2013-11-03, Komentarze na gorąco
Kiedyś październik, w czasach słusznie minionych. był miesiącem oszczędzania.
Oszczędzania na lepsze albo i gorsze czasy. Teraz w lepszych czasach, aczkolwiek dla wielu gorszych, listopad stał się miesiącem narodowego smucenia, choć może i powinien być miesiącem radości.
Za nami Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny, czyli czas pielgrzymowania po grobach bliskich i dalekich, czas wspominania tych, co opuścili ten ziemski padół i są wolni od trosk wszelakich związanych z codziennym życiem. W wielu kulturach to także czas radości niepozbawionej refleksji, ale nie u nas. U nas to czas powtarzalnego rytuału oraz przygnębiającego smutku, z którego nie płynie nic radosnego i nie ma mocnego optymistycznego przesłania.
Przed nami 11 listopada, święto Odzyskania Niepodległości, czyli dzień, który winien być szczególnie radośnie obchodzony. Pełen przypomnienia, ale przed wszystkim radosnego uniesienia i zabawy. Ale nie u nas. U nas musi być tylko pompatycznie, z zadęciem, dostojeństwem i śmiertelną powagą. Do tego stopnia, że wielu z nas świętować się odechciewa, a młodym ten dzień kojarzy się wcale nierzadko z żałobą narodową.
To kwestia klimatu, potrzeby zamartwiania się czy w ogóle taki smutny z nas naród?
L.Z.
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.