2014-08-28, Komentarze na gorąco
Pieniądze zawsze wzbudzają ciekawość i emocje. Często przesadne i nie zawsze służące jasnej sprawie.
Nie inaczej było na ostatniej sesji rady miasta, na której przedstawiono sprawozdania spółek i fundacji z udziałem miasta za ubiegły rok. A to za sprawą radnych PiS, Sebastiana Pieńkowskiego i Marka Surmacza, którzy na różne sposoby dociekali i pytali o koszty funkcjonowania spółek i zarobki zarządów.
Ta dociekliwość może byłaby zrozumiała i wskazana, gdyby połączona została z dyskusją o celach i zadaniach stojących przed tymi spółkami i fundacjami. Bo co znaczą koszty, zyski i straty, jak brakuje bezpośredniego odniesienia do efektów działania, zrealizowanych i niezrealizowanych celach? Niewiele albo i nic. A może realizowane przedsięwzięcia były zbędne; może trzeba zmienić cele, bo zmieniła się rzeczywistość i otoczenie; może wreszcie ta czy inna spółka lub fundacja przestała być potrzebne jako gospodarczy podmiot z udziałem miasta? A może trzeba właśnie stracić, by coś zyskać, gdyż akurat przemawia za tym ważny interes miasta i jego mieszkańców? Może mniejsza o koszty i straty, bo efekt się liczy, jest od pieniędzy cenniejszy? A może zysk sam w sobie nie jest w danym przypadku żadną wartością, ponieważ zarobione pieniądze należało wydać na bieżąco, by powiększały nasz wspólny majątek i dobrobyt oraz zaspakajały jak najszerzej miejskie potrzeby. I takich pytań, w takim kontekście oraz związanej z nimi dyskusji wyraźnie mi przy tym zabrakło. Bez tego zaś zaleciało populizmem, co może zyska jakiś tam poklask części wyborców, ale spółek, fundacji i miasta nie posuwa w rozwoju do przodu. Tym bardziej, że istotą miejskich spółek i fundacji nie jest zarabiane pieniędzy i wykazywanie zysków, ale realizacja ważnych ekonomicznie i społecznie zadań, na które miasto wcale nie musi mieć wyłączności czy monopolu.
Nie takiego też rozstrzygnięcia oczekiwałem w sprawie, która pod obrady sesji powróciła po kilkutygodniowej przerwie. W sprawie przyjęcia 27 tysięcy zł zewnętrznej dotacji (z jednoczesnym wydatkowaniem z budżetu zaplanowanych 19 tysięcy) na wyjazd studyjny urzędników do Herfordu oraz występy tam gorzowskiej filharmonii. Pod hasłem konieczności oszczędzania, w trosce o finanse miasta, radni większością głosów nie zgodzili się na przyjęcie pieniędzy, a tym samym na wyjazd. Wyjazd na zaproszenie m.in. landsberczyków, którzy od lat nie szczędzą grosza na różne przedsięwzięcia w Gorzowie. Rozumiałbym i nawet wspierał postawę radnych, gdyby od początku kadencji z taką troską i dbałością podchodzili do wszelkich przychodów i wydatków. Teraz jednak wygląda jakby radni, ze względu na wybory, nagle się przebudzili, zapominając równocześnie, że sami do Herfordu jeździli i przykładali rękę do wielu zbędnych innych wydatków. Na złość, na przekór prezydentowi i niemieckiej stronie?
Za to zgodnie z przewidywaniami radni zgodzili się na bezprzetargowe przekazanie firmie Książnicy Polskiej z Olsztyna lokalu księgarni na Hawelańskiej po to, żeby dalej tam mogła być księgarnia. Nikt nie zająknął się przy tym, że rada miasta (ta i poprzednie) w jakieś mierze jest współwinna ciężkiej doli gorzowskich handlowców w gorzowskim śródmieściu. Najpierw zgadzając się na dwie duże galerie handlowe niemal w centrum miasta, a później nie wypracowując razem z prezydentem żadnej polityki w zakresie ratowania (ożywienia) śródmieścia
I jeszcze, zupełnie na marginesie. Do końca kilkugodzinnej sesji rady miasta wytrwało 11 spośród 25 radnych (w tym większość z klubu PiS, reprezentanci innych klubów oraz niezależni) wybranych cztery lata temu. Ciekawe dlaczego i o czym to świadczy? Nie wszystkich przecież da się pilną koniecznością usprawiedliwić
Jan Delijewski
P.S. A urzędnicy i filharmonicy, i tak wyjeżdżają dzisiaj do Herfordu, bo jak powiedział już wcześniej prezydent Tadeusz Jędrzejczak, nie dopuści do kompromitacji miasta. Pieniądze na to jednak się znajdą. Skąd, gdzie, jakim sposobem? Takie pytania padną zapewne już na najbliższej sesji rady miasta. Odpowiedzi niekoniecznie. W każdym razie wyszło na to, że radni się troszczą i tylko troszczą, a prezydent robi swoje. Skutecznie.
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.