2014-03-17, Komentarze na gorąco
Czytam i słyszę, że gorzowscy działacze dobrze oceniają wstępne listy kandydatów z naszego okręgu w wyborach do parlamentu europejskiego.
Nikt jednak nie zastanawia się jakoś nad tym, czy społeczeństwo ocenia dobrze takie listy i takie wybory. A społeczeństwo, według wszelkich znaków na niebie i ziemi, ocenia bardzo źle. Bo to nie jego listy, nie jego wybory i dlatego gremialnie nie weźmie w nich udziału.
Lubuskie i zachodniopomorskie tworzą w tych wyborach wspólny okręg wyborczy, co już wydaje się być nieporozumieniem. Jakie szanse bowiem ma kandydat z naszego regionu w zderzeniu z kandydatem z województwa sąsiedniego? Marne, albo żadne, bo tam po prostu jest więcej mieszkańców. Casus Artura Zasady, europosła z Zielonej Góry startującego pięć lat temu z list PO niczego tu nie dowodzi i jest tylko wyjątkiem od reguły. Z drugiej strony na przygotowywanych listach partyjnych na tzw. jedynakach mamy w dużej mierze klasycznych spadochroniarzy, którzy jako jedyni maja właściwie szansę na jakiekolwiek mandaty. Co jednak z naszym województwem i okręgiem wyborczym mają wspólnego Dariusz Rosati (PO) czy Paweł Piskorski (Europa Plus – Twój Ruch) ? To ja już wolę Jolantę Fedak (PSL) czy Bogusława Liberadzkiego (SLD), a nawet Marka Gróbarczyka (PiS), którzy jednak związani są z Ziemia Lubuską czy nawet Pomorzem Zachodnim, aczkolwiek nie są politykami z mojej bajki. W tej sytuacji nie poprę jednak nikogo, bo nie pójdę zwyczajnie na wybory. Pojadę raczej na ryby, nad jakieś nasze piękne jezioro. Ryby ponoć także głosu nie mają, przynajmniej słyszalnego.
Rozumiem, że w europarlamencie potrzeba ludzi doświadczonych, z ogromną wiedzą w różnych obszarach, potrafiących się poruszać na europejskich salonach i porozumieć w ludzkim języku. Jednakże pod rządami takiej ordynacji wcale nie muszę ich wybierać, bo nie chcę się podpisywać pod pewną lubusko-zachodniopomorską fikcja. Skoro 51 polskich europosłów ma tworzyć narodową reprezentację różnych sił partyjnych, które na forum europejskim tworzą poniekąd obligatoryjnie różne polityczne frakcje, to powinno znaleźć swoje odbicie w wyborczych procedurach. Dlatego właściwsze i uczciwsze wobec wyborców byłoby tworzenie list krajowych, na które oddawalibyśmy głosy. Bez dzielenia na okręgi, w których ani politycy, ani wyborcy nie mają decydującego głosu, bo ten należy i tak do partyjnych liderów. Byłoby to więc jakby usankcjonowanie tego, co się w praktyce dzieje. Z drugiej zaś strony partie miałaby możliwość lepszej prezentacji i weryfikacji swoich najlepszych kandydatów.
Dlatego jednak nikt nie chce tego? Przecież w tym akurat przypadku Unia Europejska niczego nam nie narzuca, do niczego nie zmusza… Wybory to jednak nie ogórek, ser czy wędlina pod specjalnym nadzorem unijnych przepisów.
Jan Delijewski
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.