2014-06-14, Komentarze na gorąco
Sobotnie przedpołudnie na terenie byłych koszar saperów, dziś popularnym campusie PWSZ. Na zaniedbanym skwerku przylegającym do dawnego placu apelowego krząta się całkiem spora gromada ludzi. Wśród wielu młodych twarzy widać członków tzw. grupy pomnikowej, mecenasa Jerzego Synowca, przedsiębiorcę Arkadiusza Grzechocińskiego, byłego wysokiego urzędnika magistrackiego Leszka Rybkę. Dziś działają w sformalizowanej strukturze – Towarzystwie Miłośników Gorzowa, którego nazwa oddaje w pełni cele i charakter stowarzyszenia.
Realizują wielkie i efektowne projekty, bo wkrótce stanie kamień upamiętniający obecność synagogi w Gorzowie, zostanie postawiona ławeczka, na której zasiądzie mieszkanka przedwojennego Landsberga – Christa Wolf, pojawi się także popiersie legendarnego Zenona Bauera. To ich zasługą jest pojawienie się w miejskiej przestrzeni wielu pomników, które pozbawione koturnowości mają swój niezaprzeczalny urok stanowiąc wielką atrakcję miasta.
Ale dziś pokazują, że zajmują ich także sprawy na pozór o wiele mniej ważne, a na co dzień przeszkadzające nam wszystkim w codziennym życiu, wszechobecny bałagan, zaniedbania nieprzystające do standardów obowiązujących w dzisiejszych czasach.
Stąd ich obecność na tym skwerku, który swym wyglądem znacznie odbiega od efektownie odnowionych budynków uczelni i sądu. Zakres prac wcale niemały, trzeba było wyciąć palnikiem jakąś koszmarną, powojskową konstrukcję dziś nikomu do niczego potrzebną, wyrwać chaszcze i całkiem spore krzaczory, odnowić i pomalować ławeczki, posadzić kwiatki dostarczone przez zaprzyjaźnionego ogrodnika – Wawrzyńca Zielińskiego.
W ten sposób wysiłkiem ludzi, którym się chce, którym o coś chodzi, którzy nie pustymi słowami, a konkretnym działaniem udowadniają miłość do swojego miasta, zostanie uporządkowany mały kawałeczek Gorzowa, powstanie miejsce gdzie studenci, czy sądowi interesanci będą mogli przysiąść, odpocząć, ucieszyć oczy pięknem kwiatów i trawników. Jest w tym działaniu coś imponującego i na swój sposób zaskakującego. Bo oto metodą klasycznego subotnika, a więc działania żywcem przeniesionego z poprzedniej epoki na naszych oczach powstaje coś pięknego i pożytecznego. I niech wstydzą się ci, którzy w tych działaniach widzą niecne plany związane z nadchodzącymi wyborami samorządowymi.
Jestem zbudowany postawą tych wszystkich ludzi i deklaruję, że przy następnej okazji pojawię się wśród nich z odpowiednimi grabkami, czy innym szpadlem.
Jerzy Kułaczkowski
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.