Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Hugona, Piotra, Roberty , 29 kwietnia 2024

Jazzowa kanonada

2013-06-26, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

No i kto by się spodziewał, że młodym europejskim jazzmanom i ich menago spodoba się miasto nad trzema rzekami. Otóż ni mniej, ni więcej, a European Jazz Orchestra (EJO) chce tu znów zagrać, po raz czwarty z rzędu, co jest rekordem świata w skali całego świata – nota bene mówiąc.

O telefonie z Danii, bo tam EJO jest umocowana, dowiedziałam się od prezesa Dziekańskiego, no bo od kogo innego miałabym to wiedzieć? Otóż menedżment EJO zadzwonił do prezesa z uprzejmym zapytaniem, czy nie da się znów tu zagrać. Prezes cały w skowronkach, odparł, że jak najbardziej i teraz szuka tylko sposobnego momentu i miejsca. A dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że EJO ma taki święty, przestrzegany od lat rytuał. Otóż występuje w jednym miejscu w Europie, Azji, Ameryce czy na Księżycu tylko raz. Bo wszak tyle pięknych miejsc jest na świecie, do których EJO może zajechać. A tu masz, niespodzianka, bo będzie to czwarty koncert – co do tego, że będzie, to nie mam wątpliwości, pytanie tylko, gdzie?

Może słówko o EJO –  to jedyny taki projekt w Europie, bo jak w USA czy Kanadzie jest, po prostu nie wiem. Otóż do EJO każdorazowo – znaczy w danym roku, zapraszani są obiecujący młodzi muzycy z całego kontynentu. Takoż samo jest i z dyrygentem. Razem pracują, potem razem koncertują w wybranych krajach i wybranych miastach Starego Kontynentu. Z naszych muzyków grał w EJO puzonista Grzesiek Turczyński, prywatnie brat osobisty znanego dziennikarza TVP 3, czyli telewizji lubuskiej, Wojciecha Turczyńskiego, co to także wykształconym bębniarzem, ups, sorry, perkusistą, jest. Dziś Grześ gra z Jose Torresem, samby, mamby i inne latynoskie rytmy. Nota bene Jose Torres swego czasu dość często zaglądał do piwnicy jazzowej przy Jagiełły. A jak ostatnio grał projekt w Filharmonii Gorzowskiej, to też zajrzał, zwyczajnie towarzysko. Fajnie było.

Ale wracam do EJO. Jak orkiestra zagrała pierwszy raz, zatrybiło okropecznie. Fanom spodobał się żywioł młodych, młodym klimat i fantastyczne przyjęcie zgotowane przez Jazz Club Pod Filarami i jazzfanów. No i zapragnęli przyjechać kolejny raz. I przyjechali. I to było pierwsze odstępstwo od normy. Potem był raz drugi i trzeci. A że skład się co roku zmienia – menago jest tylko takie samo – no to daje do myślenia. Ale deliberować nie będę. No może troszkę. Może wśród młodych, jeszcze się wspinających po szczeblach do kariery poszła fama, że miasto nad trzema rzekami ma takie miejsce, że i jazzu tu ludzie słuchają, i jamowanie się udaje. Nie wiem. Wiem natomiast, że menedżerów EJO ujął profesjonalizm w każdym calu. I dzięki temu znów młodych, fantastycznych ludzi zobaczymy i usłyszymy. A jak po ich występie jakiś jamik się urodzi, to będzie tym bardziej pięknie. Bo że się w klubie jamowanie odbędzie, pewna jestem na maksa. Tylko trzeba trzymać kciuki, żeby prezesowi udało się znaleźć świetne miejsce na koncert. Ale jak znam życie i Dziekańskiego, to ma już trzy tysiące lokalizacji w głowie i teraz będzie wybierał tę najlepszą. Wiem, że się uda.

No i po ostatnie, dlaczego tak o tym dużo piszę. Ano dlatego, że w ślad za występami EJO idą rewelacyjne teksty o miejscach, gdzie orkiestra wystąpiła, ocena lokalizacji, walorów muzycznych, turystycznych i innych. Wiem od jazzfanów z Niemiec, że między innymi dzięki opinii muzyków z EJO zdecydowali się na jakiś koncert tu przyjechać i byli oczarowani. I wrócili po raz kolejny, bo do Gorzowa z Berlina to rzut beretem – niech będzie moim z antenką. Nie napisałam celowo w drugą stronę, czyli z Gorzowa do Berlina, bo to oni nas sobie wybierają. Taki oto life.

A skoro przy jazzie jestem, to chcę powiedzieć jedno jeszcze. Otóż ksiądz prałat, przez zaprzyjaźnione grono (ja, niestety, do niego nie należę) zwany szefem, czyli Witold Andrzejewski, też ostatnio zabrał głos w sprawie Filarów. Otóż w jednej z gazet pokazał się obszerny wywiad z szanowanym prałatem, nota bene Honorowym Obywatelem Miasta, który słówko powiedział o klubie. Najpierw obwieścił miastu i światu (urbi et orbi – jak chce łacińska maksyma, jak kolejność pomyliłam, no cóż trudno, łacina to trudny język i dawno się jego uczyłam), że fakt posiadania w mieście na siedmiu wzgórzach teatru i filharmonii to żadna sztuka, bo wszędzie one są, lub też prawie wszędzie. Natomiast tym, co jest odrębne, jedyne w sobie, oryginalne i niepowtarzalne, to jest Jazz Club Pod Filarami, jego szef i Mała Akademia Jazzu, kształcąca dzieci i młodzież, uwrażliwiająca na muzykę, fakt, trudną, ale jakże wartościową. I dodał, że na ten fenomen trzeba chuchać i dmuchać oraz pielęgnować wszelkimi siłami.

I tak sobie myślę, że skoro do decydentów jakoś nie trafiają głosy zwykłych ludzi, dziennikarzy, radnych, przedstawicieli świata muzycznego, fanów, członków Stowarzyszenia Gorzów Jazz Celebrations, to akurat zdanie Honorowego Obywatela Miasta powinno w końcu dotrzeć. Bo mądrych trzeba słuchać. Tajemnicą żadną nie jest, że Prałat bywał często w piwnicy jazzowej, takoż i inni duchowni. I zawsze dało się rzeczowo pogadać o muzyce. To tak do rozważenia.

No i jeszcze z jazzowego kątka. Szeryf naszego miasta TJ znów zachował się super. Przyznał Michałowi Wróblewskiemu – pianiście jazzowemu – mieszkanie. No i bardzo dobrze, po Adamie Bałdychu to drugi muzyk, któremu rodzinne miasto okazało przychylność. Czyli tworzy nam się coś na kształt Wrocławia, z jego polityką polegającą na przyjaźni z artystami. Zaczął to obecny minister kultury pan Bogdan Zdrojewski (jak był szeryfem Wrocławia), a godnie kontynuuje zadanie i pomysł jego następca, obecny szeryf miasta nad Odrą i tysiącem kanałów – pan Rafał Dutkiewicz.

No i jeszcze z jazzowego kątka – otóż powstała Rada Programowa Jazz Clubu Pod Filarami, ale o tym w innym tekście i przy innej okazji.

I pro domo sua, dziś można się wybrać do kina. W 60 Krzesłach filmy „W cieniu” oraz „Parada”. W Heliosie na plakacie ciągle jest „Dziewczyna z szafy” Bodo Koksa (lub też Koxa), polski film z bardzo dobrymi recenzjami – polski „Rain man” o nim piszą. Trzeba zobaczyć, ja mam w każdym razie taki plan. No i poza tym, czynne są galerie z bardzo dobrymi wystawami, też pomysł na nudne popołudnie. Także do książnicy wojewódzkiej można zajrzeć, jest co oglądać i prasę przy okazji przejrzeć można.

I żeby nie było, że tylko o kulturze. To z tej innej mańki. Chyba zmienia się świadomość właścicieli psów. Otóż, proszę sobie to wyobrazić, albo też zwizualizować – mówiąc nowomową naszych czasów – coraz częściej widzę właścicieli czworonogów z torebeczkami, którzy sprzątają po ulubieńcach. Nareszcie. Państwu ze zwierzakami gratulacje się należą, a nam, zwykłym zjadaczom chleba, słowa ulgi. Nareszcie świta jakaś Europa.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x