką (jeśli się nie patrzy na paskudną budę), bo jakieś ptaki narobiły mu na kapelusz. Myślę, że mistrzowi Janowi to akurat przeszkadza to w malowaniu wiecznego Gorzowa, tak jak przeszkadza tym, co się do niego przysiadają i tak robią zdjęcia, aby tego… nie było widać. Wiem. Bo słyszałam rozmowę i widziałam manewry z aparatem.

P.S 2. O romskim festiwalu nie przypominam, bo to już wszyscy wiedzą. Zatem, do zobaczenia i Romane Bachtałe!

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x