2014-09-05, Komentarze na gorąco
To co było oczywiste stało się faktem. Tadeusz Jędrzejczak jak najbardziej oficjalnie ogłosił, że chce kolejny raz być prezydentem miasta.
Tylko czy kolejny raz ta sztuka mu się uda? Tym razem może być znacznie trudniej niż poprzednio i to z wielu powodów.
Tadeusz Jędrzejczak prezydentem jest od 30 października 1998 roku, ale dopiero w 2002 r wybrany został w wyborach bezpośrednich (zmieniła się ustawa o ustroju samorządów). Przeżył nawet referendum w sprawie odwołania, które z względu na niską frekwencję okazało się nieskuteczne. Nie przeszkodziły mu w wygrywaniu prokuratorskie zarzuty, sądowe batalie i wyroki w tzw. aferze budowlanej, o której po latach można powiedzieć, że była dętą sprawą, choć jeszcze się nie zakończyła. Ale paradoksalnie, teraz kiedy sprawa sądowa zmierza jakby w korzystnym dla T. Jędrzejczaka kierunku, jego szanse na reelekcje wydają się mniejsze. Tak przynajmniej wynika z różnych sondaży, analiz i komentarzy. Nadal jednak wydaje się być kandydatem numerem jeden do najważniejszego fotela w urzędzie miasta.
W wyborach 2006 r. obecny prezydent wygrał w pierwsze turze uzyskując 50,60% głosów, czyli ledwo, ledwo przekraczając zwycięski próg. Znacznie lepiej poszło mu w 2010 r. kiedy w pierwszej turze miał poparcie na poziomie ok. 58%. W pobitym polu pozostawił, po raz wtóry, posłankę PiS Elżbietę Rafalską (ok. 19%), ale wówczas notowania PiS były stosunkowo niskie i społeczeństwo w większości miało dość rządów tej partii. Jeszcze gorzej wypadła przewodnicząca rady miasta Krystyna Sibińska z PO (18%), którą zgubiła nadmierna pewność siebie, aczkolwiek PO rosła w siłę i poparcie społeczne. Zupełnie zaś nie liczyli Artur Radziński z Forum dla Gorzowa (uzyskał 5%) i nikomu nieznany Hubert Piotr Beda jako przedstawiciel PSL (1%). Za Jędrzejczakiem głosowała większość, która widziała, że zmienia miasto i wierzyła, że zmieni je jeszcze bardziej.
Od tego czasu sporo się jednak zmieniło. Przybyło rozczarowanych, coraz częściej słyszy się głosy narzekania na jakość codziennego życia oraz przesadne koszty niektórych inwestycji i przedsięwzięć. Zwolenników prezydenta więc nie przybyło. Przeciwnie, jest raczej pewne, że ubyło, ale ilu – tego nie wie nikt. Inna sprawa, że nawet ci narzekający i psioczący dzisiaj mogą jednak na niego zagłosować, bo nie przypadną im do gustu kontrkandydaci. A przeciwnicy są tym razem naprawdę poważni i bardzo poważnie traktują swój udział w wyborach. I jest ich wyjątkowo wielu. Krystyna Sibińska (PO), Marek Surmacz (PiS), Ireneusz Madej (Stowarzyszenie na rzecz rozwoju Ziemi Gorzowskiej plus NSZZ Solidarność) i Maciej Szykuła (PSL) mogą razem zebrać wystarczająca ilość głosów, by niezbędna stała się druga tura. A i zapewne do tego wspólnego dorobku więcej może dołożyć, niż H.P. Beda cztery lata temu, ten piąty (kontrkandydat), czyli Rafał Zapadka z Kongresu Nowej Prawicy, jeśli wystartuje, co zapowiada.
I tak druga tura staje się wielce prawdopodobna. A tutaj może być różnie. Wszystkich kontrkandydatów łączy jedno hasło, czego nie ukrywają i mówią o tym głośno: Jędrzejczak musi odejść. I pod takim hasłem zapewne wszyscy mogą poprzeć tego jednego, który do drugiej tury się przebije. Jednakże wskazanie liderów wcale nie musi się przełożyć na poparcie elektoratu, bo np. wielu wyborców PO nie zechce głosować na kandydata PiS-u i odwrotnie. I w tym może być szansa i nadzieja prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka. Tym większa, że dużo zależeć będzie, w ewentualnej drugiej turze, od frekwencji przy urnach, a elektorat obecnego włodarza miasta wydaje się być bardziej zdecydowany i zdeterminowany.
Z cała pewnością będą to bardzo ciekawe wybory, których wynik może się ważyć do samego końca. Wcześniej jednak odbędzie się kampania wyborcza, która dopiero się przecież rozkręca i może nas jeszcze zaskoczyć.
Jan Delijewski
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.