2015-08-18, Komentarze na gorąco
Skoro wszyscy dookoła wzięli się za komentowanie i krytykowanie zmian personalnych w ZUO, to ja akurat dałem sobie na wstrzymanie.
Aby przez kilka dni przemyśleć rzecz całą i poszukać w niej jądra racjonalności. Nie tyle z wrodzonej czy nabytej przekory, ale żeby zwyczajnie zrozumieć istotę tej zmiany czy raczej zamiany miejsc w powszechnie znanej firmie komunalnej.
Marek Wróblewski przestał być prezesem Zakładu Utylizacji Odpadów, bo sam o to prosił, zapewne o to poproszony. Został jednak wiceprezesem ZUO i pozostał prezesem spółek zależnych, bo się na to zgodził. Dlaczego tak się stało? Oficjalnie nikt niczego nie wyjaśnia. Nieoficjalnie jednak wiadomo, że Marek Wróblewski stał się poniekąd ofiarą własnego sukcesu. I już kilka miesięcy temu jego odejście stało tylko kwestią czasu.
ZUO od lat należy do najlepszych firm w branży nie tylko w Polsce. Zbiera liczne certyfikaty, laury i nagrody. Posiada najnowocześniejsze linie technologiczne do segregacji śmieci. Odzyskuje i przetwarza surowce w stopniu znacznie wyższym niż inne zakłady w kraju. Poza tym na dawnym wysypisku śmieci dzięki ZUO powstało pole golfowe. W Stanowicach zaś rośnie ośrodek technologiczno-wdrożeniowy, prowadzone są naukowe badania i ekologiczne działania. A ponadto odbywa się tam edukacja młodzieży i restaurują zabytkowy pałac.
Jednym słowem: sukces! Ba, ale każdy sukces ma swoją cenę i koszty. To my przecież w dużej mierze w śmieciach płacimy za te wszystkie inicjatywy, inwestycje i sponsorowane działania. A śmieci mamy cholernie drogie. Gdzieś w tym wszystkim jakby więc zapodziała się istota działania firmy, wszak komunalnej, którą jest zbieranie i przetwarzanie odpadów, z pożytkiem dla miasta i jego mieszkańców. ZUO stało się taką naszą lokalną korporacją, holdingiem ze spółkami-córkami, które mało albo niewiele mają wspólnego z tym, do czego w istocie firma została powołana. ZUO nie jest także od sponsorowania miejskich instytucji i wydarzeń, czy od prowadzenia pola golfowego, do którego tylko w ub.r. dołożyło bodajże pół miliona złotych. Z czego dołożyło? Z pieniędzy zarobionych na śmieciach, za które wszyscy płacimy. Fajnie i miło, że na wysypisku śmieci powstało pole golfowe, ale jego administrowaniem powinien zająć się OSiR, jakaś spółka celowa, a najlepiej niech zostanie oddane komuś w dzierżawę, oczywiście na rozsądnych warunkach. Rozsądnego zrównoważenia być może wymagają także inne działania.
Zrozumiałe i oczekiwane w tej sytuacji wydaje się przewartościowanie celów i zadań firmy, do czego człowiek z zewnątrz najlepiej się nadaje. A tym człowiekiem może być nowy prezes, jeśli tylko posiada odpowiednie kwalifikacje i przygotowanie. Zresztą, nowy prezes, po wcześniejszych życiowych doświadczeniach, terminował zdaje się u boku M. Wróblewskiego już od kilku miesięcy, co zapowiadało właśnie prezesowskie zmiany. Były prezes, jako wiceprezes jest jednak gwarancją, że nic w ZUO się nie zawali, choć zapewne coś się zmieni. Oby tylko nie była to zmiana dla zmiany, acz nie odmawiam prezydentowi prawa do uprawiania własnej polityki kadrowej. Byle czytelnej i zrozumiałej dla mieszkańców, a tego od początku brakuje - za dużo w niej bowiem pomroczności. Jasnej, rzecz jasna.
Jan Delijewski
P.S. Bardzo chcę wierzyć w to, co napisałem, bo przecież nie może tylko chodzić o dostęp do konfitur, czy coś podobnego… A dymisję dyrektora Związku Celowego Gmin MG-6 litościwie przemilczę, bo powinna nastąpić znacznie wcześniej.
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.