Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Hugona, Piotra, Roberty , 29 kwietnia 2024

Odliczanie się zaczęło

2013-06-19, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Tak, tak, już za minutkę, już za momencik, nie piątek z Pankracym zacznie się kręcić, a rozkręci się Nocny Szlak Kulturalny (więcej o imprezie na naszym portalu w stronce o kulturze). Poszłam ci ja sobie wczoraj do starego Ratusza przy ul. Obotryckiej, do obecnej siedziby Galerii Bezbronnej animowanej tradycyjnie przez Daniela Adamskiego – Adamsa, którego w tym roku wspomaga Arkadiusz Sikorski.

Z różnych przyczyn tam poszłam. Bo lubię Adamsa i Arka, bo kręci mnie oglądanie, co też ludzie nie wymyślą, bo w końcu lubię Ratusz. Pierwszy raz byłam tam kilka lat temu dzięki uprzejmości konserwatora zabytków Błażeja Skazińskiego. Konserwator, szef gorzowskiego biura Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków (mam nadzieję, że nie przekręciłam nazwy) szedł tam na kontrolę i uprzejmie mnie ze sobą zabrał. I wpadłam w zachwyt. Owszem, widziałam płatami złażącą farbę ze ścian, bałagan, i zacieki. Ale zobaczyłam też gabinet burmistrza Landsbergu – z szafami ściennymi i sprytnie ukrytą umywalką (luksus, jak na owe czasy), widziałam napisy, jakie po milicji, a potem policji jeszcze na różnych drzwiach zostały, no i w końcu widziałam salę Rady Miasta – unikatowe wnętrze w modernistycznym stylu, zabytek sztuki wnętrzarskiej nie tylko na skalę Gorzowa, ale chyba i na całe województwo (jak tam będziecie, popatrzcie do góry, na cudny kartusz otaczający lampy – mistrzostwo sztuki kowalstwa artystycznego). No i w końcu widziałam na własne, osobiste oczka przepiękną mozaikę z herbem miasta nad trzema rzekami. Cudo absolutne. Podpowiem, że znajduje się na I piętrze budynku, nad wejściem z klatki schodowej w główny korytarz. To dla tych, co się wybiorą i wezmą ze sobą aparaty. Uwieczniajcie, bo warto. A dyrekcji Muzeum Lubuskiego (wiecie, że lubię muzealników i także ich cenię) podpowiem, że może warto zawalczyć i przenieść mozaikę z nieczynnego, a szkoda, obiektu, do Spichlerza. Ocaleje i będzie cieszyć oko regionalistów. Mozaika jest w bardzo dobrym stanie. Trzeba tylko pieczołowicie ją zdjąć ze ściany, oznaczyć, niczym puzzle i jak puzzle ją potem złożyć. Ubytków jest niewiele i do uzupełnienia. A byłby to cudny eksponat. Po prostu cudny. A muzealnicy to potrafią, oj potrafią, wystarczy popatrzeć, co archeologowie pod kierunkiem pana Stanisław Sinkowskiego i Małgorzaty Pytlak potrafią wyczarować ze skorupek zebranych na różnych stanowiskach (Konrad się męczy, jednak z jakim skutkiem!). Niestety, jednak znów moje wredne jaskółki wróciły do formy i szczebioczą na całe szeroko otwarte dzioby – nie uda się, zobaczysz, nie uda. No i na pohybel tym razem jaskółkom.

Kartusz herbowy można bowiem oglądać w różnych wydawnictwach o mieście na siedmiu wzgórzach, ale to nie to samo, co stanąć oko w oko z oryginałem. Mnie wzrusza za każdym razem. Myślę, że takich wzruszliwych w mieście nad Wartą, Kłodawką i Srebrną znajdzie się znacznie więcej.

No i właśnie Bezbronna spowodowała, że zaczynam liczyć, ile to jeszcze do otwarcia szlaku nocnego szwędania się po kulturze i z kulturą zostało, i wyszło mi, że już niewiele. Bo tylko czwartek i piątek. No i super. Lubię tę imprezę bardzo i wdzięczna jestem Ewie Hornik i ekipie z Miejskiego Centrum Kultury, że ją wymyślili, animowali i rozkręcili. Myślę, że nie tylko ja czuję wdzięczność. Bo po prawdzie to jedna z nielicznych bardzo wyrazistych imprez w Gorzowie. Festiwale i przeglądy sztuk wszelakich są już obecnie niemal wszędzie. Noce Muzeów także. A tu nasza prywatna, lokalna impreza, robiona wspólnie przez instytucje kultury oraz prywatne siły i takie fajne coś się urodziło, i już okrzepło. No bo wszak piąteczka stuka. Poważny wiek, jak na te niepoważne czasy, w jakich nam przyszło żyć.

No a teraz z innego kątka. Może to trudno w to uwierzyć, ale w samym centrum powstał plac zabaw dla dzieci. Tak, tak, rzadkość wielka. A placyk – niezbyt ci on wielki jest, ale jednak, powstał przy ul. Dzieci Wrzesińskich. No i jak dla mnie super sprawa. Małe już nie będą musiały spacerować z babciami po centrum i szukać rozrywek w postaci ganiania latających kur – znaczy się gołębi – tylko pójdą sobie na zjeżdżalnię i huśtawkę (kolejny trudny wyraz po chuliganach, przy których muszę zaglądać do słownika ortograficznego) na skwerek przy Dzieci Wrzesińskich. No i bardzo dobrze, bo o małe dbać trzeba i mądrze je wychowywać.

No i z jeszcze innego kątka również. Jak wiecie, będzie kolejny mural. Tym razem na kamienicy, przy której jest wejście do amfiteatru. Będą tam dwie tancerki. Jedna w stricte cygańskiej, estradowej sukni – bo one tak nigdy na bogato nie chodziły, druga też w sukni, ale jakby stylizowanej trochę na polską, ludową tradycję. No i napis będzie – Romane Dyvesa – Cygańskie Spotkanie. Kosztować ma coś koło 7,5 tys. zł. No i kolejny raz super. Warto, a wręcz trzeba dbać o tradycję, dobre kontakty, uwieczniać i upamiętniać kulturę sąsiadów (moich na przykład), która nie tylko nas samych ubogaca, ale i miastu bez wyrazu obecnie, które leży na siedmiu wzgórzach i nad trzema rzekami, koloru dodaje i dobrej sławy przy okazji przyczynia. Ale mnie jak zwykle naszło do głowy kilka konstatacji.

Pierwsza jest taka. Najpierw państwu Dębickim i stowarzyszeniu miłośników kultury romskiej odmawia się pieniędzy na organizację festiwalu Romane Dyvesa, bo... Potem łaskawie się dorzuca jakieś złotówki, ale urzędnik z wysokości zajmowanego stanowiska poucza twórcę i organizatora, co powinien i jak. Dramat. A potem się chwali właśnie Romane Dyvesa jako tym sztandarem wielokulturowości – vide – „Kawa czy herbata” w programie pierwszym telewizji publicznej. Mają jednak to szczęście urzędnicy, że Edward Dębicki nie powiedział – a teraz to się wypchajcie i jego tancerki się w na bulwarze i w telewizji pojawiły.

Druga jest natomiast taka. Szkoda, że pani plastyk Iga Gumowska sięga po twórców spoza miasta na siedmiu wzgórzach. Trochę tu artystów z osiągnięciami jest. Oni też potrafią. Myślę sobie, że najpierw trzeba wykorzystać własny potencjał, potem posiłkować się desantem. Wiem, wiem, dobre nazwisko, dobra ręka. Ale nikt z decydentów jakoś nie chciał zaufać rodzimym, którzy są. No jednak szkoda.

No i kolejna. Tym razem dobra. Fajnie, że stara kamienica dostanie mural. Bo teraz Zakład Gospodarki Mieszkaniowej będzie musiał stanąć na głowie i wyremontować elewację. A jak znam dyrekcję – a znam i lubię, to wiem, że lada chwilka, lada momencik, tak się stanie. A potem, kto wie, może i następne….

No i kończę, bo trochę przydługie wyszło i jak zwykle z labidzeniem. A nie miało tak być.

P.S. A pogrzeb wspaniałej archiwistki i fantastycznego, życzliwego wszystkim człowieka, pani Stanisławy Janickiej jest w czwartek o 11.00 na cmentarzu komunalnym przy ul. Żwirowej. No żal wielki. Ot, takie prywatne smutki Renaty Ochwat o ludziach, których ceniła, lubiła, szanowała i miała ten honor i zaszczyt, że uznali ją za swoją znajomą. A z panią Stenią - bo tak do niej zawsze mówiłam - tak było. To ona zdecydowała, że będę jej znajomą i za to wdzięczna będę, dopóki... No wiecie, dopóki...

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x