2014-06-18, Komentarze na gorąco
Kiedy po studiach w Poznaniu szukałem pracy i życiowych perspektyw koniecznie chciałem powrócić na Ziemię Lubuską.
Mogła być Zielona Góra, ale padło na Gorzów, ze względu właśnie na owe perspektywy, które miało młode wojewódzkie miasto pod koniec lata siedemdziesiątych ubiegłego wieku. W każdym razie nie chciałem pozostać w szeroko rozumianej Wielkopolsce, choć miałem ciekawe propozycje pracy i płacy. Przed wszystkim z powodów mentalnych i sentymentalnych.
Od Wielkopolski jednak tak całkiem nie uciekłem, chociażby przez ten przymiotnik w nazwie miasta. Od początku mi on przeszkadza, irytuje mnie i gnębi. Ale to pół biedy, gorzej, że on miastu i nam w dzisiejszym świecie szkodzi - wizerunkowo i biznesowo. Nie dosyć, że mylnie sytuuje nasze miasto w Polsce, to jeszcze deprecjonuje i degraduje w oczach mieszkańców kraju i świata. I złości mnie już tłumaczenie, że Gorzów jest miastem wojewódzkim leżącym poza najszerzej nawet pojmowaną Wielkopolską. Niestety, często się zdarza, że wręcz mylą nasze miasto z Gorzowem Śląskiem. I wychodzi, że Śląski czy Wielkopolski, i tak nieznany, bo to chyba jakaś mała mieścina…
Dlatego podpisuję się obiema rękami pod tym co mówi Tadeusz Sienkiewicz w naszych „Trzech pytaniach” o tym, co trzeba i należy zrobić z tym Wielkopolskim członem w nazwie. Najlepiej odesłać do Poznania. A przy okazji przypominam, że takie też były deklaracje wyborcze prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka, który zapewne znowu stanie do wyborów. I mnie także nie przekonują argumenty o kosztach, bo cała operację można przeprowadzić tak by była jak najmniej uciążliwa dla gorzowian, przedsiębiorców i miasta. Zresztą, żeby zyskać, trzeba najpierw stracić.
Jan Delijewski
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.