2014-07-24, Komentarze na gorąco
Marszałkowskie służby nie szczędzą starań i pieniędzy, by krzewić i promować lubuskie winnice i płynące z nich wino.
Promując przy okazji osobę marszałek Elżbiety Polak. Trochę szkoda jednak tego starania i jeszcze bardziej tych pieniędzy, które można byłoby spożytkować z lepszym skutkiem na inne cele. Przede wszystkim dlatego, że mimo wszystko to nie jest to wino, bo to nie ten klimat, nie te warunki i nie te tradycje, o czym przypominają publikacje, które powiadają, że na tych ziemiach owszem uprawiano kiedyś winorośl i robiono wino, ale najlepiej nadawało się ono do przerabiania na winiaki.
Dlaczego więc marszałkowscy uparli się i trwają z uporem godnym lepszej sprawy przy winorośli i winie? Tego nie wie nikt. Dla mnie jest to przejaw marszałkowsko-lubuskiej megalomanii i pychy. Stąd ta nieodparta chęć i potrzeba robienia czegoś wielkiego, choćby winnego. Oczywiście, jak chcą ludzie uprawiać winne krzaki i robić z nich lepsze lub gorsze wina, niech uprawiają i robią, ale bez tego urzędowego zadęcia i przesadnego wspierania za publiczne pieniądze, których ciągle przecież brakuje. Niech sadzą sobie winne krzaki, niech robią to wino i nawet je sprzedają lub sami pija, ale na własny rachunek lub na własne potrzeby. Tym bardziej, że są przecież liczne europejskie kraje i krainy, gdzie siłą rzeczy wyrabiają znacznie lepsze wina, i to bez rządowych czy samorządowych dotacji, urzędowego wsparcia i publicznych pieniędzy.
Nie róbmy więc z lubuskiego wina publicznego biznesu, bo nim nie będzie. Może być co najwyżej ciekawostką w nieciekawym regionie. Podobnie jak lotnisko w Babimoście.
Leszek Zadrojć
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.